Pokój nie jest skutkiem starań o pokój, lecz o sprawiedliwość
Jak co roku przed Świętem Niepodległości nasiliła się propaganda miłości. Miłością zionęły głównie „czołowe media”, z góry ustawiając władzę w roli sprawcy zgody, życzliwości wzajemnej i jedności, którą chcą zakłócić faszyści. Bo faszyści to wszyscy ci, których władza nie lubi i do nielubienia ludowi podaje. Poznaje się ich po tym, że noszą moherowe kominiarki. I to przez nich my, Polacy, tylko się kłócimy i kłócimy. A przecież my, Polacy, jesteśmy tymi kłótniami już bardzo zmęczeni.
Pokojowy jazgot jest tak podawany, żeby przeciętny odbiorca uznał, że brak sporu jest najwyższą wartością, a bycie wypoczętym jest szczytem ludzkich dążeń.
O tak, spokój ma u nas wielkie tradycje. „Imperatorowa i państwa ościenne przywrócą spokojność obywatelom naszym, przeto z wolnej woli dziś rezygnujemy z pretensji do tronu i polskiej korony” – napisał nasz ostatni król w akcie abdykacji. Na co komu taka „spokojność”? Jeśli dziś mamy wolność, to dzięki tym, którzy nie ulegli pokojowej gadaninie. Także tej peerelowskiej, z hasłami rozwieszonymi na co piątym murze, że „zgoda buduje”. Otóż nie buduje – jeśli jest to zgoda na zło. Nie można się zgadzać z tym, co po ludzku niedopuszczalne. Sprzeciw jest wtedy moralnym obowiązkiem i nie ma żadnego znaczenia, jak bardzo to elitom się nie podoba i jak mocno kogo męczy.
Co z tego na przykład, że prezydent wzywa do spokoju i zgody, skoro wskutek jego (choć nie tylko jego) „kompromisowej” polityki wciąż giną ludzie? Czy dla komfortu władzy mamy milczeć nad ciałkami kilkuset dzieci rocznie? Czy mamy siedzieć cicho wobec niszczenia i mrożenia ludzi w procedurze in vitro? I co z tego, że prezydent szeroko się uśmiecha i z ojcowskim wejrzeniem apeluje o zgodę? Jeśli zgadza się na taką niesprawiedliwość, jego apele są puste.
A tak, elity nie chcą słuchać „wiecznie o tym samym”: o aborcji, o związkach partnerskich, o in vitro i tym podobnych szaleństwach. Właśnie to najbardziej męczy „autorytety”. Bo chcą przepchnąć to wszystko w spokoju. Chcą rozwalić rodzinę po cichu, niepostrzeżenie zdemoralizować dzieci urodzone, a nieurodzone zabić bez krzyku lub bez problemów wyprodukować i sprzedać jak towar na zamówienie. Tego wszystkiego chcą, i wielu innych zgubnych rzeczy, w których pławi się postchrześcijańska cywilizacja. Dlatego na użytek pseudochrześcijańskiej propagandy odkurzają zeszyty z religii i pouczają: „Jezus kazał nadstawiać drugi policzek”. Tak, kazał nadstawiać, ale własny – nie cudzy. Gdy biją, a nawet zabijają kogoś innego, uczniowi Chrystusa nie wolno patrzeć na to bezczynnie. Nie gadajcie o belce w moim oku, gdy wyrzucacie do śmietnika oczy dziecka, razem z jego ukręconą głową. Nie mówcie „nie sądźcie”, gdy na jaw wychodzą fakty o tym, coście zrobili – a nie opinie o was. Nie jazgoczcie o rzucaniu kamieniami, gdy was przygniatają argumenty. Prawdziwy pokój jest skutkiem sprawiedliwości, a nie wymuszonej ciszy.
Dziennikarz działu „Kościół”
Teolog i historyk Kościoła, absolwent Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, wieloletni redaktor i grafik „Małego Gościa Niedzielnego” (autor m.in. rubryki „Franek fałszerz” i „Mędrzec dyżurny”), obecnie współpracownik tego miesięcznika. Autor „Tabliczki sumienia” – cotygodniowego felietonu publikowanego w „Gościu Niedzielnym”. Autor książki „Tabliczka sumienia”, współautor książki „Bóg lubi tych, którzy walczą ” i książki-wywiadu z Markiem Jurkiem „Dysydent w państwie POPiS”. Zainteresowania: sztuki plastyczne, turystyka (zwłaszcza rowerowa). Motto: „Jestem tendencyjny – popieram Jezusa”.
Jego obszar specjalizacji to kwestie moralne i teologiczne, komentowanie w optyce chrześcijańskiej spraw wzbudzających kontrowersje, zwłaszcza na obszarze państwo-Kościół, wychowanie dzieci i młodzieży, etyka seksualna. Autor nazywa to teologią stosowaną.
Kontakt:
franciszek.kucharczak@gosc.pl
Więcej artykułów Franciszka Kucharczaka