Jeśli prawa człowieka przysługują tylko urodzonym, to jakim prawem się urodzili?
W ramach przygotowania społeczeństwa do przepchnięcia ustawy zezwalającej na in vitro trwa kampania ideologicznego pozbawiania ludzi praw ludzkich. Tym razem nie chodzi o Żydów, lecz o wszystkich ludzi na wczesnym etapie rozwoju – żeby pod pretekstem „leczenia niepłodności” można było robić z nimi, co się chce: na przykład trzymać w lodówce albo wylewać do ścieków. Przy tej okazji można ciekawe rzeczy poczytać.
Dr Tomasz Żuradzki, filozof, oznajmił na łamach „Wyborczej”: „Nikt z nas nie był embrionem”. Wychodzi na to, że pan Żuradzki jest jakąś nieznaną nam formą życia. Skoro tak, przyjmuję to z szacunkiem. Ktoś taki nie powinien jednak wypowiadać się w imieniu ludzi, i to wszystkich. No chyba że mówi nie o ludziach, tylko o swoich pobratymcach z kosmosu. Ale wówczas powinien napisać coś w rodzaju: „nikt z nas, ufoludków, nie był embrionem”. Gdyby bowiem faktycznie ludzie nie byli embrionami, musielibyśmy konsekwentnie uznać, że nikt z nas nie był płodem, noworodkiem, niemowlęciem i tak dalej. Wówczas rodzi się jednak pytanie, jakim sposobem w ogóle się na tym świecie pojawiliśmy. No bo jeśli embriony to nie my, w takim razie kto? I co się z nami działo, gdy w łonie matki zastępował nas jakiś Obcy?
A niech tam, powiem to: ja byłem embrionem. Członkowie mojej rodziny mówią, że też byli. To samo wujkowie i ciotki, ba – nawet znajomi przyznają się do tego, że embrionami byli. Jeśli ktoś z Czytelników nie był embrionem i potrafiłby tego dowieść, proszę o kontakt. Kto nie ma dowodu, niech się kontaktuje z dr. Żuradzkim, będzie wam raźniej.
Naturalnie pan doktor ma „argumenty” przeciw człowieczeństwu embrionów. Zauważa bowiem, że większość zarodków obumiera w pierwszych dniach po zapłodnieniu. „Jeśli embriony faktycznie miałyby być »jednymi z nas« – jak chcą konserwatywni przeciwnicy procedury in vitro – to powinniśmy uznać, że na świecie rocznie »ginie« w ten sposób ponad 200 milionów »niewinnych dzieci«” – pisze.
Ano właśnie, panie doktorze – dokładnie to powinniśmy uznać. Tyle że bez tej ironii o „niewinnych dzieciach”, bo ona sugeruje, że skoro protestujemy przeciw śmierci zarodków przy in vitro, to powinniśmy wziąć moralną odpowiedzialność za te „200 milionów”.
Otóż nie powinniśmy – tak jak nie odpowiadamy za te miliardy ludzi, którzy już zmarli i jeszcze umrą z przyczyn naturalnych. Nie jestem winien śmierci człowieka, którego zwiała trąba powietrzna, ale odpowiem za to, że sam zwieję, gdy zabija się człowieka na ulicy.
Niech będzie, że 200 milionów ludzi umiera na etapie „zarodkowym”. I to ma świadczyć przeciw ich człowieczeństwu? Do czasu wynalezienia antybiotyków większość ludzi umierało przed osiągnięciem dojrzałości. Czy to znaczy, że zmarłe dzieci nie były ludźmi?
Tekst dr. Żuradzkiego jest tylko jednym z wielu podobnych, jakie w ostatnim czasie zalewają rynek mediów. Wybrałem go jako przykład, żeby pokazać, jak śmiesznymi argumentami dysponuje propaganda biznesu zapłodnieniowego. Problem w tym, że ich efekty nie będą śmieszne.
Dziennikarz działu „Kościół”
Teolog i historyk Kościoła, absolwent Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, wieloletni redaktor i grafik „Małego Gościa Niedzielnego” (autor m.in. rubryki „Franek fałszerz” i „Mędrzec dyżurny”), obecnie współpracownik tego miesięcznika. Autor „Tabliczki sumienia” – cotygodniowego felietonu publikowanego w „Gościu Niedzielnym”. Autor książki „Tabliczka sumienia”, współautor książki „Bóg lubi tych, którzy walczą ” i książki-wywiadu z Markiem Jurkiem „Dysydent w państwie POPiS”. Zainteresowania: sztuki plastyczne, turystyka (zwłaszcza rowerowa). Motto: „Jestem tendencyjny – popieram Jezusa”.
Jego obszar specjalizacji to kwestie moralne i teologiczne, komentowanie w optyce chrześcijańskiej spraw wzbudzających kontrowersje, zwłaszcza na obszarze państwo-Kościół, wychowanie dzieci i młodzieży, etyka seksualna. Autor nazywa to teologią stosowaną.
Kontakt:
franciszek.kucharczak@gosc.pl
Więcej artykułów Franciszka Kucharczaka
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się