Cudowne dziecko włoskiej polityki – to określenie, które wiele lat temu przylgnęło do nowego premiera Włoch. Enrico Letta nie boi się do polityki „mieszać” Boga.
To jeden z nas. Codziennie rano odprowadzał dzieci do szkoły, a potem wstępował tu na espresso i cornetto z budyniem. Przeglądał poranne gazety, rozmawiał z ludźmi. Potem wsiadał do miejskiego autobusu, żeby dojechać do ministerstwa – opowiada baristka z rzymskiej dzielnicy niedaleko Ostiense (stąd blisko do rzymskiej Piramidy i kilka minut pieszo do bazyliki św. Pawła za Murami). Między via Marmorata i via Bodoni wszyscy znają Lettę: w pizzerii, kiosku, lodziarni.
Enrico Letta jest drugim po Giulio Andreottim (ten zaczynał swoją karierę w wieku 36 lat) najmłodszym w historii premierem Włoch. Dziś ma 47 lat i błyskotliwą karierę polityka na najwyższych szczeblach za sobą. Mając zaledwie 32 lata, w 1998 r. dostał nominację na stanowisko ministra ds. polityki wspólnotowej z UE w pierwszym rządzie Massimo d’Alemy. W drugiej kadencji rządu ojca centroprawicowej koalicji „Drzewo Oliwne” otrzymał tekę ministra przemysłu. Był też ministrem handlu zagranicznego i z ramienia Margerity posłem XIV kadencji. To z listy l’Ulivo właśnie otrzymał mandat deputowanego do PE. W 2006 r. natomiast, w drugim rządzie Romano Prodiego, został sekretarzem premiera w randze podsekretarza stanu. Rok później zasilił szeregi Partii Demokratycznej.
Letta nie boi się stawiać na wartości. Jeśli trzeba, w polityce używa „broni”, jaką jest Biblia. Szczupły, wysoki i wysportowany. Zawsze w granatowym garniturze i pod krawatem, jest symbolem kompetencji i budzi zaufanie. Wielu zarzuca mu rodzinne konotacje z Silvio Berlusconim (mają wspólnego wuja). Niektórzy złośliwie nazywają go szarą eminencją Silvia. W niczym jednak nie przypomina „Cavaliere”.
Jak Dawid
„W tych dniach ciągle wracam myślami do biblijnego Dawida. Jak on, razem z nim, idziemy biblijną doliną, by stanąć do walki z Goliatem. Doliną naszych lęków, w obliczu wyzwań, które wydają się nam nie do pokonania. Nawet to, byśmy mimo politycznych podziałów wspólnymi siłami pokonali trudności. Jak Dawid musimy pozbyć się miecza, którego w ostatnich latach dobywaliśmy zbyt często, i zrzucić zbroję, bo ta zbytnio nam już ciąży” – to fragment exposé, wygłoszonego przez Lettę we włoskim Parlamencie tuż po zaprzysiężeniu nowego rządu 29 kwietnia br. Jego wystąpienie było jednym z najgęstszych i bardziej konkretnych w historii exposé na Półwyspie Apenińskim. Obficie cytowane i często oklaskiwane zasługuje na uwagę, dlatego że chadecki premier nie ma zdecydowanego poparcia w izbie deputowanych. W skład jego gabinetu wchodzą przedstawiciele Partii Demokratycznej, Ludu Wolności i centrystów byłego premiera Mario Montiego. To człowiek prezydenta Giorgia Napolitano.
W jego wystąpieniu jako premiera, obok merytorycznych fragmentów dotyczących polityki wewnętrznej czy zagranicznej, nie brakowało etyki i wtrąceń natury religijnej. Jeśli Letta powoływał się na słowa papieża Franciszka, a nawet cytował Biblię, nie było słychać w tym fałszu czy hipokryzji. „Musimy zmobilizować najsolidniejsze pokłady energii naszego kraju. Ale nie startujemy od zera. Możemy czerpać z dwóch źródeł” – mówił premier. Jednym z nich jest „Bella Italia” sama w sobie – tu zdecydowanie poprawił napięte po miesiącach kryzysu na włoskiej scenie politycznej nastroje na sali parlamentarnej. Slogan „Made in Italy” zawsze rozbraja potomków cesarza Konstantyna. „Narzekamy tylko i brniemy w czarne scenariusze, a tymczasem cały świat kocha Włochy”. Ale nie to było istotą jego przemówienia. Ku zaskoczeniu słuchaczy Letta, obejmując spojrzeniem polityków, powiedział: „Papież Franciszek dał nam i młodym ludziom tę samą wskazówkę: »Postawcie w życiu na wielkie rzeczy. Na Najwyższe«. Te i następne słowa Letty z szacunkiem komentowano w mediach. Nikt nie wpadł nawet na pomysł, by zarzucać mu mieszanie spraw państwa z religią. Mówiąc o młodych, używał jasnych określeń: „Towarzyszy im dziś wściekłość i rozczarowanie z powodu braku pracy”. Pytając: „Zastanówmy się, dlaczego we Włoszech rodzi się coraz mniej dzieci?”, odpowiadał: „Bo młodzi rodzice żyją w ekonomicznym lęku”. Premier dodał, że zamiast koncentrować się na ekonomicznej i merytorycznej pomocy młodym, struktury państwa wspierają „moralnie naganne metody prokreacji”. „Oszukujemy się, iż dbamy o demografię kraju. To nie o demografię idzie, a o sączącą się i głęboką ranę moralną. Popełniamy moralne, ekonomiczne i polityczne samobójstwo” – dodał Letta.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się