O politycznym marketingu, metodach zdobywania i utrzymywania władzy oraz o tym, dlaczego przestał działać urok premiera Tuska, z Erykiem Mistewiczem
Co się dzieje w polskiej polityce? Idą zmiany?
To jest moment kluczowy, by odpowiedzieć na pytanie, czy Donald Tusk może rządzić jeszcze wiele lat, niczym meksykańska Partia Rewolucyjno-Instytucjonalna, czy potrafi się jeszcze zmienić, czy też będzie musiał oddać władzę.
Dlaczego miałby to zrobić?
Po raz pierwszy od wyborów w 2007 roku głośno wybrzmiewa pytanie, kogo reprezentuje Donald Tusk. Nie kogo reprezentuje Platforma Obywatelska, ale właśnie Donald Tusk.
Czy dlatego z premiera została zdjęta ochrona w mediach głównego nurtu, czy, jak mawiają politycy PO, „przestawiono w nich wajchę”?
Nie grożą nam w tej chwili żadne wybory. To idealny moment na sprawdzenie, czy jest możliwa rekonfiguracja sceny politycznej, czy są możliwe rządy Platformy bez Donalda Tuska w roli lidera. Teraz można go przycisnąć bez obawy, że sytuacja wymknie się spod kontroli, że np. na zawirowaniu skorzysta Jarosław Kaczyński. Trzy miesiące przed wyborami byłoby to zbyt niebezpieczne. Teraz można przetestować wszelkie możliwe warianty, namówić go na inne sojusze, koncesje dla różnych środowisk.
„Spinując”, czyli wrzucając do mediów różne informacje, które mogą zmienić układ sił?
Media, nie tylko przecież w Polsce, stanowią element systemu władzy, układanki polityczno-biznesowej, która podtrzymuje, konserwuje lub, jeśli trzeba, zmienia układ rządzący.
Proszę o przykłady takiego „spinowania”.
Jeszcze rok temu to, że minister wymienił się z kimś zegarkiem, nie byłoby powtarzane, wałkowane od rana do zmierzchu na wszystkich kanałach i we wszystkich tytułach.
Nie chodzi przy tym o mocne dowody defraudacji, przelewów na tajne konta, lecz o tworzenie atmosfery. Rok temu także nie do pomyślenia byłoby dostrzeganie publikacji z „Naszego Dziennika”, którymi teraz otwierane są programy informacyjne.
Czym spowodowana jest taka nagła zmiana? O co chodzi w tych „wrzutkach”?
O dyscyplinowanie Donalda Tuska. Strzały, najczęściej zza węgła, padają przecież wyłącznie w kierunku ministrów najbliższych współpracowników premiera, a nie innych. Nikt nie zauważa, że za nierozumne wypowiedzi posłanek i posłów PO dla mediów odpowiedzialny jest szef klubu parlamentarnego PO Rafał Grupiński. Nigdzie takiej tezy pan nie spotka. Raczej usłyszymy, że winny jest tylko jeden, że to Donald Tusk słabo zarządza PO.
Ale sam Pan powiedział, że nie chodzi o poważne sprawy. Może więc nie należy do tego, co się dzieje wokół premiera, przywiązywać wielkiej wagi?
Zmienia się coś, co bym nazwał „wektorem obciachu”. W ciągu ostatnich 15 lat był on jednoznacznie i trwale przypisany do Jarosława Kaczyńskiego. Teraz wektor ten kieruje się po raz pierwszy ku ludziom z bezpośredniego otoczenia Donalda Tuska. Pytałem wielokrotnie na Twitterze, czy ktoś stanie w obronie Sławomira Nowaka lub Hanny Gronkiewicz-Waltz. Nikt się nie odezwał. Nikt nie ma dziś odwagi ująć się za wiceprzewodniczącą PO. Niebywałe.
A do poglądów konserwatywnych wypada się już przyznawać?
Tu też zachodzi bardzo ciekawa zmiana. Prawica, świat tożsamości, wartości, historii, stała się w coraz bardziej uniformizowanym, plastikowym świecie interesująca dla młodych ludzi. Prawdziwym socjologicznym fenomenem, wartym solidnej rozprawy habilitacyjnej, jest „hipster prawica”, młodzi ludzie tworzący w sieci memy i wirale zmieniające sposób postrzegania polityki, przekierowujące ów „wektor obciachu” w stronę Platformy.
