Nowy numer 39/2023 Archiwum

Pod lupą pana Jantka

Widać to, co na pozór ukryte. Inna to, modlitewna perspektywa…

Niewielka izba drewnianego góralskiego domu w Brzegach. Oratorium. Centralne miejsce to stary klęcznik i krzyż. Jezus patrzy w dół wprost na klęczącego. A klęczący na Zbawiciela. Tu rozpoczyna dzień i pracę Jarosław Błażusiak, znany w sieci jako Jantek Gall. Inaczej nie dałby rady. – To mój główny warsztat pracy – mówi. W klęczniku widać wgłębienie od kolan…

Historie modlitwy

Tu wszystko ma swoje, najlepsze z możliwych, miejsce. W izdebce najmniejszy nawet kącik, od podłogi po sufit jest zapełniony zbiorami pana Jarosława. Zbiory różańców, modlitewników, modlitw – mających po kilkaset lat, setki zapomnianych, a pięknych ksiąg liturgicznych, obrazów, pasyjek… Te zbiory to dużo więcej niż pasja i chęć ocalenia dewocjonaliów z likwidowanych kościołów, strychów, a czasem śmietników. Eksponaty i cała izba, nazywana przez pana Jarosława „oratorium”, to miejsce modlitwy. Za świat, za grzeszników, za chorych, za potrzebujących. I chyba tak jest, że każdy z przedmiotów, omodlony w ciągu setek lat istnienia, omodlony również teraz przez pana Jarosława, przypomina i wzywa: nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię.

Kolorowe różańce wiszą równo obok siebie, w gablocie. Niektóre tak „omodlone”, że niemal widać ślady dłoni i słychać „Zdrowaś Maryjo”. Ten różaniec drewniany, niepozorny, przeszedł z właścicielem prawie cały świat. Szedł razem z polskim żołnierzem od Wilna na Wschód, potem z Armią Andersa przez Tobruk, Monte Cassino. Później przez Anglię do Stanów Zjednoczonych, by wrócić do Polski. A drewniane kapliczki mają po sto lat. Wycinane przez artystę najprostszymi maszynami. Takie kiedyś były dewocjonalia – proste w swoim pięknie i piękne w prostocie. – Bo nie dla człowieka były robione, nie dla ozdoby, lecz dla Boga – mówi pan Jarosław, przykładając do precyzyjnej ornamentyki swoją lupę. I może mieć rację...

Sztuka pokazywania palcem

– Nazywam się Jarek Błażusiak. Ale w sieci publikuję pod pseudonimem Jantek Gall. Dlaczego? Otóż lata temu, gdy były początki internetu i forów internetowych, to był mój pierwszy nick. I tak już zostało. To trochę góralska wersja Galla Anonima – a ja jestem trochę takim kronikarzem dziejów Kościoła i modlitwy.

Niedawno pan Jarek vel Jantek Gall pojawił się na Face­booku. Publikuje tam swoje zbiory – modlitwy. Ale przede wszystkim do modlitwy zachęca. – Jestem założycielem jednego z pierwszych katolickich portali, Laudate.pl. Tworzyłem go dłuższy czas zupełnie sam, od podstaw.

Pasją pana Jarosława jest też fotografia. W swoich zbiorach ma niezliczoną liczbę przepięknych fotografii rodzimych Tatr, przyrody podhalańskiej. – Fotografia to sztuka pokazywania palcem – tak brzmi według pana Jarosława definicja prac, które świadczą nie tylko o doskonałym wzroku, ale przede wszystkim o wrażliwości i umiejętności patrzenia nie tylko okiem, ale i sercem. Uczy patrzenia na to, co już dla wielu nieważne, spisane na straty, niemodne i na pozór w dawno przebrzmiałej estetyce.

Jak ten obraz kapliczkowy, ludowy, tutejszy, wiszący na ścianie. Obraz kapliczkowy, czyli rodzaj kapliczki, które na początku XX wieku były niemal w każdej chacie, przywędrował do pana Jantka z… kurnika. Ktoś widocznie zaniósł tam obraz, gdy w chałupie zawadzał, a może w nowym, murowanym domu dawne świątki nie wyglądały dobrze?

