Nowy numer 17/2024 Archiwum

Los celebryty

Kilka sekund w życiu Oscara Pistoriusa zadecydowało, że przestał być przedstawiany jako nieskazitelny heros, a zaczął być dla wszystkich zwyrodniałym bandytą.

Niepełnosprawny lekkoatleta z RPA, Oscar Pistorius, do 14 lutego 2013 roku był dla świata ucieleśnieniem triumfu człowieka nad ograniczeniami wynikającymi z kalectwa, przykładem hartu ducha w walce o przekraczanie barier. O Pistoriusie wypadało mówić tylko dobrze. Każde wypowiedziane publicznie słowo krytyki, mogło być uznane za nietakt. Nawet kiedy zaczął się domagać, by pozwolono mu rywalizować z pełnosprawnymi biegaczami, odezwały się tylko nieśmiałe głosy sprzeciwu. Specjaliści twierdzili, że protezy z włókna węglowego pozwalają uzyskiwać o wiele lepsze wyniki niż ludzkie nogi. A przecież w końcu nie byłoby sprawiedliwie pozwolić motocykliście, nawet niepełnosprawnemu, startować w wyścigu kolarskim. Szybko jednak specjalistów zakrzyczano, argumentując, że nie powinni stawać w poprzek pięknym marzeniom niepełnosprawnych. Na igrzyskach w Londynie wszyscy podziwiali dzielnego lekkoatletę. Media przedstawiały go jako wzór dla młodzieży. O tym, że stał się globalnym celebrytą, świadczy to, że o jego występie na igrzyskach słyszeli nawet ci, którzy nie mają pojęcia kto został mistrzem olimpijskim w uprawianej przez Pistoriusa dyscyplinie sportu.

I oto w walentynki gruchnęła wieść, że sławny biegacz został aresztowany pod zarzutem zastrzelenia swojej narzeczonej. I wtedy, z dnia na dzień, okazało się, że wszyscy znają zupełnie innego Pistoriusa, tylko tego do tej pory nie ujawniali. Można było więc przeczytać, że jest psychopatą zafascynowanym zabawami z bronią palną. Pojawiły się podejrzenia o zażywanie przez niego narkotyków i sterydów. Wytknięto mu niekoleżeńskie kwestionowanie sukcesów innych niepełnosprawnych sportowców, których podejrzewał o używanie protez niezgodnych z regulaminem. Media zaczęły zresztą zadawać pytania, czy czasem sam Pistorius swych seryjnych zwycięstw na paraolimpiadach nie zawdzięczał majstrowaniu przy protezach, które poprawiało ich „osiągi”.

Jednym słowem białe stało się czarne, a czarne białe. Tak to jest z celebrytami. Nie są traktowani jak ludzie, tylko jak lokomotywy ciągnące idee, które należy propagować. Dopóki Pistorius symbolizował poprawne politycznie przekraczanie barier, był nieskazitelny. Teraz, kiedy się skompromitował, kwestionuje się wszystko, co w życiu osiągnął.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Leszek Śliwa

Zastępca sekretarza redakcji „Gościa Niedzielnego”

Prowadzi stałą rubrykę, w której analizuje malarstwo religijne. Ukończył historię oraz kulturoznawstwo (specjalizacja filmoznawcza) na Uniwersytecie Śląskim. Przez rok uczył historii w liceum. Przez 10 lat pracował w „Gazecie Wyborczej”, najpierw jako dziennikarz sportowy, a potem jako kierownik działu kultury w oddziale katowickim. W „Gościu Niedzielnym” pracuje od 2002 r. Autor książki poświęconej papieżowi Franciszkowi „Franciszek. Papież z końca świata” oraz książki „Jezus. Opowieść na płótnach wielkich mistrzów”, także współautor dwóch innych książek poświęconych malarstwu i kilku tomów „Piłkarskiej Encyklopedii Fuji”. Jego obszar specjalizacji to historia, historia sztuki, dawna broń, film, sport oraz wszystko, co jest związane z Hiszpanią.

Kontakt:
leszek.sliwa@gosc.pl
Więcej artykułów Leszka Śliwy