Nowy numer 21/2023 Archiwum

Nie chodzi tylko o mnie

Profesor Ewa Budzyńska opowiada o kulisach wszczęcia przeciwko niej postępowania dyscyplinarnego przez władze Uniwersytetu Śląskiego.

Andrzej Grajewski: 12 listopada 2019 r. poinformowała Pani rektora Uniwersytetu Śląskiego, że w związku z ideologicznymi, krzywdzącymi zarzutami studentów wobec swojej osoby i wnioskiem rzecznika dyscyplinarnego o wszczęcie postępowania oraz sugerowaną przez niego naganą składa Pani rezygnację z pracy. Można więc powiedzieć, że ci, którzy zainicjowali protest przeciwko Pani, osiągnęli w ten sposób swój cel.

Prof. Ewa Budzyńska: Nie sądzę. Czasami odejście w ramach protestu w takiej sytuacji, kiedy nie można już nic więcej zrobić, jest gestem symbolicznym. Kiedy otrzymałam oskarżenie w postaci anonimowego donosu ze strony studentów, uświadomiłam sobie, że równo 50 lat temu w podobnej sytuacji znalazł się mój ojciec, śp. Stanisław – polonista i historyk. Donos napisał na niego aktyw zetempowski, a rzecz działa się w jednym z gimnazjów męskich w Wielkopolsce. Ojciec był absolwentem Uniwersytetu Lwowskiego, w czasie okupacji ukrywał się przed aresztowaniem w ramach Intelligenzaktion, a mimo to był zaangażowany w tajne nauczanie.

Czego dotyczył donos na niego?

Niewłaściwego wychowania młodzieży męskiej. Dowodem miało być to, że wychowankowie ojca często wstępowali do poznańskiego Seminarium Duchownego. W ten sposób zmuszono go do wcześniejszego odejścia na emeryturę. Mnie spotkał podobny los, chociaż w zupełnie innych realiach historycznych.

Poskarżyli się studenci drugiego roku socjologii, którzy brali udział w fakultatywnych zajęciach o nazwie socjologia problemów społecznych międzypokoleniowych więzi w rodzinach światowych. Punktem zapalnym okazał się wykład wygłoszony przez Panią 17 grudnia 2018 r. O czym on był?

Przedstawiał koncepcje małżeństwa i rodziny w chrześcijaństwie ze zwróceniem szczególnej uwagi na katolicyzm. W jego trakcie poruszyłam m.in. takie kwestie jak aborcja, antykoncepcja. Uzasadniłam, dlaczego katolicyzm zakazuje antykoncepcji i wprowadza w to miejsce naturalne planowanie rodziny. Myślę, że największy protest wzbudził mój komentarz do aborcji.

W liście do rektora studenci ocenili, że narzucała im Pani poglądy związane z aborcją i „stygmatyzowała osoby, które mogły mieć doświadczenie związane z tym zabiegiem medycznym, nazywając go morderstwem, niezależnie od przyczyn”.

Stanowczo się z tym nie zgadzam. Niczego nie narzucałam. Informowałam o etapach rozwoju człowieka prenatalnego. Ongiś, będąc psychologiem, miałam okazję zapoznać się z psychologią prenatalną i wpływem tego etapu na późniejsze życie. Mając jednak na uwadze kontekst społeczny, używam raczej określeń „odebranie życia”, a nie „morderstwo”. Ten termin pojawił się, gdy przedstawiałam stosunek różnych wyznań chrześcijańskich do aborcji: od aprobaty i podkreślania prawa kobiety do decyzji po określenie, że jest to morderstwo, będące złamaniem przykazania Dekalogu – „Nie zabijaj”. Z tych powodów aborcja jest zakazana.

W skardze jest także zdanie, że definiowała Pani płody jako dzieci.