Nowe oratorium

Dwaj wielcy rycerze – św. Jerzy i św. Forian – przyjechali do pana Jarosława z targu staroci. Kiedyś będą wyeksponowani w nowym oratorium, które buduje. – Oratorium powstaje powoli, buduję dwie duże sale – tłumaczy. – Sam wszystko robię, gdy czas i siły pozwalają. I gdy mam jakieś fundusze, bo przecież robię to za własne pieniądze, a jestem rencistą…

Pan Jantek prowadzi na dół chałupy. Dwie nowe izby zaczynają przypominać muzealne sale. – Może faktycznie zgłoszę to miejsce jako muzeum? – zastanawia się. – Chociaż nadal będzie to miejsce modlitwy, spotkania z Bogiem, miejsce, w którym wszystkie przedmioty przypominają o tym, co w życiu chrześcijanina jest najważniejsze…

I gdy pan Jarosław skończy swoje dzieło, miejsce tu znajdą te wszystkie obrazy uratowane z likwidowanych zachodnioeuropejskich kościołów, stareńkie modlitewniki i otrzymane od dobrych ludzi stare krucyfiksy. A gdy przyjdą pierwsi pielgrzymi, św. Jerzy i św. Florian powitają ich w progu.

Pamiątki Kościoła prześladowanego

Z pewnością w nowym oratorium będzie i miejsce na eksponaty, które świadczą o historii Kościoła prześladowanego. Pan Jantek pokazuje srebrną tabakierę. Za komuny, gdy o paramenty liturgiczne było trudno, służyła do wyższych celów. – Ta tabakiera służyła jako… cyborium. Ksiądz nie mógł go kupić, więc wykorzystał tabakierę. A ponieważ wówczas cyboria miały być wyściełane złotem, to ksiądz – niemajętny przecież, poradził sobie sprytem – pan Jantek otwiera tabakierę-cyborium. W środku jest… „złotko” – najpewniej z opakowania po kawie. – Właściciel zmarł w latach 60. ubiegłego wieku. Dostałem po nim tę pamiątkę…

O prześladowaniach Kościoła w latach 40. i 50. przypominają też stare modlitewniki, pokreślone czerwonym atramentem przez… cenzurę. – Przed wojną wydane, potem zostały zniszczone przez komunistycznych cenzorów, którym nie podobały się całe fragmenty modlitw, którymi Polacy żarliwie modlili się od wieków – tłumaczy pan Jarosław. A „na cenzurowanym” głównie znajdował się Chrystus Król i Jego panowanie. Cenzor skwapliwie wykreślał też wszelkie fragmenty związane z modlitwą za Polskę. Nie podobał się mu też… diabeł.

Zabierz się za robotę!

Oratorium to misja czy powinność? – Robię to, co powinienem – odpowiada krótko pan Jarosław, przykładając do kolejnej książeczki lupę. A gdy spojrzy się przez nią, widać więcej. Każde słówko w modlitewniku, nabiera znaczenia... A nie zawsze tak było, bo przed kwietniem 2005 r. Jantek Gall był katolikiem letnim. – Byłem katolikiem przeciętnym, chociaż papież był mi bardzo bliski. Przypominał mi mojego wujka... – precyzuje. – Jeździłem za Janem Pawłem II, gdy przyjeżdżał do Polski na pielgrzymki. Zarówno przy moim wujku, jak i przy papieżu po prostu czułem się bezpieczny. Wstrząs, który przeżyłem, gdy umarł papież Polak, zmienił mnie i moje życie.

Gdy podczas papieskiej Mszy pogrzebowej zamknęła się księga, Jantek poczuł: „ja zrobiłem swoje, teraz ty działaj!”. I Jantek – Jarosław zaczął działać. Coraz więcej pomysłów, przynaglenia, by swoją pracą ewangelizować, by tworzyć własne media, docierać do ludzi. Któregoś razu opowiadał o tym wszystkim znajomemu księdzu, prosił o błogosławieństwo. Ksiądz pomysł poparł. Jednak obaj zapomnieli o błogosławieństwie. Na odchodne ksiądz dał mu stare modlitewniki. – W drodze powrotnej wypadł z modlitewnika obrazek z odręcznym napisem: „Z serca błogosławię. Kard. Karol Wojtyła”.

