Budowa lotniska. Z Wojciechem Szczurkiem, prezydentem Gdyni, o kontrowersjach w sprawie powstania nowego portu lotniczego w Gdyni-Kosakowie rozmawia ks. Rafał Starkowicz rafał.starkowicz@gosc.pl
Ks. Rafał Starkowicz: W gazetach pojawiły się doniesienia, że w związku z decyzją Komisji Europejskiej, Gdynia musi oddać 100 milionów złotych. Co to oznacza dla miasta?
Wojciech Szczurek: Oznacza to, że spółka miejska ma oddać innej jednostce organizacyjnej miasta (czyli budżetowi) pieniądze.
Ale przecież mówi się, że to Gdynia ma oddać pieniądze Unii Europejskiej…
Też czytałem o tym w prasie. Decyzja mówi, że Spółka Port Lotniczy Gdynia-Kosakowo ma zwrócić miastu Gdynia tę kwotę. Spółka nie ma takiego majątku, bo buduje lotnisko na gruntach należących do państwa. Tak się z państwem umówiliśmy. Ministerstwo Obrony Narodowej tylko użycza nam gruntu. W tej konstrukcji wszystkie nakłady, które tam zostały włożone, były, są i będą własnością skarbu państwa. Być może trzeba będzie postawić spółkę w stan upadłości. Ale to jest tylko podmiot administracyjny, który służył realizacji tego projektu. Musimy jednak zadbać o to, żeby zrobić to racjonalnie. Nie ma więc ryzyka, że to ma się wiązać z jakimikolwiek stratami dla budżetu miasta. Nie będzie też mieć żadnego negatywnego skutku, który mieliby z tego powodu ponosić mieszkańcy.
Nie grozi nam wizja upadku Gdyni?
Taka wizja jest bardzo konsekwentnie budowana przez naszych kolegów z innych samorządów Trójmiasta. Gdynia nie poniesie z tytułu decyzji KE żadnych konsekwencji. Jedyną konsekwencją będzie to, że ten projekt zrealizujemy nieco później.
Czy decyzja Unii jest nieodwołalna?
Będziemy ją badać. Dzisiaj nie znamy jeszcze uzasadnienia. Nie wykluczam, że zaskarżymy ją po zapoznaniu się z treścią uzasadnienia. Kontrola nad decyzjami Unii Europejskiej w tym zakresie jest jednak bardzo specyficzna. Ma charakter czysto formalny. Sąd nadzorujący decyzje KE nie bada merytorycznie sprawy. Sprawdza jedynie, czy Komisja miała uprawnienia do takiego działania. To nie jest niestety płaszczyzna, na której ponownie można byłoby reprezentować merytoryczne argumenty i przekonywać, że nasze ekspertyzy ekonomiczne mają sens.
A mają?
Różnimy się pewnie z KE w ocenach ekonomicznych. Komisja ma mniej wiary w rozwój Polski i Pomorza niż my. Nie chcę powiedzieć, że nasza wiara opiera się tylko na marzeniach. Nasze przekonanie oparte jest na bardzo twardych ekspertyzach ekonomicznych, które badały potencjał rozwojowy Pomorza. Analizowaliśmy różne scenariusze. Przyjęliśmy bardzo ostrożny model finansowania tego projektu. I tu nie zgadzamy się z KE w zakresie ocen. Nikt nie buduje lotniska tylko dlatego, że któremuś z lokalnych samorządowców zaświtał taki pomysł. My od samego początku działaliśmy zgodnie ze spójnym, konsekwentnie realizowanym zamysłem państwa. Mam takie poczucie, że również niektórzy z polityków szczebla państwowego próbują sprawić wrażenie, że to nie był projekt, który uzyskiwał akceptację państwa. Nie byłoby dziś tego projektu, gdyby nie decyzje trzech ministrów tego rządu. Minister transportu, obrony narodowej i skarbu, każdy samodzielnie badał celowość i potrzebę tego projektu. MON dla realizacji projektu wojskowego i cywilnego z własnych środków wybudowało na tym lotnisku nową wieżę kontroli lotów. W ramach offsetu za pieniądze amerykańskie uruchomiono system kontroli lotów ILS. Decyzję, która pozwoliła, aby wykorzystywać ILS na potrzeby cywilne, podjął Sekretarz Obrony USA. Projekt powstania cywilnego lotniska w Gdyni-Kosakowie został zweryfikowany przez ekspertów światowych, renomowanych firm: Price Water House i firmy York Aviation oraz wybitnych polskich specjalistów zajmujących się ekonomiką transportu i transportem lotniczym. Jest ekonomicznie uzasadniony.
Skąd w ogóle wziął się pomysł budowy gdyńskiego lotniska?
Idea budowy cywilnego lotniska w Gdyni-Kosakowie towarzyszyła planom rozwoju Wybrzeża od lat. To idea wykorzystania istniejącego, działającego cały czas lotniska wojskowego, położonego blisko aglomeracji. Dodanie pewnych funkcji cywilnych pozwala za niewielkie pieniądze uruchomić gigantyczny potencjał o wielkim czynniku rozwojowym. Od samego początku zakładaliśmy, że warto taki projekt realizować wspólnie. Do pracy przy naszym projekcie zaprosiliśmy w 2005 roku samorządy Gdańska i Sopotu oraz Samorząd Województwa. Wspólnie zadeklarowaliśmy działanie na rzecz realizacji tego projektu, widząc w nim szanse rozwojowe, które otwierają się przed naszym regionem.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się