Rodzina ludzi rani, ale mniej niż wszystko inne.
Podobno „wszyscy Polacy to jedna rodzina”, więc to chyba dlatego Polak-funkcjonariusz państwowy bez problemu może u nas dysponować cudzymi dziećmi. Na przykład dziećmi państwa Bajkowskich z Krakowa, którym odebrano trzech synów i umieszczono w domu dziecka. Stało się to dlatego, że rodzice w 2010 roku, na własne i dzieci nieszczęście, zapisali synów na terapię do Krakowskiego Instytutu Psychoterapii. Dzieci nie chciały chodzić do szkoły, zaś rodzice chcieli poprawić relacje rodzinne. W trakcie terapii terapeuci oznajmili, że muszą skierować sprawę do sądu, bo rodzice stosują wobec dzieci przemoc fizyczną i psychiczną.
Ostatnim akordem tej sprawy było to, co wydarzyło się przed tygodniem: do szkół, w których uczyli się młodzi Bajkowscy, wkroczyli policjanci w cywilu i zabrali ich z lekcji do domu dziecka. No i proszę: chłopcy nie chcieli chodzić do szkoły, więc państwo uruchomiło akcję „Spełniamy marzenia” i buch! – już nie byli w szkole. Tyle tylko że trochę za późno przyszli, bo chłopcy już nie mieli tych problemów, natomiast dużym problemem stało się dla nich umieszczenie w domu dziecka. Portal rp.pl zamieścił filmik, w którym chłopcy opowiadają, jak się to odbyło i – ciekawa rzecz – nie wyglądają z tego powodu na szczęśliwych. Bo, nie wiedzieć czemu, chcą być w domu, przy mamie i tacie. No! Teraz to już na pewno synowie państwa Bajkowskich wyrosną na otwartych, odważnych i radosnych ludzi. Bo, jak sama nazwa wskazuje, nie ma lepszego miejsca dla dziecka niż dom dziecka.
Gdy polski Sejm uchwalił prawo „antyprzemocowe”, zabraniające rodzicom dawania dzieciom nawet klapsów, wielu pięknoduchów bagatelizowało tę sprawę. Bo doprawdy trzeba być pięknoduchem, żeby wierzyć, że ktoś zmienia prawo ot, tak, żeby sobie było. A że usilnie dążyli do tego ludzie o „lewicowej wrażliwości”, wiadomo było, że chodzi o kolejny krok w kierunku zniszczenia rodziny.
Dziś mamy dorodny owoc tamtej ustawy. Trucizna w niej zawarta zaczęła działać. Doczekaliśmy się państwa, które uzurpuje sobie rolę nadrodzica, które uważa, że wie najlepiej, co dobre dla dzieci. Ciekawe, że to państwo, które ośmiela się wpychać do domów i ingerować w metody wychowawcze rodziców, jakoś nie może zakazać mordowania przez aborcję 700 dzieci rocznie!
Mój znajomy z Czeskiego Cieszyna, gdy wprowadzono u nas to antyrodzinne prawo, powiedział: „Zapraszam cię do mnie na turystykę klapsową”. Bo u Czechów – taka ciekawostka – wolno dzieci wychowywać „przemocowo”, czyli normalnie. Jasne, że rodzice popełniają błędy wychowawcze, ale lepszy błąd popełniony z miłości – choćby źle rozumianej – niż państwowe „naprawianie” błędów.
Ciekaw jestem, czy ci wszyscy urzędnicy od zabierania ludziom dzieci mają zadowalające relacje we własnych rodzinach. Jestem przekonany, że każdy z nas, rodziców, zasłużył – wedle kryteriów naszego prawa – na odebranie dzieci. To niemożliwe, żebyśmy się w rodzinach nie ranili, bo ludzie ranią się wszędzie. Ale nigdzie rany się tak nie goją jak w rodzinie. Nic dziwnego, że się ktoś tak na rodzinę zawziął.
Dziennikarz działu „Kościół”
Teolog i historyk Kościoła, absolwent Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, wieloletni redaktor i grafik „Małego Gościa Niedzielnego” (autor m.in. rubryki „Franek fałszerz” i „Mędrzec dyżurny”), obecnie współpracownik tego miesięcznika. Autor „Tabliczki sumienia” – cotygodniowego felietonu publikowanego w „Gościu Niedzielnym”. Autor książki „Tabliczka sumienia”, współautor książki „Bóg lubi tych, którzy walczą ” i książki-wywiadu z Markiem Jurkiem „Dysydent w państwie POPiS”. Zainteresowania: sztuki plastyczne, turystyka (zwłaszcza rowerowa). Motto: „Jestem tendencyjny – popieram Jezusa”.
Jego obszar specjalizacji to kwestie moralne i teologiczne, komentowanie w optyce chrześcijańskiej spraw wzbudzających kontrowersje, zwłaszcza na obszarze państwo-Kościół, wychowanie dzieci i młodzieży, etyka seksualna. Autor nazywa to teologią stosowaną.
Kontakt:
franciszek.kucharczak@gosc.pl
Więcej artykułów Franciszka Kucharczaka