Tak, to jest dla mnie naturalny język. Dziećmi swoich rodziców jesteśmy niezależnie od okresu naszego życia. Jeśli zaś chodzi o zarzut piętnowania kobiet, które dokonały aborcji – nie zgadzam się z nim. Mam za sobą doświadczenie z poradni rodzinnej, gdzie pracowałam jako psycholog i wielokrotnie spotykałam się z dramatami kobiet, które dokonały aborcji. Te relacje pozwoliły mi odkryć wymiar ich głębokiego cierpienia, doświadczanego w późniejszym życiu. Zawsze okazywałam im wsparcie i wskazywałam możliwość przebaczenia samej sobie. Dlatego zarzut, że kogokolwiek stygmatyzowałam, jest absurdalny.

A kwestia narzucania studentom swoich poglądów, która również wybrzmiewa w tej skardze?

Nie narzucam, lecz prezentuję, informuję. Informacja o etapach rozwoju dziecka jest przecież przekazywaniem obiektywnych, naukowych treści, w dodatku obecnych w programach nauczania od klasy 4. szkoły podstawowej.

Rzekomo miała Pani także mówić negatywnie o osobach nieheteronormatywnych i podkreślać, że normalna rodzina składa się zawsze z mężczyzny i kobiety.

Jest w tym paradoks. Mówienie dziś o rodzinie pełnej, małżeńskiej, trwałej, w której rodzą się dzieci, posiadającej liczne powiązania krewniacze, odbierane jest jako stygmatyzowanie. Za chwilę pedagog nie będzie już mógł prowadzić wykładu na temat rodziny pełnej, trwałej i szczęśliwej jako najlepszego środowiska dla wychowania dziecka, gdyż zostanie oskarżony o stygmatyzowanie osób tworzących inne związki.

Czytałem ten dokument i mam wątpliwości, czy pisali go studenci. Genderowa nowomowa odnosząca się do określonych norm prawnych sugeruje, że tekst, który mógł powstać z inspiracji studentów, napisano w środowisku profesjonalnie zajmującym się tymi problemami.

Też mam takie wrażenie.

Ile osób podpisało się pod protestem?

Spośród 21 uczestników zajęć protest do rektora podpisało 12 osób.

21 października 2019 r. prof. Wojciech Popiołek, rzecznik dyscyplinarny ds. nauczycieli akademickich UŚ, po przeprowadzeniu postępowania wyjaśniającego skierował do komisji dyscyplinarnej wniosek o ukaranie Pani naganą m.in. za promowanie poglądów „radykalnokatolickich”. Czy wcześniej rzecznik rozmawiał ze skarżącymi się studentami?

Tak, z czworgiem z nich. Jak wynika z protokołu przesłuchań, dwojgu studentom okazano zeznania wcześniej zeznającego i oni je potwierdzili. Chcę także zwrócić uwagę, że w trakcie przesłuchania rzecznik zadawał studentom pytania sugerujące odpowiedź.

Podsumujmy zatem tę sprawę. Grupa liczyła 21 osób, pod listem protestacyjnym podpisało się 12 studentów. Przesłuchano czworo, ale wyjaśnienia będące podstawą oskarżenia złożyły tylko dwie osoby, pozostałe je potwierdziły. Dobrze to opisałem?

Dokładnie taka była podstawa wniosku prof. Popiołka, który podzielił większość zarzutów zawartych w skardze studentów i całkowicie odrzucił moje wyjaśnienia.

W 98. punkcie wniosku prof. Popiołek pisze, że wnioskowana przez niego kara ma być wyrazem „prewencji ogólnej i prewencji szczególnej”. Innymi słowy, oskarżając Panią, chce powiedzieć społeczności akademickiej: „Uważajcie, gdyż skończycie jak Budzyńska”.

Też tak to odczytuję. Jest to zarazem próba wprowadzenia na uczelnię cenzury.

Jak na postawienie Pani zarzutów zareagowało środowisko akademickie?

Początkowy okres był bardzo trudny. Jedyną osobą, która od początku mnie wspierała, m.in. poprzez napisanie listu do rektora UŚ, dziekana Wydziału Nauk Społecznych i dyrektora Instytutu Socjologii, był prof. Wojciech Świątkiewicz – kierownik zakładu, w którym jestem zatrudniona. Od tamtej pory w środowisku uczelnianym zaległa cisza, która trwa do dzisiaj.

A opinia publiczna?

