Reklama

    Nowy numer 12/2023 Archiwum

Prawa człowieka na zamówienie

Prawo do aborcji jest podstawowym prawem kobiety – uważa większość posłów Parlamentu Europejskiego. Trudno im było potępić nawet brutalne zabicie nienarodzonego dziecka Chinki wbrew jej woli.

Na początku czerwca Feng Jianmei, młoda Chinka z prowincji Shanxi, została zmuszona do aborcji. Unieruchomiono ją, wymuszono siłą podpis na formularzu zgody na aborcję, a następnie uśmiercono jej nienarodzoną córeczkę przez wstrzyknięcie trucizny do mózgu. Feng Jianmei była w 7. miesiącu ciąży. Jej dziecko zabito, bo nie miała pieniędzy na zapłacenie kary finansowej za nadliczbowe, drugie dziecko (ok. 20 tys. zł). Jej mąż w tym czasie przebywał w pracy. Następnie jej rodzina została poddana prześladowaniom za próby dochodzenia sprawiedliwości.

Sprawa przeszłaby bez echa, gdyby nie to, że do internetu dostało się zdjęcie Feng Jianmei z leżącymi obok zwłokami 7-miesięcznego, zakrwawionego dziecka, wywołując ogólnoświatowe oburzenie, nawet w samych Chinach, gdzie władze starają się zapobiegać wyciekom takich informacji. Władze chińskie poczuły się w obowiązku przeprosić rodzinę i zwolnić odpowiedzialnych za skandal urzędników. Takie są konsekwencje wprowadzonej w Chinach w 1978 r. tzw. polityki jednego dziecka.

Jest ona odpowiedzialna za około 300 mln zabitych przed narodzeniem dzieci i nierównowagę płci powodowaną selektywną aborcją, a nawet dzieciobójstwem (rodzicie, mogąc mieć tylko jedno dziecko, ze względów ekonomicznych i kulturowych zazwyczaj wolą chłopca), szacowaną nawet na 40 mln „nadliczbowych” mężczyzn. Sprawa Feng Jianmei w końcu – dzięki wysiłkom prawicy – stanęła na forum Parlamentu Europejskiego. Wydawało się, że będzie to dobra okazja, aby ta nadpobudliwa w sprawach praw człowieka instytucja wyraziła potępienie jednym głosem i donośnie. Nic bardziej mylnego...

Brzydkie słowo „aborcja”

Większość posłów do Parlamentu Europejskiego uważa aborcję za podstawowe prawo kobiety do „decydowania o własnym ciele”. Co prawda słowo „aborcja” wywołuje jeszcze zbyt duże kontrowersje i rzadko decydują się w uchwalanych rezolucjach nazywać sprawy po imieniu, ale znaleziono na to wygodny sposób. Zamiast o aborcji mówi się o zdrowiu i prawach „reprodukcyjnych i seksualnych”. Ten termin w trwającej kadencji PE użyty został ponad 20 razy w tekstach przyjętych na posiedzeniach plenarnych.

Nie ma najmniejszej wątpliwości, że głosujący za tym posłowie rozumieją przez to legalną aborcję, która jest uznanym na arenie międzynarodowej prawem człowieka, choć nie potwierdzają tego traktaty. Nawet Konwencja na rzecz Wyeliminowania Przemocy wobec Kobiet, będąca batem ONZ na zbyt konserwatywne państwa, nie daje żadnej podstawy do podobnych twierdzeń. Mając to na uwadze i dostrzegając rangę problemu, który powinien skłaniać do jednomyślnego potępienia tej okrutnej praktyki, grupy konserwatywna (EKR) oraz chadecka (EPL) w PE złożyły projekty rezolucji potępiającej aborcje przymusowe, nie czyniąc żadnej wzmianki nt. aborcji jako takiej (w tym przez odniesienie do „praw reprodukcyjnych i seksualnych”).

« 1 2 3 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się

Reklama

Zapisane na później

Pobieranie listy