Jest ich kilka tysięcy. Z całej Polski. Licealiści, babcie, studenci, małżeństwa, księża i zakonnice. Dowódca – ruda i piegowata Karolina. Znak rozpoznawczy – czyste srebro.
Tarnów, zwykły czteropiętrowy blok. Mieszko Tutaj tutaj mieszka. Z żoną Moniką i córeczką Zosią. Są z Drużyny. Choć incognito, bo pierścienia (już) nie noszą.
A zaczęło się od pielgrzymki na Jasną Górę. Mieszko nagrywał amatorską kamerą pątników i podszedł do jednej sympatycznej siostry, żeby zagadać.
– Powiedz coś do kamery!
– Idź sobie – zgasiła go Monika. Potem pielgrzymowali już razem. W 2008 r. przyznali się, że za rok – w drodze na Jasną Górę – wezmą ślub.
– O! To już wiem, kto otrzyma pierścień – ucieszył się przewodnik grupy.
– Jaki pierścień!?
– Czystości. Od bł. Karoliny.
– Ojej…
Mieszko włożył na palec srebrny pierścień. – Więc to nie ja wybrałem Karolinę, ale ona mnie – mówi dziś. – W moim życiu nie nastąpiła rewolucja, aureolka mi nad głową nie zaświeciła…
Powoli Karolina zaczęła działać. Bo wiadomo, że o przedmałżeńską czystość trzeba mocno dbać, a czasem nawet walczyć. A noszenie pierścienia to nie jakaś nagroda dla świętych i aniołów, a raczej oręż dla maluczkich. – Po ślubie przekazałem pierścień przyjacielowi – opowiada Mieszko. – Jemu teraz bardziej potrzebny. Nadal trwa w narzeczeństwie.
A w małżeństwie Mieszka i Moniki, choć pierścienia już nie ma, pozostała Karolina. I prowadzi. Najpierw zaprowadziła do Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży. Oni, wtedy przecież przed trzydziestką, rozpoczęli stowarzyszeniową pracę i współpracę. W KSM poznali dziesiątki młodych i młodszych, a czasem mocno dojrzałych ludzi, którzy o zamordowanej blisko 100 lat temu błogosławionej mówią tak jakby żyła. Tu, teraz, dzisiaj.
– Kim bym był, gdzie teraz bym był, gdybym kiedyś nie przyjął pierścienia? Nie wiadomo. Po drugiej stronie dowiem się, przed czym Karolina mnie ustrzegła – mówi Mieszko i zapewnia, że młode chłopaki i dziewczyny z KSM, zakochani w Karolinie po uszy, mają znak rozpoznawczy: jasne, dobre spojrzenia. Piękni wewnętrznie są! A wcale nie są odrealnieni, niedzisiejsi czy świętoszkowaci.
Cóż, przekonamy się w Zabawie…
Zabawa z Karoliną
Zabawa to wieś pod Tarnowem. Niezbyt duża, jedna główna ulica. W centralnym punkcie kościół pw. Świętej Trójcy, czyli Sanktuarium bł. Karoliny Kózkówny. Na fasadzie fresk: wiejska dziewczyna, zaczesana trochę jak mniszka, w prostej sukience.
Na przywódczynię (duchową) drużyny pierścienia jakoś nie wygląda… Jednak przed kościołem czekają już następni, którzy do drużyny chcą dołączyć. Studenci prawa. Kasia Drzyzga i Wojtek Gruszka. Od 13 miesięcy są parą. Do Zabawy przyjechali ze swoim opiekunem duchowym ks. Januszem Foltynem aż z Nowego Sącza. I opowiadają, jak to z ich miłością, Karoliną i pierścieniem było.
Kiedyś przyjechał do ich szkoły (uczyli się w jednej klasie) ksiądz rekolekcjonista z Ruchu Czystych Serc. Mówił o czystości, o Ruchu, o patronce, czyli bł. Karolinie.
– Czułem, że to coś dla mnie – mówi Wojtek (jest jasne spojrzenie!). – Ale wiedziałem, że bez Kasi wstąpienie do RCS mogło nie mieć sensu.
– Nie chciałam wstąpić – uśmiecha się. – Rozważałam, myślałam… Bo przecież wstąpienie do RCS to powinna być nie moda czy chwilowy kaprys, ale świadoma decyzja. Prawda?
Prawda. Niemniej Wojtek wstąpił, Kasia nie. I… wszystko się posypało. Przez rok nie zamienili słowa. Jak mówią, przeżywali też kryzys wiary. Bo przecież gdy się ma 18 lat, to w życiu dzieje się, oj dzieje…
W końcu ktoś im do rozumu przemówił: przecież wy dla siebie stworzeni jesteście! Pojechali razem do Lichenia, na Lednicę. Zaczęli budować.
– W październiku ubiegłego roku wziąłem po prostu Kasię na spotkanie RCS – opowiada Wojtek. – Mówię: „Panie Boże! Ja zabieram Kasię, a Ty zrób z nią co chcesz”. Kasia poszła do spowiedzi. Mocnej. I przełom: łzy, oczyszczenie, radość.
– Bo to był moment zawierzenia Bogu jednej osoby przez drugą – wtrąca ks. Janusz. – To zawierzenie pozwala Bogu działać.
Od października co miesiąc Kasia i Wojtek przychodzą na spotkania RCS w nowosądeckim kościele św. Kazimierza. Adoracja Najświętszego Sakramentu, rozważania, modlitwa przez wstawiennictwo bł. Karoliny. Aż się do domów wracać nie chce. – Czerpiemy siły na kolejny miesiąc – mówią zgodnie. – Siły, by trwać w czystości, bo przecież krew nie woda. Z Karoliną damy radę. Ks. Janusz też daje radę w kwestii czystości. Jest egzorcystą.
– Kiedyś podczas egzorcyzmu diabeł wysyczał, że Jezus dowartościował ciało ludzkie, bo je przybrał za swoje. Więc diabeł odwraca ten proces, niszczy ludzkie ciało, upadla je. Przez grzech nieczystości. A choć osób opętanych jest stosunkowo mało, to ogromną liczbę ludzi szatan niszczy właśnie przez sferę seksualności. Ks. Janusz też nosi pierścień. Karolina pomagała mu w seminarium, w trudnych chwilach. Pomaga i teraz: rozmowa z błogosławioną dają światło i pewność: celibat ma sens.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się