Od postronnych osób, które dowiedziały się o wszystkim z mediów, otrzymuję wiele dowodów solidarności. Pomagają mi także prawnicy z Instytutu Ordo Iuris.

Wspierające Panią stanowisko zajęła także Rada Społeczna przy Arcybiskupie Katowickim. Zbierane są podpisy pod petycją do rektora UŚ.

Bardzo za to dziękuję. Dużo e-maili ze słowami wsparcia i solidarności, także zapewnienia o modlitwie, przychodzi na adres uniwersytecki. W części z nich pojawiają się relacje, że już wcześniej na uczelni zdarzały się takie zjawiska jak propagowanie ideologii gender czy otwarte prezentowanie się niektórych wykładowców podczas zajęć jako osoby homoseksualne, ale nikt nie miał odwagi na to reagować. Obawiano się problemów z zaliczeniem egzaminu bądź ośmieszenia czy piętnowania na forum grupy przez wykładowców lub zwolenników tamtych poglądów. To zaś oznacza, że element lęku, aby nie wychylać się, aby nie ujawniać własnych poglądów, już jest obecny w społeczeństwie.

Czego to jest przejawem?

Według mnie – miękkiego totalitaryzmu.

Kto i kiedy będzie rozstrzygał wniosek prof. Popiołka?

31 stycznia zbiera się Komisja Dyscyplinarna, której przewodniczącą jest prof. dr Elżbieta Kuraj, a członkami orzekającymi dr hab. Danuta Kurzyna-Chmiel i prof. dr hab. Tadeusz Rus. Oni podejmą decyzję.

Gdyby była możliwość powtórzenia wykładu z 17 grudnia 2018 r., powiedziałaby go Pani tak samo czy dokonała w nim jakiejś korekty?

Wygłosiłabym go tak samo.

Dlaczego?

Dlatego, że nie było w nim żadnych z zarzucanych mi przez niektórych studentów negatywnych zachowań. Zawsze staram się być bardzo otwarta i życzliwa wobec studentów. Staram się im pomagać w różnych, nieraz niełatwych sytuacjach. Nie zmieniłabym niczego w moim wykładzie także dlatego, że realizując prawo do wolności akademickiej, przekazuję wiedzę o najbardziej podstawowych wartościach, jak rodzina i prawo do życia. Z wywodu rzecznika dyscyplinarnego jednak wnoszę, że uczelnia powinna sporządzić spis treści zakazanych do nauczania w przestrzeni uniwersyteckiej.

Problem więc ma szerszy wymiar.

W tej sprawie nie chodzi tylko o mnie. Zdaję sobie sprawę, że jestem tylko pionkiem w szerszej walce o najważniejsze wartości, która toczy się nie tylko w Polsce. Niestety, Zachód już ją przegrał.•

Dr hab. Ewa Budzyńska

psycholog i socjolog. Pracownik naukowy w Zakładzie Socjologii Wiedzy Instytutu Socjologii UŚ. Wykłada socjologię moralności i socjologię rodziny.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Andrzej Grajewski

Dziennikarz „Gościa Niedzielnego”, kierownik działu „Świat”

Doktor nauk politycznych, historyk. W redakcji „Gościa” pracuje od czerwca 1981. W latach 80. był działaczem podziemnych struktur „Solidarności” na Podbeskidziu. Jest autorem wielu publikacji książkowych, w tym: „Agca nie był sam”, „Trudne pojednanie. Stosunki czesko-niemieckie 1989–1999”, „Kompleks Judasza. Kościół zraniony. Chrześcijanie w Europie Środkowo-Wschodniej między oporem a kolaboracją”, „Wygnanie”. Odznaczony Krzyżem Pro Ecclesia et Pontifice, Krzyżem Wolności i Solidarności, Odznaką Honorową Bene Merito. Jego obszar specjalizacji to najnowsza historia Polski i Europy Środkowo-Wschodniej, historia Kościoła, Stolica Apostolska i jej aktywność w świecie współczesnym.

Kontakt:
andrzej.grajewski@gosc.pl
Więcej artykułów Andrzeja Grajewskiego

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się

Quantcast