Reklama

    Nowy numer 13/2023 Archiwum

Między sprawiedliwością a miłością

O modlitwie za papieża, odpowiedzialności za słowo i Bożej sprawiedliwości mówi kard. Zenon Grocholewski.

Ks. Adam Pawlaszczyk: Ksiądz Kardynał powiedział papieżowi Franciszkowi zaraz po jego wyborze na Stolicę Piotrową, że nigdy wcześniej w historii Kościoła tak bardzo nie modlono się o właściwy wybór papieża. Dodał również, że nigdy jeszcze aż tak bardzo nie było widać, że to Duch Święty zadziałał. To była rozmowa w cztery oczy. W dużych emocjach?

Kard. Zenon Grocholewski: Tak. I na pewno bardzo dużo się wtedy modlono. W ogóle całe konklawe zasadza się na modlitwie o światło Ducha Świętego. Tam nie ma miejsca na propagowanie siebie i przekonywanie innych. Modlimy się razem. Nie ma żadnej propagandy. Ja myślę, że nie ma nikogo, kto wówczas chciałby być papieżem. Najbardziej podobał mi się moment, kiedy każdy z nas pisał na kartce nazwisko kandydata. Z tą kartką podniesioną do góry szedł pod wielki obraz Sądu Ostatecznego i głośno wypowiadał słowa: „Biorę sobie Boga, który będzie mnie sądził, na świadka, że oddaję głos na tego, kogo uważam za najbardziej odpowiedniego”. To jest bardzo piękne. To jest uwrażliwienie sumienia. Gdyby ktoś wtedy był jakoś nieuczciwy, to właściwie przekreślałby siebie wobec Pana Boga i wobec Kościoła. Więc oczywiście bardzośmy się wtedy modlili i sam papież Franciszek wielokrotnie nalega, żeby się za niego modlić. Kiedykolwiek się z nim spotykam, prosi o modlitwę. Myślę więc, że konieczna jest modlitwa wiernych za papieża.

No tak, ale padły wówczas te słowa, że jeszcze nigdy wcześniej Kościół nie był tak zmobilizowany do modlitwy za nowego papieża. Powiedział to Ksiądz Kardynał nowo wybranemu papieżowi – Ksiądz Kardynał potwierdziłby te słowa dzisiaj?

Oczywiście, tak właśnie było – to była ogromna modlitwa całego Kościoła…

Ale dlaczego aż tak wyjątkowa, czy dlatego, że poprzednik abdykował?

Być może to również wpłynęło na ten stan. Ale ja myślę, że chodzi o pewne progresywne uwrażliwienie ludzi na to, kto będzie papieżem, na zainteresowanie się papiestwem. Zaczęło się pewnym przewrotem, którym był wybór św. Jana Pawła II. Mówi się, że nikt się tego nie spodziewał… chociaż wiem, że byli tacy, którzy sobie tego życzyli. Ówczesny sekretarz Sygnatury Apostolskiej, w której pracowałem, abp Aurelio Sabattani, jechał w 1977 roku ze mną do Polski na jakieś sympozjum prawa kanonicznego. Ja potem zostałem jeszcze w Polsce na parę dni, a on wracał, i to razem z kardynałem Wojtyłą. Pierwszy raz go widział! Gdy po kilku dniach wróciłem do biura, od razu powiedział: „Zenon, Wojtyłę powinni wybrać na papieża! Takiego papieża świat dziś potrzebuje! To jest człowiek światły, otwarty – on powinien być papieżem!”. I cały czas to powtarzał, również wszystkim innym. Nie spodziewał się zupełnie, że za rok rzeczywiście Karol Wojtyła zostanie papieżem, i był uszczęśliwiony, kiedy tak się stało. Mnie się wydaje, że to od tego momentu zaczęło wzrastać uwrażliwienie wiernych na znaczenie papiestwa w Kościele i świecie. Wierni coraz bardziej rozumieją wagę swojej modlitwy, którą i oni wyrażają własną odpowiedzialność w tym względzie. Wybór św. Jana Pawła II był czymś niesamowitym. Ludzie byli zszokowani, nie wiedzieli, kto to jest. Dowiedziawszy się, o kogo chodzi, przychodzili do mnie, do Sygnatury, profesorowie, adwokaci, którzy gratulowali, wyrażali radość, nawet mówili: dobrze, że po 400 latach został wybrany ktoś z innego kraju, bo nie chodzi o jakieś stronnictwa, tylko o człowieka, chodzi o Kościół, który ma wymiar uniwersalny. Sądzę, że to właśnie św. Jan Paweł II miał bardzo duży wpływ na zmianę pewnej mentalności w Kościele i zainteresowanie wiernych następcą Piotra.

Na czym ta zmiana mentalności polegała?

