Nowy numer 17/2024 Archiwum

Błażej i jego metody

Błażej Strzelczyk krytykuje na swym blogu postawę abp. Marka Jędraszewskiego i ks. prof. Piotra Pawlukiewicza wobec ateistów czy ludzi poszukujących. Moim zdaniem, mija się jednak z sednem sprawy.

Polecam przeczytanie całości tego komentarza. Moim zdaniem, mija się on z sednem sprawy.

Zrelacjonujmy pokrótce: abp Jędraszewski na pytania ateisty, zadane mu podczas publicznej rozmowy w łódzkiej katedrze, odpowiedział m.in., że „tylko w Bogu można odnaleźć siebie. Że „to, co daje religia, ateizm odbiera. Ateizm odbiera prawdę, poczucie sensu istnienia, odbiera prawdę dlaczego warto cierpieć, poświęcać się i mimo tylu trudności żyć”. Że „ludzie bez Boga żyją bez fundamentu” i że „to właśnie brak wiedzy, a nie jej nadmiar, jak twierdzą niektórzy, często staje się fundamentem pod ateizm”.

Ks. Pawlukiewicz natomiast opowiadał anegdotkę o kobiecie, która chciała zostać matką chrzestną, ale - jak przyznała - nie chodzi do kościoła, ale do lasu, bo to on daje jej przestrzeń duchową. Ksiądz z kancelarii parafialnej odesłał ją więc po odpowiednie zaświadczenie do leśniczówki.

Błażej Strzelczyk krytykuje zachowanie obydwu duchownych, twierdząc, że trudno w nim widzieć w tym rzeczywistą troskę o drugiego człowieka i jego duchową przyszłość. Że - cytując ks. prof. Józefa Tischnera - może i mają rację, ale jakie z tego dobro?

Przypomniało mi to historię, którą ze 30 lat temu opowiadał w mojej obecności o. Jan Góra. O pewnym młodym człowieku - sztandarowym niewierzącym, którego do dominikanina przyprowadzili studenci z duszpasterstwa akademickiego. - To ja panów wierzących zapraszam na wódkę, a panu niewierzącemu dziękuję - miał wówczas powiedzieć o. Góra. I odszedł. Potem spotkali się znowu. Ateista stał się tymczasem człowiekiem wierzącym i przyznał, że to właśnie brutalne zachowanie o. Jana stało się impulsem do nawrócenia, w przeciwieństwie do uprzejmego zachowania innych duchownych, z którymi się spotykał.

Cytując tę dykteryjkę, chcę powiedzieć, że przyjęta w ewangelizacji metoda jest sprawą drugorzędną. To Bóg nawraca, nie człowiek. A On może się posłużyć nawet ludzką niezdarnością czy wręcz takim zachowaniem, które na pierwszy rzut oka wydaje się być doskonale przeciwskuteczne ewangelizacyjnie. Oczywiście, nie każda brutalna zagrywka służy nawróceniu. Ale przypomnij sobie Jezusa wyganiającego kupców ze świątyni - to ten sam, który okazał delikatność jawnogrzesznicy. Albo św. o. Pio, który nie przebierał w słowach, a przecież przyciągnął wiele dusz do Boga.

Nie chcę przez to powiedzieć, że to wszystko jedno, co w ewangelizacji robimy i co mówimy. Chcę powiedzieć, że nawet za szorstkimi słowami może się kryć autentyczna miłość, a za delikatnością i łagodnością  - obojętność, bezsilność, lenistwo, a może nawet brak wiary.

Taka chropowata ewangelizacja wydaje mi się także bliższa wizji papieża Franciszka. Bo kiedy mówi On, że woli Kościół poraniony i brudny niż zamknięty w swych procedurach, to - jak mi się zdaje - ma na myśli i to, że trzeba ewangelizować, nawet nieporadnie, nawet robiąc błędy, a nie dbając przede wszystkim o to, żeby ktoś się nie obraził

Robię sobie teraz szybki rachunek sumienia. Nie pamiętam sytuacji, w której zachowałem się chamsko wobec człowieka niewierzącego, choć przecież nieraz zdarzyło mi się wybuchnąć. Ale też nie mam na koncie wielu przyciągniętych do Chrystusa dusz ludzi niewierzących. Może jedną… Dlaczego tylko jedną? Może dlatego, że choć intelektualnie rozumiem, o co chodzi w ewangelizacji, to wciąż jeszcze potrzebuję - mówiąc językiem Franciszka - „duszpasterskiego nawrócenia”?

Takiego nawrócenia życzę i sobie, i Błażejowi Strzelczykowi.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Jarosław Dudała

Redaktor serwisu internetowego gosc.pl

Dziennikarz, z wykształcenia prawnik, były korespondent Katolickiej Agencji Informacyjnej w Katowicach. Współpracował m.in. z Radiem Watykańskim i Telewizją Polską. Od roku 2006 r. pracuje w „Gościu Niedzielnym”. Jego obszar specjalizacji to problemy z pogranicza prawa i bioetyki. Autor reportaży o doświadczeniach religijnych.

Kontakt:
jaroslaw.dudala@gosc.pl
Więcej artykułów Jarosława Dudały