Kilka dni temu w krakowskim wydaniu „Gazety Wyborczej” można było przeczytać tekst o działalności pewnej fundacji, która za cel stawia sobie tropienie dyskryminacji religijnej w małopolskich szkołach.
Już w 2012 roku pod jej patronatem przeprowadzono badania ankietowe, których wyniki mają wskazywać na podobno liczne przejawy nietolerancji. Raport został przesłany m.in. do Sejmowej Komisji Edukacji, Ministerstwa Edukacji Narodowej oraz do Małopolskiego Kuratorium Oświaty, ale żadna z tych instytucji na niego nie zareagowała. Dlatego fundacja ogłosiła niedawno nowy program „walki z dyskryminacją w szkołach”, tym razem chcąc przeprowadzić „kontrolę publicznej edukacji pod kątem przestrzegania konstytucyjnych praw wolności sumienia, wyznania i prawa rodziców do wychowywania dziecka zgodnie ze swoimi przekonaniami”.
Ktoś mądry powiedział kiedyś, że wiarygodność zyskuje się wtedy, gdy czyny pokrywają się ze słowami. Jeśli fundacji tak bardzo zależy na prawach rodziców do wychowywania zgodnego z sumieniem, powinna w następnym raporcie stanąć po stronie tych rodziców, którzy nie chcą, by ich dzieci były poddawane w szkole wyuzdanej, genderowej demoralizacji w ramach obowiązkowej edukacji seksualnej i uznać ją za przejaw nietolerancji. Tylko czy tę fundację to akurat zainteresuje? Wątpię.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się