Papież był zawsze jakby trochę… zasłonięty instytucją papiestwa. A św. Jan Paweł II wyszedł naprzeciw ludziom. On się czuł dobrze w tłumie, czuł się dobrze wśród ludzi. Przecież zaraz po wyborze, pomimo tego, że według tradycji powinien był milczeć, a nie przemawiać, wypowiedział spontanicznie pozdrowienie do zgromadzonych. Zakładano, że ze względu na wzruszenie i ogromną presję tak ważnego rangą wydarzenia lepiej, żeby nie było spontanicznych słów. A on zaczął mówić… Chociaż sekretarz chciał mu coś podpowiedzieć, on go odsunął. I najpiękniejsze było to, gdy powiedział, że może popełnić błąd, bo nie zna dobrze włoskiego, i akurat w tym zdaniu zrobił błąd. Oczywiście to spowodowało ogromną radość i sympatię wszystkich. Potem te audiencje, podchodzenie podczas nich do chorych, zaproszenia do wspólnego stołu. Spotkanie z nim niejednokrotnie zmieniało ludzi… Mógłbym wiele takich sytuacji przytoczyć. Jego widoczna autentyczność budziła zaufanie. Wszyscy widzieli, jak żyje i jak bardzo współbrzmi to z tym, co mówi. Ufali mu jako człowiekowi – we wszystkich wymiarach. To on sprawił, że postać papieża jako człowieka stała się czymś bardzo wyrazistym, mocnym.

Ale gdzieś u początku leży ten spontaniczny gest papieża. Mówi pomimo znaków otoczenia, że powinien milczeć. Chodzi więc o tę spontaniczność?

Tak. To wtedy sympatia ogromnej rzeszy ludzi się wzmocniła. Pewnie dlatego od tego momentu jakby wzrosła świadomość wiernych ich własnej odpowiedzialności za wybór i posługę papieża.

Nie wszyscy lubią spontaniczność, a wielu wręcz kojarzy się ona z ryzykiem, zwłaszcza w przypadku tak ważnej osoby jak papież. Mówi się dzisiaj o kryzysie słowa. A właściwie o kryzysie słowa prawdziwego. Ksiądz Kardynał był prefektem Kongregacji ds. Edukacji Katolickiej. Jak powinno się wychowywać współczesnego młodego człowieka do zrozumienia, że prawda istnieje, pomimo tego, że fałsz robi zawrotną karierę?

Niewątpliwie jest to ogromne wyzwanie. Myśmy zawsze w Kongregacji podkreślali, że istnieją cztery aspekty wychowania. Po pierwsze: ludzkie wychowanie. Żeby to był człowiek uczciwy, na którego można liczyć, na którym można polegać, któremu można zaufać. Drugi aspekt to wychowanie duchowe, a zatem wewnętrzne, religijne. Ono umacnia wychowanie ludzkie i je ubogaca. Trzecie jest wychowanie intelektualne. Ale nie w sensie nauczenia jakiegoś zawodu. Chodzi o to, by młody człowiek uczył się samodzielnego myślenia, bycia krytycznym, by umiał oceniać, by nie pozwolił sobą manipulować. Dopiero czwartym elementem wychowania jest to, powiedzmy, zawodowe, czyli ukierunkowane na konkretne obowiązki. Dopiero po spełnieniu pierwszych trzech warunków ten ostatni będzie bardziej owocny. Myślę, że to integralne wychowanie jest podstawowym warunkiem uwrażliwienia współczesnego młodego człowieka na istnienie prawdy obiektywnej. Przeciwko relatywizmowi. Tak mówiąc szczerze… proszę zwrócić uwagę, że wszyscy ostatni papieże mieli świadomość problemu i głośno występowali przeciwko relatywizmowi, jeśli chodzi o fundamentalne prawdy dotyczące życia ludzkiego oraz norm etyczno-moralnych. „Veritatis splendor” św. Jana Pawła II wręcz wprost odnosiło się do złego wpływu relatywizmu na stan demokracji i dobro wspólne. Papież wyraźnie wskazał na to, że relatywizm pozbawia życie społeczne trwałego i niezmiennego punktu odniesienia. Potem Benedykt XVI mówił wręcz o dyktaturze relatywizmu, i to dyktaturze, która upokarza rozum. W swojej ostatniej encyklice „Caritas in veritate” podkreślił, że prawdy nie można produkować – można ją tylko przyjąć. A ostatecznym źródłem nie jest i nie może być człowiek, tylko Bóg. Papież Franciszek również użył tych słów o dyktaturze relatywizmu, dodał jeszcze to, że relatywizm jest patologią, jest „rakiem” społeczeństwa. To jest bardzo mocne… Rakiem, bo rzeczywiście: jeżeli wszystko jest relatywne, jeżeli nie ma trwałego punktu odniesienia, jeżeli każdy może sobie tworzyć własną „prawdę”, to na czym budować etykę społeczeństwa, dobro społeczne, do czego wychowywać? Franciszek to dobitnie podkreśla – jeśli wszystko jest relatywne, to wszystko da się usprawiedliwić, każde zło, na przykład handel ludźmi czy wszelkie inne przejawy niesprawiedliwości. To jest destrukcja społeczności…

A zna Ksiądz Kardynał pojęcie „patocelebryta”?

(Śmiech) Nigdy go nie słyszałem, ale domyślam się, że chodzi o kogoś, kto staje się celebrytą, jest znany, bo produkuje niby coś wartościowego, coś prawdziwego, realnego, a w praktyce okazuje się, że produkuje patologię?

« 1 2 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się

Reklama

Zapisane na później

Pobieranie listy