Nowy numer 13/2024 Archiwum

Co ma piórnik do wiatraka?

Drzemie w nas duch pomysłowości i wynalazczości. Wiedza o tym podtrzymuje nadzieję w nas – oczekujących skutecznych sposobów na koronawirusa. Przypomniałem sobie tę dość oczywistą prawdę, buszując w szkolnych piórnikach własnych dzieci.

Do piórników wtargnąłem potajemnie – w przerwie pomiędzy zadaniem z ułamków, nad którymi łamałem głowę wraz z dziesięciolatkiem, a niełatwą, muzyczną wędrówką w górę i w dół pięciolinii z siedmiolatką. Wtargnąłem tam trochę z potrzeby odnalezienia temperówki, a trochę z ciekawości godnej badacza odległych kultur (świat dziecka dla rodzica czasem bywa nie mniej odległy niż ludy z wysp Papui-Nowej Gwinei). Powiem jedno: W piórniku aż roi się od wynalazków. Prędko relacjonuję, co udało mi się ustalić.

Otóż, weźmy taki ołówek. Wiecie Państwo, kto pierwszy wpadł na pomysł, żeby zmieszać glinę z grafitem, a następnie tę mieszankę wypalić i jeszcze... zapakować w drewniany patyczek? Tym kimś był Nicolas Conté. Swój gadżet (choć wówczas takie słowo raczej nie istniało) opatentował w dniu, gdy Austria i Rosja podpisywały trzeci rozbiór Polski. Z czasem w głowie innego wynalazcy, Hymana Lipmana, błysnęła myśl o doczepieniu do ołówka gumki. Nie błysnęłaby, gdyby wcześniej ktoś nie zauważył, że kauczuk wyciera ślady ołówkowego grafitu. Tym kimś był z kolei Joseph Priestley. Odkrył tlen, amoniak, chlorowodór, kwas siarkowy, tlenek węgla, tlenek azotu i... właśnie gumkę do ścierania ołówka. Chemik po prostu zauważył któregoś dnia, że kawałek kauczuku wyciera grafitowy pyłek, ale nie niszczy papieru. Wcześniej służył do tego miękisz chleba.

Jest i poszukiwana temperówka! Jej historia okazuje się niemal tak długa, jak długa jest historia ołówka. Na początku korzystano z noża. Później z większych lub mniejszych ostrzałek z nożykami lub papierem ściernym, na korbkę i bez korbki. Kieszonkową, czy raczej piórnikową, temperówkę z małym pojemniczkiem na wióry zaprojektował amerykański cieśla John Lee Love w 1897 roku. Budowa była bardzo prosta. Tak na marginesie: Dwa lata wcześniej pan Love skonstruował inne proste urządzenie, które służy murarzom do dziś – kielnię.

Honorowe miejsce w szkolnym piórniku zajmuje klej w sztyfcie. Mały, podręczny klej do papieru... – rozmyślał Wolfgang Dierichs podczas podróży służbowej samolotem. Zobaczył, jak pewna kobieta wyjmuje szminkę i maluje nią usta. A gdyby zamiast szminki zastosować klej? – przez głowę Niemca przeszła taka myśl. Nie do sklejania ust... Lecz papieru. Dierichs pracował w dużym chemicznym przedsiębiorstwie. Opracował projekt nowego kleju. Łatwego w obsłudze, nie brudzącego rąk. Był rok 1967. Dwa lata później niemiecki klej można było zakupić w 38 krajach świata.

Nie może zabraknąć pytania o długopis. No więc pytam o ten wspaniały wynalazek i odpowiadam. Zaczęło się jeszcze przed wojną... od obserwacji. Węgierski wynalazca i dziennikarz László Bíró przyglądał się, jak pracuje maszyna drukarska.  Śledził ruch jej elementów. Jedne zanurzały się w farbie drukarskiej, inne odbijały na papierze kształty liter, nie robiąc przy tym kleksów. Czysta robota... Nad nowym urządzeniem do pisania zaczął główkować razem ze swoim bratem chemikiem. Specjalny, szybkoschnący tusz, metalowa kulka na czubku zamiast znanej dotąd stalówki... Kilka lat zajęło im udoskonalanie wynalazku. Jako jedni z pierwszych długopisem zachwycili się brytyjscy piloci w czasie II wojny światowej. Na dużej wysokości wieczne pióro przestawało pisać. Końcówka ołówka mogła się złamać, stępić. Długopis wydał się niezawodny.

Z kolei historia taśmy klejącej ma początek w warsztacie samochodowym... Ale zostawmy rozwinięcie tego wątku jako zadanie domowe dla piórnikowych antropologów.

Przybory szkolne są tylko jednym z wielu przykładów kreatywności i zaradności człowieka. Niektórym mogą wydać się one przykładem dość banalnym w czasach, gdy ludzkość wypatruje wynalazków, które pomogą rozprawić się z pandemią koronawirusa. W ostatnich tygodniach wśród wielu e-maili, jakie spłynęły do redakcji, były i te z prośbą o „dobre wieści”. Po prostu, wszyscy jak jeden mąż jesteśmy spragnieni dobrych, budzących nadzieję wiadomości. Co ma piórnik do wiatraka? Ano to, że warto czasem rozejrzeć się wokół, dostrzegając szklankę do połowy pełną, a nie do połowy pustą. Walka z wirusem toczy się na wielu frontach. I sporo bitew już udało się wygrać. I to nie tylko w pracowniach naukowców. Ci, gdy ja piszę, a Państwo czytacie te słowa, prowadzą dodatkowo walkę z czasem. Budzi się w nas pomysłowość i dobro, wynalazczość i solidarność z potrzebującymi. Będzie dobrze.

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Piotr Sacha

Kierownik serwisu internetowego gosc.pl

Jest absolwentem socjologii na Uniwersytecie Śląskim oraz dziennikarskich studiów podyplomowych w Wyższej Szkole Europejskiej w Krakowie. Były korespondent Katolickiej Agencji Informacyjnej w Katowicach. W „Gościu Niedzielnym” pracuje od 2006 roku. Wieloletni redaktor „Małego Gościa Niedzielnego”. Autor książki dla dzieci „Mati i wielkie fałszerstwo”. Jego obszar specjalizacji to kultura, zwłaszcza współczesna literatura i muzyka, a także tematyka społeczna.

Kontakt:
piotr.sacha@gosc.pl
Więcej artykułów Piotra Sachy