– Chcemy rozśpiewać, roztańczyć, rozmodlić najmłodsze pokolenie – mówią twórcy zespołu Małe TGD.
Dzieciaki schodzą się, niektóre już od wejścia nucą coś pod nosem. Dzisiaj święto, bo właśnie ukazała się płyta Małego TGD. „Wujek” Piotr Nazaruk przybija ze wszystkimi piąteczki. – Wujku, kiedy dostaniemy płyty? – pytają maluchy. Tymczasem „ciocia” Kamila Pałasz rozpoczyna próbę. – Pomodlimy się – mówi. – Piotruś, poprowadzisz?
– Módlmy się za tych, których nie ma, żeby byli. I za tych, którzy są chorzy, żeby wyzdrowieli. I żeby ciocia była zdrowa – prosi chłopiec.
A potem sprawdzanie listy obecności. Kto by pomyślał, że to też można zaśpiewać?
Góry do góry!
Małe TGD – dziecięcy zespół wykonujący muzykę pop z chrześcijańskim przesłaniem. Wyrósł jako naturalna odnoga „dużego” (pewnie już niedługo wszyscy będą tak mówić – dla rozróżnienia) TGD, chóru, który śpiewa już od 35 lat. Piosenki TGD to klasyka nurtu nazywanego pop-gospel. Czy Małe TGD też stanie się klasyką? Są duże szanse. Ten zespół łamie schematy. Pokazuje, że dzieci mogą śpiewać o Bogu w sposób nowoczesny, wpisując się w najnowsze nurty muzyki pop. W aranżacjach słychać sporo elektroniki, która jednak nie przytłacza, przeciwnie – sprawia, że całość staje się jeszcze bardziej dynamiczna. To muzyka, która porusza „góry do góry”, jak mówi jeden ze świetnych tekstów z tej płyty, opowiadający o dziecięcej wierze. Wystarczy włożyć płytę do odtwarzacza i od razu chce się tańczyć!
Zanim jednak powstało Małe TGD, zrodził się pomysł Szkółki TGD. – Poczuliśmy, że bardzo chcemy rozśpiewać, roztańczyć, rozmodlić to młodsze pokolenie – opowiada Kamila Pałasz, solistka, trener wokalny i nauczycielka emisji głosu, prowadząca od czterech lat Szkółkę.
– Dla mnie impulsem były po prostu moje dzieci – wspomina Piotr Nazaruk, lider TGD. – Odczułem taką potrzebę, kiedy zaczęły dorastać i śpiewać. Chcieliśmy stworzyć dla naszych dzieciaków takie miejsce muzykowania, modlitwy i przyjaźni. Udzielić im troszeczkę z tego, co sami przeżywamy w TGD.
Dziś zasięg Szkółki wykracza daleko poza rodziny chórzystów. Na zajęcia uczęszcza prawie 80 dzieci, podzielonych na trzy grupy wiekowe. Spośród nich szefowie chóru wyłonili Małe TGD, czyli 11-osobową reprezentację, złożoną z dzieci w wieku 9–12 lat. – Wcześniej prawie nie umiałem śpiewać, moja przygoda ze śpiewaniem zaczęła się dzięki Szkółce – zwierza się Mateusz Szymaniuk-Paryż, który znalazł się w szczęśliwej jedenastce. – Moi rodzice kupowali płyty TGD, byli na wielu ich koncertach. To oni zachęcili mnie do śpiewania w chórze. I tak śpiewanie stało się moją pasją. Chętnie chodzę na zajęcia. Uczymy się nowych piosenek, rozwijamy się.
Znalazłem w sobie dziecko
– Kaptury na głowy, będziemy rapować! – zarządza ciocia Kamila. I już za chwilę mamy na sali kilkunastu małych raperów, rytmicznie skandujących i machających rękami. „Taki mocny, taki bliski, taki dobry, lepszy od wszystkich” – słowa piosenki Małego TGD wybrzmiewają teraz w nowej, hip-hopowej wersji. Ale trwa to tylko przez chwilę. – Baczność! Zaśpiewamy teraz w rytmie marsza – pada kolejna komenda. Za chwilę przenosimy się do opery. Podziwiamy, jak różnych technik śpiewania można się uczyć, nie przerywając zabawy.
