Reklama

    Nowy numer 13/2023 Archiwum

„Kolaboranci” w sutannach

„Pop” to jeden z najciekawszych filmów rosyjskich ostatnich lat, wypełniający kolejną białą plamę rosyjskiej historii.

Film Władimira Chotinienki do tej pory nie trafił na nasze ekrany, nie został też wydany na DVD. Reżyser jednak jest w Polsce postacią znaną, kilka lat temu przemknął przez nasze ekrany jego „Rok 1612”, mało udana superprodukcja historyczna z jasno określonym przesłaniem.

Pop, czyli ciemniak

„Pop” jest filmem o wiele bardziej interesującym. Zarówno od strony artystycznej, a to szczególnie dzięki znakomitym kreacjom Siergieja Makowieckiego i Lizy Usatowej w rolach głównych, jak i samego tematu. Chotinienko sięgnął do jednego z mało znanych epizodów z czasów II wojny światowej, biorąc na warsztat historię tzw. pskowskiej misji prawosławnej. Jest to w filmie rosyjskim próba wypełnienia jednej z białych plam, jakich w historii tego kraju pozostało jeszcze wiele. Faktem jest, że kino rosyjskie, nie tylko fabularne, także produkcje telewizyjne, coraz częściej sięga po tematy niegdyś zakazane czy przedstawiane w sposób jednostronny, zgodnie z zaleceniami partyjnej propagandy. (Szczególnie dotyczyło to tematyki związanej z religią). Tyle że tych współczesnych, usiłujących rozliczyć się z sowiecką historią filmów i seriali, z nielicznymi wyjątkami, nie znajdziemy w repertuarze naszych kin ani w telewizyjnej ramówce wypełnionej byle jakimi amerykańskimi produkcjami. Rosyjska Cerkiew i prawosławni duchowni w czasach komunizmu byli w propagandzie sowieckiej przedstawicielami obskurantyzmu i ciemnoty. Słowo „pop”, które pochodzi z greckiego „papas” i znaczy „ojciec”, dzięki bolszewickiej propagandzie nabrało znaczenia pejoratywnego, dlatego dzisiaj prawosławnego kapłana nazywa się „otiec” lub „batiuszka”. Chotinienko długo zastanawiał się nad alternatywnymi tytułami dla swojego filmu, zanim ostatecznie wybrał zdyskredytowanego „popa”, na przekór jego negatywnym konotacjom. Dlaczego? Bo w opowieści nabiera nowego znaczenia, a właściwie wraca do źródeł.

Cerkiew pod Niemcem

Akcja filmu rozpoczyna się na krótko przed niemieckim atakiem na Związek Radziecki. Tytułowy bohater, ojciec Aleksander, cieszy się poważaniem wiernych w Tichoje, wiosce na Łotwie. Łotwa rok wcześniej została włączona do ZSRR, ale komuniści jeszcze nie do końca zdążyli rozprawić się z Cerkwią. Swoją posługę pełni z oddaniem, a podstawowym środkiem lokomocji, jakim porusza się po swojej parafii jest, podobnie jak u naszego serialowego ojca Mateusza, rower. Ojciec Aleksander jest kapłanem niezwykłych zalet, można powiedzieć, że idealnym. Szacunek okazują mu nie tylko wyznawcy prawosławia, ale wszyscy mieszkańcy, w tym Żydzi. Krótko przed wkroczeniem w czerwcu 1941 roku Niemców na Łotwę chrzci Ewę, młodą Żydówkę, która od dawna deklarowała chęć przejścia na prawosławie. Mógł to zrobić wcześniej, ale nie chciał wbrew woli ojca dziewczyny, i kazał jej się nad zmianą religii dobrze zastanowić. Z chwilą wkroczenia Niemców wszystko się zmienia. Zostaje wezwany do Rygi, gdzie metropolita wysyła go wraz z innymi na „wyzwolone” przez Niemców tereny, w rejon Pskowa, by odbudował tam życie religijne kompletnie zniszczone przez komunistów. „Czy to oznacza, że teraz Cerkiew będzie pod Niemcem? Nadano mi imię na cześć Aleksandra Newskiego, a on bił Niemców” – przedstawia swoje wątpliwości metropolicie Sergiuszowi.

« 1 2 »
oceń artykuł Pobieranie..

Dziennikarz działu „Kultura”

W latach 1991 – 2004 prezes Śląskiego Towarzystwa Filmowego, współorganizator wielu przeglądów i imprez filmowych, współautor bestsellerowej Światowej Encyklopedii Filmu Religijnego wydanej przez wydawnictwo Biały Kruk. Jego obszar specjalizacji to film, szeroko pojęta kultura, historia, tematyka społeczno-polityczna.

Kontakt:
edward.kabiesz@gosc.pl
Więcej artykułów Edwarda Kabiesza

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się