Druga strona tego nie potrafi?
Młodzi Demokraci PO nie radzą sobie w nowych mediach, mimo że mają potężne zaplecze organizacyjne oraz finansowe. Ale nie ma w nich pasji. To jest ten syndrom, który widziałem w drugiej kampanii Sarkozy’ego. W 2007 roku w jego obozie był ogień, werwa, w 2012 roku już tylko zmęczenie, trochę kunktatorstwa, korzystanie z atrybutów władzy. Działacze zachowywali się jak wyleniałe koty, niechętne do jakiegokolwiek wysiłku. Podobne samozadowolenie widzę dziś w szeregach Platformy Obywatelskiej.
A czy nie jest próbą kontrataku akcja „Orzeł może”, w której „fajna” Polska przeciwstawiana jest ponuractwu obozu prawicy?
Sposoby, które sprawnie dzieliły Polskę na tę nowoczesną, kolorową, i tę ponurą, zaściankową, to klasyka już od 20 lat. Niczym parady Schumana sprzed dekady, gdy każde liceum wystawiało swój autokar, by efektownie wypadł przemarsz światłej młodzieży po Krakowskim Przedmieściu.
W 2013 roku, przy tak szybkiej erozji głównego nurtu, tego typu zabiegi są już nieskuteczne.
Ale o akcji było głośno, żyły nią media elektroniczne, „Gazeta Wyborcza”, tygodniki opinii...
Tak, tylko że młodzi ludzie w ogóle nie oglądają już programów informacyjnych. Nie czytają gazet. Tygodniki tożsamościowe, autorskie, wyraziste, zarówno z lewa, jak i prawa, czytają tylko pilni uczniowie oraz zaangażowani studenci. Przeciętny licealista orientuje się wyłącznie na ludzi takich jak on. To znajomi ze społeczności w sieci są dla niego autorytetami. A liczba Polaków używających nowych mediów rośnie lawinowo. Zmieniają się tym samym sterowniki istotne w podejmowaniu decyzji wyborczych. Milion orlików i sto stadionów nie pomogą, jeśli „wektor obciachu” zaczyna w najważniejszym dla Platformy pokoleniu zmieniać swój kierunek. Gra toczy się więc o to, czy Donald Tusk przetrwa. A jeśli skapituluje, to na czyją rzecz.
Tyle że konkurenci jakoś się nie pokazują.
Nie zgodzę się. Przecież słyszymy: „Niepokoi mnie, że politycy brzydko się bawią, a przecież nie o to walczyliśmy 20 lat temu”…
To Bronisław Komorowski?
Albo: „Donald Tusk podejmuje złe decyzje. Może dlatego, że jest osamotniony? Powinien się częściej konsultować z aktywem, pytać, radzić, zrozumieć wreszcie, że siłę tworzyliśmy tylko, gdy byliśmy razem”…
Jakbym słyszał Grzegorza Schetynę.
Albo też trzeci rodzaj komunikatu, jaki jest wysyłany przez media, niczym przypomnienie: „Donaldzie, zapomniałeś, co jest najważniejsze uwolnienie energii Polaków, zniesienie wszelkich granic i kordonów, jak w Holandii. Pozwólmy sadzić, palić i legalizować”…
Tako rzecze Janusz Palikot.
Albo: „Jestem już zmęczony, ale nie mogę spokojnie patrzeć, co się dzieje. Nie po to wprowadzałem Polskę do Unii, by teraz oddawać ją hordom talibów z prawicy”.
To Aleksander Kwaśniewski. Ale jakby spóźniony, bo to Donald Tusk idzie już drogą postępu.
Jesteśmy w arcyciekawym momencie, wręcz historycznym. Z kilkoma wariantami rozwoju sytuacji. W pierwszym wariancie scenę zasiedlają PO i PiS, jak dziś, tylko że PO poszerza się o nurty lewicowe i ludzi lewicy.
(Nasza sonda: Która z partii obecnych w parlamencie jest najbardziej obciachowa?)
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się