Choć patrzył na te fotografie pewnie już tysiąc razy, Michał Kobiela nie ukrywa wzruszenia, otwierając album „Tym, którzy odeszli…”. To wstrząsająca i niezwykła księga.
Zawiera znacznie więcej niż relację walki z morzem płonącej ropy. Na kartach obszernego i starannie wydanego tomu zawarł wspomnienia związane z tą najtragiczniejszą w dziejach Polski katastrofą przemysłową, jaka wydarzyła się w czerwcu 1971 roku, ale także ból i determinację ludzi.
Walka z ogromnym pożarem rafinerii nafty w Czechowicach-Dziedzicach trwała 70 godzin. Z odwagą i poświęceniem prowadziły ją zastępy straży zawodowej i ochotniczej z okolicy, z różnych stron Polski, a także Czechosłowacji. Zginęło w niej 37 strażaków, żołnierzy i cywilów. Najmłodsza z ofiar miała 17 lat, inni byli niewiele starsi.
Michał Kobiela, mieszkaniec pobliskiego Kaniowa, nad ich godnym upamiętnieniem wytrwale pracował kilka lat. Docierał do rodzin, zebrał wspomnienia, zdobył archiwalne zdjęcia w IPN i u prywatnych osób. O każdym z bohaterów może długo opowiadać. Są nimi przede wszystkim ci, którzy zginęli, ale są też ich bliscy, a także ci, którzy brali udział w walce z żywiołem, w ratowaniu rannych. Są młodzi strażacy, którzy dojeżdżając autokarem do pożaru najpierw zamilkli, a potem spontanicznie zaczęli śpiewać „Bogurodzicę”… – Naszą powinnością jest, by ocalała pamięć o nich – mówi z przekonaniem. Pan Michał świetnie pamięta czas pożaru, choć miał wtedy tylko 14 lat. – Modliłem się o powrót ojca, który pracował wtedy w rafinerii. I wymodliłem – wspomina. Ze łzami mówi o tych, którym nie było dane wrócić – i o tych, którzy tak jak on czekali...
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się