Reklama

    Nowy numer 12/2023 Archiwum

Weź się do roboty

O tworzeniu przestrzeni dla muzyki chrześcijańskiej mówi Michał Guzek z Fundacji Chrześcijańskie Granie.

Szymon Babuchowski: Festiwal Chrześcijańskie Granie obrósł w tym roku imprezami towarzyszącymi w postaci cyklicznych koncertów. Skąd taki pomysł?

Michał Guzek: Co roku rozeznajemy, w jakim kierunku ma iść festiwal. I przyszła taka myśl – wierzę, że od Ducha Świętego – żeby organizować także mniejsze koncerty. Takie, które będą procentowały kolejnymi wydarzeniami. Na chrześcijańskiej scenie muzycznej mamy wielki głód takich imprez. Dlatego powstała Mała Scena w chrześcijańskim klubie Agere Contra w Warszawie. Charakter tych koncertów jest nieco inny – kameralny, klimatyczny. Ale mamy też sporo zespołów, które lepiej zabrzmią na większej Scenie Festiwalowej – w Dobrym Miejscu na warszawskich Bielanach. I mamy, oczywiście, sam festiwal.

Czyli nie gracie już od „święta do święta”, tylko przez cały rok, w krótszych odstępach czasowych?

Na tym nam właśnie zależy. Scena muzyki chrześcijańskiej odżyje, gdy przybędzie wydarzeń i miejsc, w których będą mogły się one pojawiać. Wielokrotnie bywało tak, że zespoły zgłaszały się po festiwalu albo tuż przed nim, ale nie dało się już rozszerzyć programu. Wierzę, że dzięki Agere Contra i Dobremu Miejscu stanie się to możliwe.

Jak oceniasz obecny stan polskiej muzyki chrześcijańskiej? Czy przypadkiem nie kręcimy się wokół kilkunastu wykonawców?

Myślę, że podobne zjawisko dotyczy całej polskiej sceny rozrywkowej. Coraz trudniej młodym zespołom poszerzyć grono słuchaczy. Cyberprzestrzeń sprawiła, że mniej ludzi uczestniczy w wydarzeniach masowych. Ale za to mniejsze, klubowe koncerty mogą zyskiwać na popularności. Scena chrześcijańska ma tu ogromny potencjał. Pojawia się dużo ciekawych zespołów, lecz brak przemyślanej promocji powoduje, że po wydaniu płyty wykonawca często znika z pola widzenia. Jeżeli zespół liczy na to, że koncerty same się zorganizują, to może ponieść klęskę.

Widzisz szansę na powiew świeżości na tej scenie?

Myślę, że ten powiew jest, tylko my, ludzie Kościoła, nie stwarzamy przestrzeni, w których moglibyśmy go poczuć. Ogromne postępy czynione przez twórców występujących kiedyś na naszych Debiutach, jak Magda Frączek czy StronaB, są owocem kilku lat grania. Bo wykonawca ma motywację wtedy, gdy są odbiorcy jego muzyki. Gdy widzi, że płyty się sprzedają, ludzie przychodzą na koncerty.

Jak możemy pomóc w promowaniu muzyki chrześcijańskiej?

Myślę, że w większym stopniu powinniśmy wykorzystać media. Mam na myśli nie tylko tygodniki katolickie, ale również rozgłośnie radiowe. W tygodnikach chciałbym np. częściej móc przeczytać świadectwa muzyków. Bo przecież poprzez muzykę do ludzi trafia i przesłanie, i świadectwo. One są często głównym motorem twórców grających na tej scenie. Oni tworzą nie tylko po to, żeby pokazać się od strony muzycznej, ale żeby przekazać Ewangelię, która oddziałuje na ich życie i przemienia je.

Obserwuję ze smutkiem, jak niektóre katolickie stacje radiowe wycofują się z grania muzyki chrześcijańskiej na rzecz rozmaitych „złotych przebojów”. Czyżby wstydziły się tej muzyki?

