Czas dobrze użyty, to czas poświęcony.
Kilka lat temu stałem na niedzielnej Mszy św. w zatłoczonym kościele. Ksiądz czytał fragment Ewangelii: „Tak będzie z przyjściem Syna Człowieczego. Wtedy dwóch będzie w polu: jeden będzie wzięty, drugi zostawiony”. Dokładnie w tym momencie stojący niedaleko mnie człowiek runął na posadzkę niczym kloc drewna. Zdaje się, że już nie żył, gdy go wynosili. On został wzięty, a my – na razie – zostawieni.
Jako że minęło już trochę czasu, to spośród tych, którzy byli wtedy w kościele, też już na pewno niejeden został wzięty. Choć śmierć dla żyjących na ziemi to rzecz chyba najbardziej pewna, to jednak jakoś dziwnie się robi, gdy nagle ktoś umiera obok ciebie. Bo to jest jak cios między oczy prawdą, że naprawdę nie panuję nawet nad jedną sekundą swojego życia.
„Któż z was przy całej swej trosce może choćby chwilę dołożyć do wieku swego życia?” – telepało mi się potem po głowie pytanie Pana Jezusa. I to jest bardzo dobre pytanie na rozpoczęty już kolejny rok. Bo skoro nie jestem panem nawet jednej sekundy, to czego w ogóle jestem panem? Uczciwa odpowiedź musi brzmieć: niczego.
Skoro nie panuję nad czasem, to nie jestem też panem przestrzeni i wszystkiego, co się w niej znajduje. Jaki to ze mnie pan domu, skoro nie panuję nad jego bezpieczeństwem? Nie mogę przecież gwarantować, że nie spłonie albo że nie zastąpi go jakiś meteoryt. Albo jaki ze mnie pan samochodu, skoro nie mam pewności, czy jutro będę miał czym sięgać do sprzęgła i gazu. Albo jaki to ja jestem pan redaktor, skoro mogę dostać tej, no… jak jej tam… aha, sklerozy – i żegnaj publicystyko, żegnajcie felietony i reportaże.
Wszelkie ziemskie panowanie jest zatem iluzoryczne i bierze się z braku refleksji, że praktycznie nic do mnie nie należy. Nawet – a może zwłaszcza – czas. Ludzie często mówią: „Nie mam czasu”. Im większy egoista, tym częściej tak mówi. Ale to nieprawda. Nie ma czasu nieboszczyk. Jemu rzeczywiście czas już się skończył. Ale my jeszcze mamy czas, tyle że on nie jest naszą własnością. Pochodzi od właściciela czasu, którym jest Bóg. Myli się więc ten, komu się wydaje, że czas należy do niego, że jest jego panem i że może zrobić z nim, co zechce – na przykład nic.
To nieprawda, że w pracy mam prawo się obijać, a po pracy mam prawo wypoczywać. Nieprawda, że mam prawo do relaksu, do rozrywki, miłego wieczoru, pogawędki przy piwie albo i bez piwa, wyjścia do kina czy innego teatru. Do niczego nie mam prawa, bo to nie mój czas. Jeśli czyjaś potrzeba zakłóci moje plany, to znaczy, że trzeba te plany zmienić, a czas na nie przeznaczony poświęcić na zaradzenie tej potrzebie. Ale to wtedy będzie czas poświęcony!
„Ludzie mówią: czas to pieniądz, a ja wam mówię: czas to miłość!” – te słowa kard. Wyszyńskiego oddają istotę rzeczy. Jeśli mamy jeszcze czas, to nie po to, żeby go „spędzać”, a tym bardziej „zabijać”. On został przeznaczony na miłość.
Nikt nie ma prawa tracić cudzej własności – dlatego nikt nie ma prawa tracić czasu.•
Dziennikarz działu „Kościół”
Teolog i historyk Kościoła, absolwent Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, wieloletni redaktor i grafik „Małego Gościa Niedzielnego” (autor m.in. rubryki „Franek fałszerz” i „Mędrzec dyżurny”), obecnie współpracownik tego miesięcznika. Autor „Tabliczki sumienia” – cotygodniowego felietonu publikowanego w „Gościu Niedzielnym”. Autor książki „Tabliczka sumienia”, współautor książki „Bóg lubi tych, którzy walczą ” i książki-wywiadu z Markiem Jurkiem „Dysydent w państwie POPiS”. Zainteresowania: sztuki plastyczne, turystyka (zwłaszcza rowerowa). Motto: „Jestem tendencyjny – popieram Jezusa”.
Jego obszar specjalizacji to kwestie moralne i teologiczne, komentowanie w optyce chrześcijańskiej spraw wzbudzających kontrowersje, zwłaszcza na obszarze państwo-Kościół, wychowanie dzieci i młodzieży, etyka seksualna. Autor nazywa to teologią stosowaną.
Kontakt:
franciszek.kucharczak@gosc.pl
Więcej artykułów Franciszka Kucharczaka
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się