Nowy numer 23/2023 Archiwum

Dyrektor tylko z powołania

Sejm zmienił ustawę o służbie cywilnej. Korpus urzędniczy został otwarty. Kogo teraz zaprosi do współpracy PiS?

Wiecznie pełniący obowiązki

Problem dyrektorów generalnych (czy szefów departamentów) zatrudnionych w ministerstwach nie jest wydumany i nie pojawił się dziś. Na spotkaniach kierownictwa resortu omawiane są przecież zmiany o charakterze politycznym, kierunki reform, projekty ustaw. Nikt z rządzących nie chce, by uczestniczył w nich „kret”, który wyniesie te informacje do polityków opozycji. Poważnym problemem jest także swoisty strajk włoski, stosowany przez korpus odziedziczony po przeciwnikach politycznych. Ze zjawiskiem tym spotkał się wicepremier Mateusz Morawiecki. – Wygląda to trochę tak, jakbyśmy mieli przeciw sobie kilkuset podległych pracowników – zwierzał się dziennikarzom po miesiącu pracy w resorcie. Trudno więc się dziwić, że minister nominowany przez PiS z założenia ma ograniczone zaufanie do dyrektora, który przez 8 lat realizował politykę PO. I odwrotnie.

W 2007 r. pierwszym ruchem nowej władzy po wygranych wyborach była likwidacja… nie służby cywilnej, ale Państwowego Zasobu Kadrowego, utworzonego wcześniej przez PiS. Nie było litości dla urzędników zatrudnionych za poprzedniej władzy. Ustawy o służbie cywilnej nie trzeba było w tym celu zmieniać, wystarczyło byłego dyrektora odsunąć na boczny tor, a nowemu dodać na wizytówce dwie literki – nomen omen – p.o. I tak na przykład 15 na 16 dyrektorów izb skarbowych w 2013 r. to były osoby formalnie „pełniące obowiązki”. Owo „pełnienie” mogło trwać właściwie bez ograniczeń. I trwało. – Przez 6 lat szefem Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad był człowiek, przy którym omijaliście wymogi służby cywilnej. Z waszego kolegi, działacza z Mińska Mazowieckiego, skarbnika Platformy, zrobiliście wiceszefa Urzędu Skarbowego – wyliczał w trakcie debaty nad nową ustawą poseł Maciej Malecki z PiS. Podobnie rzecz się miała z otwartymi konkursami na wysokie stanowiska w korpusie służby cywilnej.

Teoretycznie poszukiwano w nich apolitycznych fachowców, w praktyce odbywał się pewien teatr. Role były szczegółowo rozpisane, tak, by w finale – zgodnie ze scenariuszem – zwyciężył faworyt partii rządzącej (lub jej koalicjanta). Przykładów takich scenariuszy dostarczyły taśmy nagrywane w warszawskich restauracjach z udziałem prominentnych polityków. Skoro można było ustawiać konkursy na stanowisko szefa delegatury NIK (za wiedzą i pod kontrolą szefa NIK), to łatwo sobie można wyobrazić, jak wyglądała przez ostatnie lata konkursowa rzeczywistość w innych resortach czy urzędach wojewódzkich. I nie jest też tak, że ustawianie konkursów wymyślili politycy PO czy PSL. W czasach rządów AWS, SLD czy koalicji PiS–LPR–Samoobrona było podobnie.

Masz zwycięzcę?

Andrzej Martynuska spędził w administracji państwowej 25 lat. Był urzędnikiem średniego szczebla, prawdopodobnie najdłużej zajmującym dyrektorskie stanowisko w III RP. Kierował Wojewódzkim Urzędem Pracy w Krakowie w czasach rządów Mazowieckiego, Pawlaka, Oleksego, Buzka, Kaczyńskiego, Tuska. Został odwołany wiosną ub. roku, bo nie spełniał już „wymagań”, jakich spodziewano się od urzędnika jego szczebla.

– Oczekiwano ode mnie, że nie będę polityków stawiał w tak trudnej sytuacji, żeby musieli palcem wskazywać, które firmy mają wygrywać przetargi. Rozumiem, że było to dla nich głęboko upokarzające, dopytywać, dlaczego ta czy inna agencja nie wygrała, a przecież jest taka świetna. Odpowiadałem zawsze tak samo: „Bo przygotowała słaby projekt” albo: „Bo inni byli lepsi” – mówi Martynuska. Na podstawie wieloletniego doświadczania w administracji państwowej b. dyrektor potwierdza, że nie ma konkursu, którego nie da się ustawić, jeśli ktoś ma złe intencje.

– Żyjemy jak w PRL, w kłamstwie. Wszyscy udają, że wierzą, iż konkursy i przetargi są czyste, a zarazem są święcie przekonani, że każdy jest ustawiony. „Masz upatrzonego zwycięzcę, czy możemy startować?”. Odbierałem dziesiątki takich telefonów. „Startujcie – mówiłem – u mnie nie ma drukowania”. Nie było przez 25 lat. Nikt mi nie chce wierzyć – dodaje. Temat konkursów na stanowiska kierownicze powracał niczym bumerang przy pracach nad nową ustawą o służbie cywilnej. Posłowie opozycji bili się, by je zachować, PiS się wahał.

« 1 2 3 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się

Reklama

Zapisane na później

Pobieranie listy

Quantcast