Nowy numer 21/2023 Archiwum

Jak wychować prezydenta?

Co wiemy o rodzicach polskich prezydentów? Najwięcej do tej pory opowiedział Lech Wałęsa, pozostali są lub byli raczej powściągliwi. Państwo Janina i Jan Dudowie to pierwsza tak eksponowana para. Mówią, że całkowicie oddali syna na służbę publiczną. Przedtem musieli go dobrze do niej przygotować.

Jak wyglądał dom Bronisława Komorowskiego? Mama, także Jadwiga, urodziła przyszłego prezydenta w trudnych warunkach. Był 4 czerwca 1952 roku, świtało. Pani Komorowska była sama w domu, bo położna odwróciła się na pięcie, że to nie czas. Syn jednak miał inne zdanie. I zaczął się rodzić. Mama musiał sobie radzić sama. Hrabianka, działała w ruchu oporu, potem jako łączniczka AK w Wilnie, wreszcie w „Solidarności”. Miała zawsze silny charakter. Trzymała się nawet, kiedy odprowadzała syna do więzienia w głębokiej komunie. Zygmunt Komorowski był ekonomistą po studiach na Uniwersytecie Poznańskim. W czasach stalinowskich Komorowscy imali się różnych zajęć. On w Centrali Rybnej, ona w Domu Matki i Dziecka, w biurze biletów kolejowych. Mieszkali w jednym pokoju w Poznaniu. Bronek i jego siostra spali na zsuniętych fotelach. W 1957 r. rodzina przeniosła się pod Warszawę. Tam na 9 metrach kwadratowych ledwo mieściły się dwa łóżka. „Było tak zimno, że dzieci spały w futerkach. W jednym łóżku spał mąż z Bronkiem, a w drugim ja z Marysią i kilkumiesięczną Hanką” – wspominała w jednym z wywiadów Jadwiga Komorowska. Prezydent do dziś ma świetną relację z mamą, prawie codziennie rozmawiają. „Wysyłałam do niego esemesy po każdym jego wystąpieniu” – potwierdza pani Jadwiga. Bronisław Komorowski o życiu rodzinnym, tym typowo domowym, niewiele mówi. Nawet w wywiadzie rzece Janowi Skórzyńskiemu opowiada bardziej o dziadkach i wujach, o rodzinnych konotacjach i pochodzeniu. Na pewno był wychowywany w atmosferze patriotyzmu. Jeśli przyjrzeć się dzieciństwu naszych prezydentów, jak na dłoni widać, że najważniejsze role w ich życiu odegrali nie ojcowie, ale... matki. Największą chyba w przypadku Wałęsy i Kaczyńskiego właśnie. To o mamach wszyscy panowie wyrażają się najczulej, to z nimi mieli głębokie relacje. Najwyraźniej widać to u Lecha Wałęsy. Tak jak i to, że zaraz po urodzeniu został niemal namaszczony na prezydenta.

Nasz sołtys

Historia jest mało znana, ale poruszająca. Lech urodził się w 1943 r. Był 29 września, 3.30 rano. Poród odbierała babcia Kamińska w domu. I kiedy mama przyszłego prezydenta zobaczyła go po raz pierwszy – był duży, ważył pięć kilogramów – powiedziała: „Kiedyś będzie z niego wielki i sławny człowiek”. Leszek był oczkiem w głowie mamy. To z nią klękał do modlitwy. Codziennie mama czytała całemu rodzeństwu na dobranoc, uczyła dzieci przykazań. „Dbała o to, żebyśmy byli dobrze i czysto ubrani, by dom był wysprzątany” wspomina Wałęsa. „Do dziś pamiętam zapach świeżo umytego mydłem drewna”. Do kościoła w niedziele wszyscy szli w najładniejszych ubraniach.

« 1 2 3 4 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się

Reklama

Zapisane na później

Pobieranie listy

Quantcast