Myślę, że wszystko zależy od ludzi zarządzających daną rozgłośnią. Oczywiście stacje kształtują swoją politykę w oparciu o słuchalność. Pewnie dlatego muzyki uwielbieniowej nie zagramy we wszystkich radiowych pasmach. Ale w innych już tak, np. wieczorem taka muzyka może się obronić. Jest trochę audycji, które ją promują, ale często są one, niestety, tylko kwiatkiem do kożucha.

W stacjach komercyjnych bywa jeszcze gorzej. Czasem wystarczy wzmianka o Panu Bogu, by piosenka nie miała szans zaistnieć.

Ale są też chrześcijańskie utwory, które się przebiły. Na przykład „Praise You” w wykonaniu Mary Mary – to piosenka, która jest uwielbieniem Boga, a grana jest w najlepszych pasmach antenowych. Możliwe, że my, chrześcijanie, nie potrafiliśmy przygotować gruntu, by z takimi mediami rozmawiać. Bo człowiek, który nie jest zewangelizowany, potrzebuje pewnego przygotowania. Nawet w Kościele mamy różne stopnie wrażliwości i powinniśmy z szacunkiem podchodzić do tych, którzy mają inne przekonania.

Ale też nie zamykać się w getcie.

Oczywiście. O tym, że chrześcijańscy muzycy mogą śmiało konkurować na rynku z innymi wykonawcami, świadczą choćby sukcesy chóru TGD, którego płyty stały się bestsellerami Empiku. Fenomenem była też pierwsza płyta Arki Noego, a ostatnio taką świeżość wniosła grupa niemaGOtu. Trzeba zwrócić jednak uwagę, że te wszystkie chrześcijańskie zespoły, które odniosły sukces, stworzyły coś prawdziwego, unikatowego. Tam, gdzie jest autentyczność i świeżość, tam nie ma problemu z tym, że coś jest chrześcijańskie.

Czyli pozostaje stworzyć kanały, żeby tę muzykę przekazywać dalej?

Kanały już mamy. Kiedyś usłyszałem od ks. Piotra Osińskiego, jednego z animatorów muzyki chrześcijańskiej w Polsce, słowa: „Weź się do roboty”. Jak masz dobry, rozeznany pomysł, i masz na to błogosławieństwo Kościoła, to zostaje ci jedno: wziąć się do roboty.

Które kanały wykorzystujemy zbyt słabo?

Bardzo często nie stosujemy tych najprostszych rozwiązań – nie zachęcamy innych. Okopujemy się w wąskim gronie, zamiast zapraszać na koncerty znajomych. W ten sposób pozbawiamy ich czegoś cennego. Sporo osób z mojego otoczenia zostało zewangelizowanych dzięki muzyce chrześcijańskiej. Pamiętam, jak kiedyś z mojej parafii wyjeżdżały autokary na festiwal Song of Songs. Mnóstwo młodych ludzi doświadczyło wtedy tej atmosfery, słyszało świadectwa muzyków. Ktoś ich przecież zaprosił: księża, katecheci…

Myślę, że właśnie w parafiach mamy dziś niewykorzystany potencjał. Wiele koncertów mogłoby się przecież odbywać przy kościołach.

A moim zdaniem muzyka chrześcijańska powinna wejść do klubów, kawiarni czy domów kultury, bo tam jest infrastruktura dla takich wydarzeń. Gdyby takich miejsc w Polsce było bardzo dużo, to i w parafiach pojawiłoby się większe zapotrzebowanie na muzykę chrześcijańską. Dzisiaj problemem tej sceny jest to, że księża często nie dostają informacji, że dany zespół funkcjonuje.

Ale czy katecheta przypadkiem nie powinien sam zainteresować się, co ciekawego z takiej muzyki mógłby podsunąć swoim uczniom?

Żyjemy w świecie mass mediów. Dobra promocja zespołu daje większą motywację do tego, żeby zorganizować koncert w parafii. Oczywiście musimy wybierać środki adekwatne do odbiorcy. Jeżeli modelowym odbiorcą jest osoba starsza, to nie zaadresujemy do niej hip-hopu, muzyki rockowej czy popu.

W parafiach chyba też pokutuje przeświadczenie, że muzyka chrześcijańska powinna być grana za „Bóg zapłać”.

