Ojciec i syn, potomkowie słynnego rodu, podjęli ważne życiowe decyzje. Konstanty, znany lekarz, idzie do polityki. Michał zrezygnował z mandatu radnego warszawskiej dzielnicy i wstąpił do Zgromadzenia Księży Misjonarzy św. Wincentego à Paulo.
Należą do historycznej rodziny Radziwiłłów. Obecny senator wybrany 25 października z list PiS jest wnukiem Konstantego Radziwiłła, właściciela Zegrza, poległego w 1944 r. porucznika Armii Krajowej. Z żoną Joanną, architektem, mają ośmioro dzieci: cztery córki i czterech synów. Większość z nich założyła już swoje rodziny. Jeśli najbliższa rodzina spotyka się i wszyscy są obecni, to trzeba przygotować 24 miejsca. Teraz lekarz i działacz społeczny zdecydował się na czynne wejście w politykę. Z kolei Michał, jego 24-letni syn, porzuca działalność samorządowca, słysząc Boże wezwanie do kapłaństwa. Pytani przez GN o te wybory, napisali do siebie krótkie listy, starając się przedstawić swoje odczucia i motywacje.
Rodzinna szkoła
Na pytanie, czy nie wolałby mieć syna idącego w swoje ślady w działalności publicznej, były szef Naczelnej Izby Lekarskiej odpowiada bez namysłu: – Nic z tych rzeczy. Z decyzji Michała wszyscy się cieszymy. Chociaż nigdy nie planowaliśmy wyborów życiowych naszych dzieci i nie wpływaliśmy na nie, po cichu modliliśmy się z żoną, żeby któreś z nich zdecydowało się w taki sposób poświęcić się Panu Bogu. Doktor Radziwiłł podkreśla, że do grona przyjaciół domu może zaliczyć także kapłanów.
– Oni oswajali dzieci z tą drogą życia, pokazywali jej piękno i normalność – dodaje. Przyznaje również, że sam, zanim jeszcze wziął ślub, zastanawiał się nad powołaniem do kapłaństwa. – Sądzę, że każdy poważnie myślący chłopak nasłuchuje, czy Pan Bóg go nie wzywa – tłumaczy. Takim przyjacielem domu Radziwiłłów od lat jest ks. Mirosław Nowosielski, psycholog, pracownik naukowy UKSW. – Nasze dzieci od początku widziały, że to ktoś ceniony przez rodziców. I często, gdy nas odwiedzał, rozmawiały z nim o sprawach dla siebie ważnych – opowiada dr Radziwiłł. Wspomina, że rozpoczynając swoją drogę jako małżeństwo, od razu zaprosili do niego Pana Boga i traktowali życie jako Jego dar. Zaowocowało to wspomnianą ósemką potomków.
U Michała, rocznik 1991, absolwenta prestiżowego Wydziału Mechanicznego Energetyki i Lotnictwa na Politechnice Warszawskiej, można dostrzec objawy swoistego zakochania. – Trudno mi ubrać w słowa to, co teraz przeżywam. Zalewany jestem ogromem Bożej miłości – stwierdza. W korespondencji ojca i syna bardzo wyraźnie widać, że istotne rzeczy w życiu człowieka zaczynają się i kształtują w rodzinie. Rytm życia Radziwiłłów jeszcze przed urodzeniem pierwszego dziecka wyznacza modlitwa. W ramach wspólnego pacierza jest czytanie słowa Bożego i dzielenie się nim, modlitwa przed posiłkami, „krzyżyki” robione przez rodziców na czole dzieci przed pójściem spać albo wyjściem z domu, czy też wspólna niedzielna Msza Święta. – Rodzice stworzyli rodzinę, w której Bóg jest na pierwszym miejscu, a wiara jest życiem. Nie tylko chodzimy na niedzielne Msze św., ale uczymy się stopniowo przyjmować odpowiedzialność za Kościół – opowiada Michał.
– Pierwszym tego wyrazem była w moim życiu służba liturgiczna. Za taty przykładem zostałem ministrantem, a wiele lat później lektorem. To doświadczenie było dla mnie lekcją uczestnictwa w życiu Kościoła – wspomina. Pragnienie wstąpienia do seminarium falowało w nim. Raz gasło, a po jakimś czasie znów się wzmagało. Do decyzji dojrzewał kilka lat. Widzi ją jako odpowiedź na miłość Bożą. Warto zobaczyć, jak 24-latek patrzy na swoje życie. – Miałem zadanie do wykonania. Wspaniała rodzina, harcerstwo, studia na politechnice, Rada Dzielnicy, parafia… poprzez te wszystkie doświadczenia Bóg mnie do tego przygotował. Owoce niektórych działań widzę już teraz, choć lwia część jest przede mną jeszcze ukryta. Tylko Pan Bóg wie, do czego były mi te wszystkie historie potrzebne – mówi.
Przed wakacjami za namową znajomego kapłana misjonarza skupił się na codziennym czytaniu i rozważaniu słowa Bożego. – Usłyszałem wezwanie, które uderzyło w moje najgłębsze pragnienia. Od tamtej pory widzę wyraźniej, jak bardzo potrzebni są kapłani i ewangelizacja – opisuje. Do misjonarzy, duchowych synów św. Wincentego à Paulo, poszedł prosto z samorządu. Przez ostatnie 10 miesięcy był jednym z najbardziej aktywnych radnych Ursynowa, dużej warszawskiej dzielnicy. A do pracy w samorządzie przygotowało go harcerstwo, któremu pozostaje wierny od wielu lat.
To wychowanie
Konstanty Radziwiłł harcerstwo, jako szkołę życia z wartościami, proponował wszystkim swoim dzieciom. Sam przeszedł solidną i twardą opozycyjną szkołę. W latach 1980–1982 był działaczem Niezależnego Zrzeszenia Studentów, w następnych latach także Ruchu Wolność i Pokój. Skończył Wydział Lekarski Akademii Medycznej w Warszawie. Po studiach pracował jako lekarz podstawowej opieki zdrowotnej na Ursynowie oraz w pogotowiu ratunkowym. Był też lekarzem przemysłowym. W 1997 r. został właścicielem prywatnej Przychodni Medycyny Rodzinnej, którą stworzył wraz z grupą przyjaciół.
– Nie traktujemy naszej pracy na rzecz chorych tylko jako sposobu na zarabianie pieniędzy. Czynimy wszystko, aby zrobić razem coś dobrego dla innych, szczególnie dla tych, którzy potrzebują naszej fachowej pomocy, ulgi w cierpieniu, czy po prostu obecności drugiego życzliwego człowieka – deklaruje były prezes Naczelnej Rady Lekarskiej. Doktor Radziwiłł do podyplomówki z ekonomiki zdrowia na UW dołożył jeszcze studium bioetyki na UKSW. Od początku lat 90. angażował się w pracę samorządu lekarskiego. Przez 8 lat był prezesem Naczelnej Rady Lekarskiej. W 2010 r. objął funkcję prezydenta Stałego Komitetu Lekarzy Europejskich. Do tego dochodzi zaangażowanie w Związek Dużych Rodzin „3+”. W rodzinie i najbliższym otoczeniu stara się stosować zasadę, w której sam dojrzewał.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się