Reklama

    Nowy numer 12/2023 Archiwum

Paraklet pilnie potrzebny!

Dobrze byłoby, żebyśmy pomimo całego naszego nowatorskiego zadufania wzięli sobie na poważnie do serca, że nie jesteśmy samowystarczalni.

Kto potrzebuje obrońcy? Ktoś słaby. Na przykład młodszy brat w klasie wypełnionej większymi o głowę kolegami woła na pomoc starszego. Albo oskarżony o coś. Ba – prawo do obrony to jedno z podstawowych praw człowieka. W Kościele dokładnie wyartykułowane normą zawartą w „Kodeksie prawa kanonicznego”. A adwokat to ktoś, kto broni. Między innymi – ale jest to jednak jego podstawowy obowiązek. Ma bronić, jest przywoływany po to, żeby bronił. Wiemy o tym wszyscy, ale pewnie niewielu z nas ma świadomość, jak bardzo pochodzące z łaciny słowo „adwokat” związane jest z imieniem Ducha Świętego. Tak, tak. Chodzi o Parakleta. Co ja się nadenerwowałem, kiedy usłyszałem w dzieciństwie po raz pierwszy, że Duch Święty ma na drugie imię Paraklet! Katechetka nie mogła się mylić, była wszak dla mnie na ten czas nieomylna. I to nie tylko jak papież w kwestiach wiary i moralności, lecz absolutnie we wszystkich innych również, włącznie z godziną dostawy kubańskich pomarańczy w sklepie (tak, tak, to było za komuny). Bałem się zapytać wikarego, koledzy ministranci nie wiedzieli, więc pozostało się denerwować, że jedna z Trzech Osób Trójcy Świętej nazwana została dziwnie. Przypomniałem sobie z uśmiechem te zmagania z dzieciństwa podczas wspólnego (z proboszczem) narzekania po wprowadzeniu do lekcjonarzy mszalnych nowych tłumaczeń Pisma Świętego. Było to zaraz po Mszy św., w trakcie której po raz pierwszy przeczytałem, że Pan da nam Parakleta. A nie Pocieszyciela, jak było dotychczas. Narzekanie, jak to zwykle w zakrystii bywa, dotyczyło zmian, że po co one, że było dobrze, że po co cokolwiek zmieniać, i w ogóle kto to wymyśla. Na szczęście Paraklet pomógł. Nie od razu mnie pocieszając, lecz odsyłając do słownika. I wtedy wszystko stało się jasne. Przynajmniej dla mnie. Dla wiernych następnie również, bo w końcu od tego ksiądz jest, żeby tłumaczył i prowadził.

Piszę tak trochę lekko i żartobliwie, bo w końcu majowe słonko nastraja serdecznie, ludzie uśmiechają się pogodniej, ptaki śpiewają. Ale gdzieś w głowie tłucze mi się pytanie i robi się o wiele poważniej: „Czy człowiek XXI wieku potrzebuje obrońcy?”. A jeśli tak, to przed czym ma go bronić ten obrońca? Przed nim samym? Przed innymi? Chantal Delsol, francuska filozofka, stawia tezę o kulturze zachodniej, uwikłanej w przedziwną niespójność. Jej efektem jest pogrążenie się w sprzecznościach. Delsol twierdzi przy tym, że sednem problemu jest właściwa wizja człowieka, czyli antropologia. A zatem, upraszczając, gdybyśmy prawidłowo postrzegali, kim człowiek jest w rzeczywistości, uniknęlibyśmy wielu problemów. Trudno się z tym nie zgodzić. A ja powiem więcej: trudno nie wyartykułować palącej potrzeby współczesnego człowieka, potrzeby Parakleta, obrońcy, kogoś wezwanego na pomoc, przywołanego jak adwokat. Niestety, w większości przypadków potrzeby nieuświadomionej. Myślę sobie – dobrze byłoby, żebyśmy pomimo całego naszego nowatorskiego zadufania wzięli sobie na poważnie do serca, że nie jesteśmy samowystarczalni. I że samowystarczalność zazwyczaj prowadzi donikąd.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zobacz także

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się