Moim zdaniem pokutuje w nas brak wiary. Także w to, że robimy rzeczy wartościowe. Jeżeli sami nie widzimy w tym wartości, nie zdobędziemy rynku. Trzeba rozeznawać z Bogiem te tematy, ale też szukać pomocy u innych – dobrych menedżerów. Gdy spotykam się z zespołami, odnoszę wrażenie, że tak naprawdę nie wiedzą, do kogo chcą zaadresować swoją muzykę. Brak wyznaczonego celu doprowadza do tego, że stoją w miejscu.

Może po prostu zderzyły się z brakiem zainteresowania muzyką, którą tworzą. Chwytają więc propozycje, które się pojawiają…

Odwróćmy to: nie czekajmy na propozycje, tylko stwórzmy sobie przestrzenie, w których będziemy mogli grać! Jeżeli jest wyznaczony dobry cel, wszystko inne będzie dodatkiem. My np. postanowiliśmy, żeby robić co roku festiwal Chrześcijańskie Granie dla zespołów debiutanckich. Okazuje się, że na te teoretycznie mało znane zespoły sporo ludzi przychodzi. Dlaczego? Bo wierzymy w to, co robimy. Wierzę, że zespoły, które zapraszam na koncerty, są wartościowe. Boli mnie jednak to, że w nich samych jest mało wiary. Często wykonawcy nie angażują się w promocję własnych wydarzeń i liczą na to, że manna spadnie im z nieba.

To co powinni zrobić?

Potrzebny jest długofalowy plan, ale też rozeznawanie tego, czego Pan Bóg oczekuje w danym momencie ode mnie. Jeżeli wierzysz Bogu, to nie ma dla ciebie sytuacji nie do pokonania. Jeżeli dostałeś od Niego talent, to On zrobi wszystko, żebyś przez ten talent mógł ludziom o Nim mówić. Jako Fundacja Chrześcijańskie Granie co roku zaczynamy właściwie od zera. A mimo to przez dwa ostatnie lata urządzaliśmy duże koncerty na Arenie Ursynów. Bóg chciał nam w ten sposób pokazać, że z Nim możemy robić rzeczy niemożliwe.

Czego spodziewasz się po tegorocznym festiwalu, który czeka nas już 24 listopada w Dobrym Miejscu?

Zawsze jestem otwarty na to, co najlepszego da Bóg. Jeżeli będę polegał tylko na swoich siłach, a ponadto nie będę mieć wiary, mogę oczekiwać tego, co najgorsze. Mam nadzieję, że płyta prezentująca polską muzykę chrześcijańską, wydana z okazji festiwalu, a także transmisja imprezy przez media elektroniczne, m.in. portal gosc.pl, dotrze do młodych ludzi. Wierzę, że wiele osób zostanie dotkniętych dzięki świadectwu tych, którzy wystąpią.•

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Szymon Babuchowski

Kierownik działu „Kultura”

Doktor nauk humanistycznych w zakresie literaturoznawstwa. Przez cztery lata pracował jako nauczyciel języka polskiego, w „Gościu” jest od 2004 roku. Poeta, autor pięciu tomów wierszy. Dwa ostatnie były nominowane do Orfeusza – Nagrody Poetyckiej im. K.I. Gałczyńskiego, a „Jak daleko” został dodatkowo uhonorowany Orfeuszem Czytelników. Laureat Nagrody Fundacji im. ks. Janusza St. Pasierba, stypendysta Fundacji Grazella im. Anny Siemieńskiej. Tłumaczony na język hiszpański, francuski, serbski, chorwacki, czarnogórski, czeski i słoweński. W latach 2008-2016 prowadził dział poetycki w magazynie „44/ Czterdzieści i Cztery”. Wraz z zespołem Dobre Ludzie nagrał płyty: Łagodne przejście (2015) i Dalej (2019). Jest też pomysłodawcą i współautorem zbioru reportaży z Ameryki Południowej „Kościół na końcu świata” oraz autorem wywiadu rzeki z Natalią Niemen „Niebo będzie później”. Jego wiersze i teksty śpiewają m.in. Natalia Niemen i Stanisław Soyka.

Kontakt:
szymon.babuchowski@gosc.pl
Więcej artykułów Szymona Babuchowskiego