O dramatycznej sytuacji uwięzionej Asii Bibi, chrześcijanki skazanej na śmierć za bluźnierstwo, ze współautorką jej książki Anne-Isabelle Tollet rozmawia Joanna Bątkiewicz-Brożek.
Śmierć za kubek wody
Czerwiec 2009 r. Upalny dzień. 40-letnia mieszkanka pakistańskiej wioski od wielu godzin zbiera owoce na cudzym polu. Praca jest wyczerpująca, więc żeby się ochłodzić, pije wodę z pobliskiej studni, która należy do muzułmańskiej społeczności. Asia jest chrześcijanką. Wybucha kłótnia. Sprowokowana przez pracujące z nią kobiety mówi: „Jezus umarł za grzechy ludzi na krzyżu. A co zrobił dla ludzi Mahomet?”. Zostaje oskarżona o „bluźnierstwo!”. Taki zarzut w Pakistanie oznacza pewną śmierć. 14 czerwca 2009 r. Asia Bibi zostaje wtrącona do więzienia. 7 listopada 2010 r. trafia przed sąd i jako pierwsza kobieta w Pakistanie zostaje skazana „za bluźnierstwo przeciw Mahometowi” na karę śmierci przez powieszenie i grzywnę równą 2,5-rocznym zarobkom robotnika. Gdyby – w ramach „zadośćuczynienia” – zdecydowała się przejść na islam, co sugerowali jej mieszkańcy wioski, ta sprawa miałaby dużo łagodniejszy przebieg. Ona jednak odmówiła. W uwłaczających ludzkiej godności warunkach Asia Bibi do dzisiaj czeka na wykonanie wyroku śmierci przez powieszenie. W jej obronie odważyli się stanąć gubernator Pendżabu Salman Tasser (muzułmanin) oraz minister ds. mniejszości Shahbaz Bhatti (chrześcijanin). Obydwaj zginęli z rąk fanatyków muzułmańskich.
Joanna Bątkiewicz-Brożek: Proszę powiedzieć, skąd myśl, by napisać z Asią Bibi książkę?
Anne-Isabelle Tollet: – Książka jest właściwie jej autorstwa. Ona jest głosem, ja tylko jej piórem. Przez 18 lat byłam korespondentką dla telewizji France 24 w Pakistanie. O Asii Bibi było bardzo głośno, bo jest pierwszą kobietą w Pakistanie skazaną na śmierć w tym stuleciu. Pojechałam więc do prowincji Pendżab na materiał. Rozmawiałam z sąsiadami, wreszcie z kobietami, które oskarżyły Asię o bluźnierstwo. Spotkałam się z tamtejszym mułłą, który wniósł oskarżenie do lokalnego komisariatu. Zbierałam materiały do reportażu. Wtedy skontaktowało się ze mną wydawnictwo z Paryża z pytaniem, czy zebranie świadectwa i relacji Asii Bibi nie pomogłoby w jej uwolnieniu. A kiedy Benedykt XVI w pewną niedzielę wspomniał o niej, co odbiło się szerokim echem także w Pakistanie, pomyślałam, że nie można tak tego zostawić. I zabrałam się do pracy.
Motywem była wiara?
– Jestem chrześcijanką, ale bardziej poruszył mnie fakt ogromnej niesprawiedliwości i łamania praw człowieka w przypadku Asii Bibi. Gdyby była muzułmanką, też zaangażowałabym się w tę sprawę.
Od czego Pani zaczęła?
– Najpierw skontaktowałam się z ministrem Shahbazem Bhattim, odpowiedzialnym za ochronę praw mniejszości religijnych w Pakistanie. Został on potem zamordowany w Islamabadzie, bo zaopiekował się rodziną Asii Bibi. Był chrześcijaninem, znaliśmy się. Pomógł mi skontaktować się z rodziną Asii. Razem z jej mężem Ashiquiem i ministrem Shahbazem Bhattim doszliśmy do wniosku, że w sytuacji Asii Bibi, wobec skazania jej na śmierć przez powieszenie, książka może być jedyną pomocą w uwolnieniu skazanej.
Asia Bibi zgodziła się bez oporów?
– Oczywiście, była szczęśliwa. Nie udało się nam spotkać, jej mąż był wysłannikiem i to on przedstawił jej nasz pomysł.
Nie spotkała się Pani z Asią Bibi. Jak więc powstawała książka?
– Mimo moich próśb do dyrekcji więzienia, apeli i interwencji ministra Bhattiego nie dostałam pozwolenia na widzenie z Pakistanką. Władze twierdziły, że moje relacje zaszkodziłyby wizerunkowi Pakistanu w świecie. Wymyśliliśmy więc taki system: jeździłam z mężem Asii Bibi do więzienia. On może odwiedzać żonę raz w tygodniu. Uczył się moich pytań na pamięć. Zadawał je żonie i kiedy wracał, szybko, przy bramie, nagrywałam to, co mówił.
Skomplikowana operacja…
– Trwała prawie osiem miesięcy. Zaczęliśmy po prostu od opowiedzenia tego, co wydarzyło się przed 4 laty przy studni na polu, gdzie pracowała Asia Bibi, historii zaczerpnięcia wody z tego samego źródła co muzułmanki. Pytałam o każdy szczegół, o to, co wydarzyło się w wiosce, o brutalne aresztowanie, pobicie Asii przez tłum. Z czasem Asia opowiadała mężowi o tym, co dzieje się w więzieniu. Udało mi się w pewnym sensie przedostać się do jej myśli, próbowałam utożsamić się z tym, co przeżywa i dzięki temu mogłam pisać jakby w jej imieniu, za nią.
W tym czasie poznała Pani rodzinę Pakistanki. Utrzymujecie kontakt?
– Cały czas, mimo że od roku nie pracuję już w Pakistanie. Dzwonię do Ashiqa co tydzień.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się