Bóg z małej litery

Pogłoski o śmierci Boga okazały się mocno przesadzone – mówi Willie Robertson w filmie „Bóg nie umarł”, jednym z największych ubiegłorocznych hitów USA.

Natomiast pogłoski, że chrześcijańskie kino wychodzi z przypisanego mu filmowego getta, nie mijają się z prawdą. Przynajmniej w USA. Dowodzi tego powodzenie filmów o tematyce religijnej, które w ubiegłym roku weszły na amerykańskie ekrany, czego przykładem chociażby „Syn Boży”, „Niebo istnieje... naprawdę” czy „Bóg nie umarł” Harolda Cronka. Sukces komercyjny tego ostatniego filmu, który właśnie wszedł na nasze ekrany, porównać można pod pewnym względem z sukcesem „Pasji” Mela Gibsona, chociaż pod względem artystycznym dzieli je niebo i ziemia.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

Czytasz fragment artykułu

Subskrybuj i czytaj całość

już od 14,90

Poznaj pełną ofertę SUBSKRYPCJI

Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.
« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Edward Kabiesz