Reklama

    Nowy numer 13/2023 Archiwum

Ja cię solę! przejdź do galerii

W niedalekim Krakowie dzieci opowiadają sobie bajkę o Smogu Wawelskim i widzą, czym oddychają. A tu? Można odetchnąć pełną piersią powietrzem czystym jak łza. A w podziemnych korytarzach zdetonować potężny ładunek.

A teraz proszę energicznie zakręcić korbką i mocno uderzyć w przycisk. Robię, co rozkazał przewodnik. Buuuuum! – potężna eksplozja wstrząsa ścianami kopalni. Pod stopami trzęsie się ziemia. Efekt piorunujący!

Jestem na otwartej przed czterema laty trasie górniczej kopalni soli w Wieliczce. W miejscu, gdzie należy dotykać eksponatów i na własnej skórze można poczuć, jak pracowali przez wieki małopolscy górnicy. Do dziś w Wieliczce produkuje się sól warzoną. Z wycieków kopalnianych uzyskuje się 10 tys. ton soli rocznie. W kopalni pracuje w tej chwili kilkuset górników.

Chodniki trasy górniczej to zaledwie 1 proc. wielickich korytarzy. Połączone w jeden tunel miałyby długość prawie 300 kilometrów. To przecież odległość z Krakowa do Warszawy!

Ciemność, widzę ciemność!

Eksperyment z wybuchem przygotowany jest w najmniejszych detalach. Maszyneria wprawia w drżenie posadzkę i mamy wrażenie, że naprawdę zdetonowaliśmy ładunek rozsadzający solidny blok skalny. Po co? By uzyskać beczkę załadowaną towarem, który w wiekach średnich był droższy od złota. Przed wiekami ze względów wentylacyjnych pracowano tu przez pół roku: od św. Marcina do św. Wojciecha, a wydobycie soli z żup krakowskich zabezpieczało jedną trzecią skarbu państwa – opowiada nasz przewodnik Ignacy Stanek (przemierzył kopalnię wzdłuż i wszerz, zwiedził większość tutejszych wyrobisk. Mam wrażenie, że zjedliśmy razem… beczkę soli).

W „głębokiej podstawówce” wędrowałem podziemnymi korytarzami, by zwiedzić najpopularniejsze kopalniane komnaty. Przed sześciu laty udałem się na podziemną pielgrzymkę. Modląc się 135 m pod ziemią, wpatrując się w wykute w szarej bryle krucyfiksy, dziękowałem Temu, który słono zapłacił za nasze zbawienie. A teraz? Czas na zasmakowanie górniczej codzienności i… podreperowanie zdrowia.

„Ciemność, widzę ciemność” – mogę zawołać za Jerzy Stuhrem. Źródłem światła są górnicze lampki, które trzymamy w dłoniach. I tak przez trzy godzinki. Ubrani jesteśmy w górnicze uniformy. Na popularnej trasie turystycznej wszystko jest świetnie oświetlone i idealnie płaskie (kopalnię mogą zwiedzać nawet osoby niepełnosprawne!). Tu, na odcinku górniczym, musimy radzić sobie sami. W pełnym „rynsztunku” ślepra. Nic dziwnego, że wpuszcza się tu dzieci dopiero od 10. roku życia (lampa, pochłaniacz, kask troszkę jednak ważą).

Zza zakrętu słychać… rżenie. Konie? Tutaj? W Wieliczce spotka się czasami mysz (nietoperze tu się nie zapuszczają). Ale konie? To kolejna dźwiękowa niespodzianka. Wchodzimy na teren byłej stajni.

Aż wióry lecą!

Zakładamy ochronne rękawice i okulary i chwytamy za piłę. Pulsującą w uszach ciszę podziemnych korytarzy przerywa miarowy dźwięk piłowania. Z belki lecą wióry. „Zwiedzanie przez dotykanie” to pomysł na muzealną ekspozycję, który sprawdza się na całym świecie. Przebijamy się dalej przez gęstą jak smoła ciemność…

Ogromne wrażenie robi szklana posadzka nad głęboką na 28 m oświetloną przepaścią. Czujemy się jak Gandalf i reszta Drużyny Pierścienia w kopalniach Morii. Nie ma smoka? A kto to powiedział? W korytarzach Solilandii nie mogło zabraknąć i takiej atrakcji.

Nie ładujemy soli na taczki czy wagoniki. Znamy swoje możliwości. Jeden metr sześcienny waży ponad dwie tony!

Pod ziemią można przekonać się, że hasło „Szczęść Boże” nie jest tanim chwytem marketingowym. To staropolskie pozdrowienie słychać tu na każdym kroku. – Nawet za socjalizmu, gdy do kopalni zjeżdżali przedstawiciele komitetu partyjnego, napotkanych w korytarzach górników pozdrawiali tym zawołaniem – uśmiechają się przewodnicy. – Obok największej kaplicy solnej na świecie pod ziemią funkcjonowało aż 40 innych miejsc modlitwy. Świadczy to o ogromnej religijności małopolskich górników, którzy w podziemnych korytarzach mozolnie wykuwali kaplice.

« 1 2 »
oceń artykuł Pobieranie..

Marcin Jakimowicz

Dziennikarz działu „Kościół”

Absolwent wydziału prawa na Uniwersytecie Śląskim. Po studiach pracował jako korespondent Katolickiej Agencji Informacyjnej i redaktor Wydawnictwa Księgarnia św. Jacka. Od roku 2004 dziennikarz działu „Kościół” w tygodniku „Gość Niedzielny”. W 1998 roku opublikował książkę „Radykalni” – wywiady z Tomaszem Budzyńskim, Darkiem Malejonkiem, Piotrem Żyżelewiczem i Grzegorzem Wacławem. Wywiady z tymi znanymi muzykami rockowymi, którzy przeżyli nawrócenie i publicznie przyznają się do wiary katolickiej, stały się rychło bestsellerem. Wydał też m.in.: „Dziennik pisany mocą”, „Pełne zanurzenie”, „Antywirus”, „Wyjście awaryjne”, „Pan Bóg? Uwielbiam!”, „Jak poruszyć niebo? 44 konkretne wskazówki”. Jego obszar specjalizacji to religia oraz muzyka. Jest ekspertem w dziedzinie muzycznej sceny chrześcijan.

Czytaj artykuły Marcina Jakimowicza


Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się