– Najpierw śpiewaliśmy piosenki „dużego” TGD – opowiada Piotr Nazaruk. – Niektóre się sprawdzały super, inne trochę mniej super. Ale w pewnym momencie Kamila podzieliła się z dziećmi kompozycjami zespołu Exit, w którym śpiewa. I okazało się, że tego rodzaju repertuar dzieci łykają najszybciej – zwarte frazy oparte na wyraźnym pulsie. To zrobiło na nich wrażenie. Widzieliśmy, że to jest właściwa droga, więc od razu usiedliśmy do komponowania. Nigdy bym siebie nie podejrzewał o muzykę taneczną, ale zrozumiałem, że muszę znaleźć w sobie dziecko. Tematy zaczęły powstawać w błyskawicznym tempie, byliśmy tym podekscytowani. Muzyka do „Bohatera”, razem z całą warstwą harmoniczną, powstała chyba w godzinę. Wszystko, co stworzyliśmy, od razu prezentowaliśmy dzieciom na zajęciach. Po ich minach było widać, że to jest ich muzyka i chętnie w to wchodzą.
Czy dzieci faktycznie modlą się tymi piosenkami? Bywa różnie, czasem jest to po prostu śpiewanie, ale kilka momentów szefowie Małego TGD wspominają ze szczególnym wzruszeniem. – Zawsze na koniec powtarzamy piosenkę, której uczymy się na zajęciach – opowiada Kamila Pałasz. – Któregoś razu dzieci były trochę rozkojarzone, więc wpadłam na pomysł, że zgaszę światła, żeby mogły lepiej przeżyć to, co śpiewają. Zachęciliśmy je, żeby pomodliły się słowami piosenki. Później pociągnęłam jeszcze improwizowaną modlitwę śpiewem – dzieci zaczęły śpiewać ze mną. To było coś niesamowitego – Boża obecność, inaczej odczuwana niż wtedy, gdy modlą się dorośli. Kiedy włączyliśmy światło, zobaczyłam dzieci z rękami w górze, niektóre z nich ze łzami w oczach. „Łooo, ciociu, co to było?!” – wołały z zachwytem. Następnym razem dopytywały się, czy mogą znowu w ten sposób zakończyć zajęcia.
Dobrze zaśpiewaliśmy
Tym razem jednak zajęcia kończą się nietypowo. Managerowie – Sylwia i Filip Wojnarowie – rozdają dzieciakom płyty „Góry do góry”. Choć Małe TGD tworzy tylko jedenaścioro spośród nich, to wydawnictwo jest frajdą dla całej Szkółki. Zwłaszcza że imiona i nazwiska wszystkich jej uczestników zostały wymienione w książeczce dołączonej do płyty. – Nigdy nie myślałam, że będąc dzieckiem, mogę nagrać płytę, i że ktoś będzie potem słuchał tych piosenek w samochodzie czy w radiu – cieszy się 9-letnia Hania Bednarczyk.
Samo nagrywanie dzieci wspominają jako trochę męczące, ale bardzo radosne. – W studiu spędzaliśmy po 10 godzin dziennie przez pięć dni – opowiada Tereska Jękot, która cieszy się już na pierwszy koncert w połowie listopada. – Chciałabym, żeby było dużo koncertów i żebyśmy wspólnie wielbili Boga.
– Zawsze chciałam wiedzieć, jak to jest: nagrać płytę, jeździć na koncerty – zwierza się 12-letnia Marta Ostrowska. – Śpiewanie w Małym TGD daje mi dużo szczęścia, lubię to robić. Fajnie jest mieć płytę w ręku, bo możemy sobie posłuchać, jak dobrze zaśpiewaliśmy.
Faktycznie wszystko brzmi tu bez zarzutu, co w zespołach dziecięcych nie jest znowu zjawiskiem aż tak częstym. Ale w końcu marka TGD zobowiązuje. Jeśli jakiejś dziecięcej grupie miałbym wróżyć sukces porównywalny do Arki Noego, to właśnie Małemu TGD. Nie dlatego, że są podobni, ale właśnie dlatego, że zupełnie inni. Kiedy Arka powstawała, nikt nie domyślał się, że wyznaczy trendy w polskiej muzyce chrześcijańskiej wykonywanej przez dzieci na 18 lat. Przez ten czas powstały dziesiątki zespołów „arkopodobnych”, łączących folk, rock i prosty tekst – nie zawsze zresztą tak zręcznie jak pierwowzór. I kiedy już wydawało się, że nic tej tendencji nie zmieni, pojawiło się Małe TGD. Z równym Arce powerem, ale z nowoczesnym, tanecznym, czasem nawet dyskotekowym bitem. Dziecięca muzyka chrześcijańska na miarę XXI wieku. – Fajnie by było, gdyby dotarła nie tylko do dzieci z Kościoła – dzieli się swoim marzeniem Kamila Pałasz. – Chciałam, żeby trafiła do rąk ludzi, którzy nie znają Pana Boga, a szukają np. zespołów dziecięcych. Żeby słuchając jej, mogli się do Niego przybliżyć.