Nowy numer 23/2023 Archiwum

Elektronika nas zmienia

Nie mam zamiaru narzekać, nie mam zamiaru biadolić. Elektronika, którą tak ochoczo się otaczamy, zmienia nas. Nasze mózgi, nasze ciała. Czy to źle? Nie wiem. Na pewno tak jest wygodnie.

Zgoda, wygoda to dość krótkowzroczne kryterium wyboru. Ale nie oszukujmy się, decydując się na rozwój, stawiamy właśnie na wygodę i polepszanie jakości życia. Trzeba mieć jednak świadomość, że jesteśmy organizmami, które adaptują się do nowych warunków. Dzięki temu – jako gatunek – osiągnęliśmy sukces ewolucyjny. Ta cecha (zresztą nie tylko nasza, ale całego świata ożywionego) oznacza jednak, że nasze zwyczaje, nasze emocje i nasze ciała ulegają zmianie pod wpływem tego, co sami stworzyliśmy. To proces nieunikniony i wbrew pozorom dość szybki.
 

Rośniemy

Patrząc na sprawę szerzej, mamy inną dietę niż nasi przodkowie, inny tryb życia, inne potrzeby i inne wymagania. Od kilkudziesięciu lat średni wzrost ludzi zwiększa się. Powodów tego wzrostu jest wiele. Dobre odżywianie, zaspokajanie wszystkich biologicznych potrzeb organizmu, ale także bezprecedensowy rozwój medycyny i... coraz większa ilość dodatków do żywności. Ścieżki, którymi idzie ewolucja, są nieodgadnione, ale kto wie, może za kilkaset lat standardowo będziemy mierzyli ponad 2 metry... Być może w przyszłości będziemy mieli nieproporcjonalnie długie ręce i palce. Już dzisiaj z powodu SMS-owania, pisania na klawiaturze komputera czy używania konsoli do gier naukowcy zauważają zmiany w budowie stawów w dłoniach młodych ludzi.

Zmniejszanie mózgu z powodu mniejszej ilości informacji do zapamiętania nam nie grozi. Już nie tylko praktyka pokazuje, ale także coraz większa ilość ekspertów od edukacji postuluje, żeby dzieci nie uczyły się w szkole na pamięć, żeby nie wkuwały informacji z poszczególnych przedmiotów, bo wszystko można znaleźć w internetowych bazach danych i encyklopediach. Informacja jest dostępna dosłownie na wyciągnięcie ręki, w telefonie podłączonym do internetu.

Za chwilę nie będzie trzeba po informację wyciągać nawet ręki. Przecież już dzisiaj można kupić okulary, które wszystko, co chcemy, wyświetlą nam przed samymi oczami. Po co w takim razie wkładać informacje do głowy? Czy to nie marnowanie czasu i naszej „przestrzeni dyskowej”, czyli mózgu?

O pojemność mózgu nie trzeba się martwić, kłopotem jest raczej czas, który poświęcamy na naukę. Nie jest prawdą, że współcześni uczniowie uczą się coraz mniej. Uczą się po prostu inaczej i innych rzeczy niż ich rodzice czy dziadkowie. Mało kto dzisiaj zna inwokację „Pana Tadeusza” na pamięć. To miejsce zajęła wiedza chociażby o funkcjonowaniu portali społecznościowych. Dzieci dzisiaj (wbrew temu, co często twierdzą ich dziadkowie) wcale nie są mądrzejsze od dzieci w przeszłości. Wiedza dzieci jest po prostu dostosowana do wyzwań czasów, w których żyją. Osoby starsze mają z tymi wyzwaniami problem.
 

Cyfrowe życie

Znajomy, tata dwójki dzieci, z których jedno jest w gimnazjum, a drugie w ostatnich klasach szkoły podstawowej, powiedział mi, że jego pociechy nie znają na wyrywki alfabetu. Wiesz – mówi – ja uczyłem się go, wertując słowniki w poszukiwaniu pisowni trudnego słowa, albo encyklopedie, gdy chciałem znaleźć konkretne hasło. Dzisiaj nikt nie wertuje książek. Po prostu wpisuje hasło w internetowy słownik i od razu dostaje odpowiedź. Wydaje się, że alfabet jest bezwzględną podstawą nauki każdego języka. A może tak jest tylko w naszych starszych głowach? W niektórych szkołach w Finlandii dzieci nie uczą się pisma ręcznego, tylko od razu piszą na klawiaturach. W Polsce takiej szkoły chyba jeszcze nie ma, ale to tylko kwestia czasu. Po co uczyć się ręcznego pisania, skoro przeważająca większość z nas w przeważającej większości przypadków pismem ręcznym się nie posługuje. Schludne ręczne pisanie jest oczywiście nie tylko celem edukacji, ale także środkiem do rozwoju tych części mózgu, które w późniejszym życiu odpowiadają za precyzję ruchów, wyobraźnię przestrzenną czy orientację w przestrzeni. Czy te umiejętności nie ucierpią bez lekcji starannego pisania? Nie. Badania wskazują, że dzieci, które na komputerze rysują czy grają w gry wymagające precyzji ruchów, radzą sobie równie dobrze, a czasami nawet lepiej od tych, które uczą się pisania na kartce.

I znowu powraca pytanie: co w dorosłym życiu kogoś, kto teraz jest dzieckiem, będzie bardziej przydatne? Umiejętność szybkiego pisania na klawiaturze (ekranie) czy starannego pisania na kartce? Oczywiście zawsze można powiedzieć, że przyda się i jedno, i drugie, ale tutaj wpadamy w pułapkę. Mózg każdego z nas ma dość ograniczony czas na szybkie uczenie się. Psychologowie, pedagodzy czy neurolodzy są zgodni co do tego, że każdy z nas rodzi się z mózgiem potencjalnego geniusza. Z wiekiem mózg z organu nastawionego na pochłanianie informacji zamienia się w „urządzenie” do analizowania posiadanych informacji i sprawnego ich wykorzystywania. Proces intensywnej edukacji nie może trwać bez końca, bo w pewnym wieku staje się po prostu nieefektywny. Innymi słowy, nie da się nauczyć wszystkiego, trzeba wybrać, a jednym z kryteriów wyboru powinna być chyba przydatność zdobywanej wiedzy i umiejętności w życiu codziennym. Kiedy kończy się okres, w którym nasz mózg wydajnie się uczy? To nie jest oczywiście jeden moment, ale przyjmuje się, że trwa on do 20. roku życia. W tym czasie zmienia się architektura mózgu. W niektórych jego partiach obumiera nawet 85 proc. neuronów. To nie znaczy, że mózg się zmniejsza. Jako swego rodzaju rekompensata rozbudowują się inne części mózgu. Zapamiętana informacja nie ginie, zaczyna się czas, kiedy będzie wykorzystywana.

« 1 2 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zobacz także

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się

Zapisane na później

Pobieranie listy

Quantcast