Największa telewizja katolicka na świecie znajduje się w Birmingham, w amerykańskim stanie Alabama, gdzie katolicy stanowią kilkuprocentową mniejszość. Telewizja Wiecznego Słowa, założona przez ubogą zakonnicę, dociera do przeszło 200 mln domów w 140 krajach.
Na początku lat 80. XX w. matka Angelika, przełożona klasztoru Klarysek od Wieczystej Adoracji, zaczęła przekształcać przyklasztorny garaż w pierwsze studio telewizyjne. Jej budżet wynosił 200 dolarów, a wiedza na temat mediów ograniczała się do obsługi pilota od telewizora. Zakonnica nie miała biznesplanu, nie radziła się fachowców od mass mediów, nie zamówiła profesjonalnych ekspertyz. Wiedziała, że dzięki telewizji satelitarnej może dotrzeć z Ewangelią do milionów ludzi na całym świecie. I wierzyła, że właśnie tego chce od niej Bóg. Samo oświetlenie studia kosztowało kilkanaście tysięcy dolarów, a profesjonalna kamera kilkadziesiąt. Wszystkim sceptykom, którzy nie wierzyli w powodzenie religijnej telewizji, odpowiadała z nutą ironii: – Będę miała najlepiej oświetlony garaż w Birmingham.
Pierwsza antena
W tym samym czasie amerykańscy biskupi założyli Katolicką Sieć Telekomunikacyjną Ameryki (CTNA), której budżet początkowy wynosił 4,5 mln dolarów. Miliarder Harry John otworzył telewizję Santa Fe Communications, płacąc 2 mln dolarów tygodniowo za studia w Hollywood, Nowym Jorku i Paryżu. O takich sumach matka Angelika mogła tylko marzyć. Z tych trzech katolickich telewizji dziś istnieje tylko ta stworzona przez zakonnicę bez grosza przy duszy. Skąd uboga klaryska miała pieniądze? – Praca dla królestwa Bożego to mój problem, kasa to problem Pana Boga. Jeśli zajmę się tym, co do mnie należy, Bóg zrobi swoje – powtarzała. Pierwszą antenę satelitarną zamówiła, nie mając nawet dolara na koncie. Gdy ciężarówka ze sprzętem podjechała pod klasztor, kierowca nie zgodził się na rozładunek. Zażądał potwierdzenia wpłaty pierwszej raty w wysokości 600 tys. dolarów. Zakonnica nie miała pieniędzy. Wydawało się, że cały jej projekt runie. Poszła przed Najświętszy Sakrament. Po kilkunastu minutach wyszła z kaplicy, by odesłać kierowcę. Wtedy zadzwonił telefon. Miliarder, którego syn nawrócił się po lekturze książeczki napisanej przez matkę Angelikę, chciał ofiarować jej 600 tys. dolarów. Usłyszał tylko jedno pytanie: „Czy może pan przysłać te pieniądze jeszcze dzisiaj?”.
Strzał w dziesiątkę
Telewizja wystartowała 15 sierpnia 1981 r. Trwający cztery godziny dziennie program ograniczał się do konferencji nagrywanych przez matkę Angelikę oraz do starych religijnych filmów. Z tak ubogą ramówką telewizję EWTN oglądało niespełna 300 tys. osób. Dwa lata później zakonnica uruchomiła linię telefoniczną dla telewidzów, zaprosiła ludzi do studia i zaczęła prowadzić talk-show na żywo. Pomysł okazał się strzałem w dziesiątkę. Dzięki temu kobieta w zakonnym habicie przyciągnęła przed telewizory miliony Amerykanów. Właściwie matka Angelika nie robiła przed kamerami niczego nadzwyczajnego. Siadała w fotelu i odpowiadała na pytania. Podczas jednego z programów wyznała: „Nie wierzę w puste obietnice tego świata. Wierzę w odpowiedzi. Wierzę, że odpowiedzi istnieją. Cała moja praca w telewizji polega na podpowiadaniu naszym telewidzom, gdzie te odpowiedzi można znaleźć”. W 1987 r. EWTN zaczęła nadawać 24-godzinny program. Zakonnica zapowiedziała go w charakterystyczny dla siebie sposób: „Tym razem nie wyłączymy nadawania aż do czasu, gdy archanioł Gabriel zagra na swej trąbie. A może nawet nadamy to na żywo”. Odważna decyzja szybko okazała się wielkim sukcesem. W ciągu tygodnia liczba widzów zwiększyła się z dziesięciu milionów do ponad dwudziestu. Ale dla charyzmatycznej zakonnicy było to wciąż za mało.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się