Nowy numer 15/2024 Archiwum

Dość jazgotu

Nie żebym bronił zachowania Anny Zawadzkiej we wczorajszym programie w TVN, ale rozdzieranie szat nad tym pojedynczym incydentem wydaje mi się hipokryzją.

Mówiąc w skrócie: kobieta, która w niedzielę urządziła proaborcyjny happening podczas Mszy w warszawskim kościele św. Anny, uznana została za interesującego rozmówcę i zaproszona do studia TVN. Uporczywie nie odpowiadała na pytania prowadzącego program Andrzeja Morozowskiego, który - wyraźnie zirytowany - w końcu przerwał audycję. W internecie posypały się kąśliwe uwagi wobec Zawadzkiej, która na Facebooku sama uznała swą kompromitację.

Powtarzam: nie chcę bronić zachowania Zawadzkiej. Pozwolę sobie jednak przypomnieć, że została zaproszona do studia TVN dwa dni po tym, jak dała budzący co najmniej niesmak popis w kościele. To czego spodziewał się Morozowski, zapraszając ją do telewizji? Merytorycznej dyskusji? Wymiany argumentów?

Po drugie nie jest tajemnicą, że podczas medialnych treningów politycy i inni uczestnicy życia publicznego są uczeni dwóch zasad prowadzenia dyskusji przed kamerami:

1. Nie odpowiadać na pytania, tylko wygłaszać to, co ma się do powiedzenia.

2. Zagłuszać przekaz strony przeciwnej.

I to właśnie zrobiła Zawadzka. Tyle że zrobiła to głupio, bo z przesadną, wręcz ośmieszającą konsekwencją.

Jednak co do zasady postąpiła tak jak uczestnicy wielu innych debat. Tak to działa. Wszyscy to wiedzą: politycy, dziennikarze radiowi i telewizyjni. I pewnie nie da się tego całkowicie wyeliminować, ale też nie trzeba umyślnie doprowadzać do pyskówek w studiach. Można nie zapraszać rozmówców, o których z góry wiadomo, że nie przebierają w słowach i chętnie robią cyrk. Nie będę wymieniał nazwisk, bo nie chcę rozpoczynać kolejnej afery, a każdy z nas potrafiłby pewnie wymienić całkiem długą listę takich postaci.

Jedyny sposób, by skończyć z chamstwem w mediach, to skończyć z premiowaniem skandalistów. Koniec z ich słuchaniem i koniec z zapraszaniem przed kamery i mikrofony. To też jest część naszej dziennikarskiej etyki zawodowej. (I mnie samemu nie zaszkodzi, jak sam sobie zrobię rachunek sumienia, czy nie próbowałem grać w ten sposób.)

Wszyscy wiedzą, o co tu chodzi. O to, żeby był show i żeby brutalne odzywki i prowokacje napędzały oglądalność/słuchalność. Może da się tak pozyskać widzów i słuchaczy, ale mnie już nie. Mam dość jazgotu. Czy jestem jedyny?

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Jarosław Dudała

Redaktor serwisu internetowego gosc.pl

Dziennikarz, z wykształcenia prawnik, były korespondent Katolickiej Agencji Informacyjnej w Katowicach. Współpracował m.in. z Radiem Watykańskim i Telewizją Polską. Od roku 2006 r. pracuje w „Gościu Niedzielnym”. Jego obszar specjalizacji to problemy z pogranicza prawa i bioetyki. Autor reportaży o doświadczeniach religijnych.

Kontakt:
jaroslaw.dudala@gosc.pl
Więcej artykułów Jarosława Dudały