Nowy Numer 16/2024 Archiwum

W dobrych zawodach

Don Pietro Pappagallo, bohater serialu o tym samym tytule, do końca niósł otuchę współwięźniom, którzy wraz z nim zostali straceni w masakrze w Grotach Ardeatyńskich.

Telewizyjny miniserial Gianfranco Albano nie jest pierwszym poświęconym postaci charyzmatycznego księdza. Pietro Pappagallo już wcześniej stał się bohaterem jednego z najważniejszych filmów powojennej włoskiej kinematografii. Film „Rzym, miasto otwarte” Roberto Rosselliniego, uznawany za pierwsze dzieło włoskiego neorealizmu, kręcono prawie bezpośrednio po opuszczeniu miasta przez Niemców w 1944 r. Zdjęcia realizowano w autentycznej scenerii, bo Rzym nosił jeszcze ślady działań wojennych, a filmowe atelier zajmowało wojsko. Premiera w 1945 r. była wydarzeniem. Bohaterami byli zwykli, wywodzący się z różnych środowisk ludzie, których zjednoczył wspólny cel. Głównymi postaciami filmu byli ksiądz i komunista. Wszyscy wiedzieli, że pierwowzorem kapłana, noszącego w filmie nazwisko Pellegrini, był ks. Pietro Pappagallo. Komunista to partyzant Manfredi. Film nie relacjonował dokładnie losów księdza, bo nie był obrazem biograficznym, za to wiernie oddawał sytuację polityczną i społeczną Włoch na krótko przed wyzwoleniem. Bohaterów dzielił światopogląd, ale łączyła walka ze wspólnym wrogiem. „Rzym, miasto otwarte” znajduje się na watykańskiej liście 45 filmów fabularnych, które propagują szczególne wartości religijne, moralne lub artystyczne, ogłoszonej w 1995 r. z okazji stulecia kina.

Dostępne jest 17% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Dziennikarz działu „Kultura”

W latach 1991 – 2004 prezes Śląskiego Towarzystwa Filmowego, współorganizator wielu przeglądów i imprez filmowych, współautor bestsellerowej Światowej Encyklopedii Filmu Religijnego wydanej przez wydawnictwo Biały Kruk. Jego obszar specjalizacji to film, szeroko pojęta kultura, historia, tematyka społeczno-polityczna.

Kontakt:
edward.kabiesz@gosc.pl
Więcej artykułów Edwarda Kabiesza