Skoro sam kardynał pobłogosławił, Jantek zaczął wydawać gazetkę parafialną. – To był tygodnik, którego byłem jednoosobową redakcją i składem przez pięć lat. Starałem się zbierać ciekawe materiały z regionu, publikowałem stare modlitwy.

A potem pan Jarosław założył portal Laudate.pl. Sam! – Udawało mi się tam zamieszczać trzy tysiące pieśni – każda ze wszystkimi zwrotkami. Bywało, że pieśń zawierała i 120 zwrotek. Samych litanii zamieściłem na portalu ponad tysiąc, a tekstów godzinek około stu…

Portal z biegiem czasu został zamknięty, bo koszty utrzymania przekraczały finansowe możliwości pana Jarosława. – Gorsze było to, że w pewnym momencie utraciłem też ogromną bazę danych – mówi. Ale i to była nauczka. Papierowe modlitewniki, modlitwy spisane i wydane drukiem okazują się trwalsze. Nośniki cyfrowe giną, a książeczki, otaczane rozmodlonymi dłońmi, zostają.

Rodzinne wzorce

Bóg, honor i ojczyzna. Dla Jantka Galla to nie czcze słowa, ale codzienność, najwyższe życiowe wartości. Wartości, które były bliskie jego przodkom. – Moi przodkowie byli w AK, patriotyzm to była dla nich konkretna walka o wolność, o Polskę – opowiada pan Jarosław.

Ważną postacią jest też dla niego – nieżyjąca od lat – babcia Eleonora. Była osobą głęboko wierzącą, szlachetną, rozmodloną. – Babcia, tercjarka franciszkańska, kiedyś podarowała mi brewiarek tercjarski – o ten, tu – wskazuje pan Jarosław starą książeczkę, przykłada do niej lupę. – To był mój pierwszy modlitewnik, początek zbiorów. Od babci dostałem i inne modlitewniki, a z biegiem lat wiele osób powierzało mi swoje, więc sporo ich się nazbierało.

Ten gest babci miał i inny wymiar – symboliczny: modlitewna sztafeta pokoleń musi przecież trwać.

Pan Jarosław przykłada lupę do pożółkłej książeczki – domowej relikwii. Drobniutkie literki przybierają formy litanii, próśb, modlitw przebłagalnych. Można czytać i jednocześnie modlić się razem z pierwszym właścicielem – skrybą. To ręcznie przepisana, odtworzona z pamięci książeczka do nabożeństwa, którą polski ksiądz sybirak Wiktor Woydak napisał na nieludzkiej ziemi… – Dostałem tę książeczkę od rodziny ks. Wiktora. Wywieziony na Syberię, spisywał wszystkie modlitwy, które pamiętał. Wrócił do Polski, na szczęście, a razem z nim – książeczka.

Modlitwa uratowała sybiraka. Tak jak tysiące Polaków w najtrudniejszych czasach i okolicznościach. A pod koniec marca ukaże się nowy modlitewnik: „Zachowaj nas, Panie – Modlitewnik na czas zarazy i epidemii”.

– Zachowaj, Panie – modli się Jontek, klęcząc na starym klęczniku. I patrząc prosto w oczy rozumiejącego Jezusa...•

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Agata Puścikowska

Dziennikarz działu „Polska”

Absolwentka dziennikarstwa i komunikacji społecznej na Uniwersytecie Warszawskim. Od 2006 r. redaktor warszawskiej edycji „Gościa”, a od 2011 dziennikarz działu „Polska”. Autorka felietonowej rubryki „Z mojego okna”. A także kilku wydawnictw książkowych, m.in. „Wojenne siostry”, „Wielokuchnia”, „Siostra na krawędzi”, „I co my z tego mamy?”, „Życia-rysy. Reportaże o ludziach (nie)zwykłych”. Społecznie zajmuje się działalnością pro-life i działalnością na rzecz osób niepełnosprawnych. Interesuje się muzyką Chopina, książkami i podróżami. Jej obszar specjalizacji to zagadnienia społeczne, problemy kobiet, problematyka rodzinna.

Kontakt:
agata.puscikowska@gosc.pl
Więcej artykułów Agaty Puścikowskiej

Quantcast