Nowy numer 17/2024 Archiwum

Państwo dobija umierających

I jak tu być za demokracją, skoro demokratycznie można przegłosować największe buble, jak te dotyczące hospicjów?

Wprawdzie dyktatura czy autokracja niczego lepszego nie gwarantują (wiemy, że często wręcz przeciwnie), ale najlepsza z najlepszych znanych ludzkości form ustrojowych, czyli demokracja, bywa wyjątkowo głupia. Oto dzięki kilkuset demokratycznie wybranym (wykropkować), którzy zagłosowali za (wykropkować) ustawą, tysiące śmiertelnie chorych może stracić opiekę. Oto bowiem od 1 lipca działalność lecznicza będzie traktowana jak działalność gospodarcza. Czyli osoby prowadzące hospicjum będą musiały zarabiać na siebie. To efekt chorej ideologii naiwnej odmiany liberalizmu, zgodnie z którą wszelka działalność człowieka – czy to samodzielna czy w zorganizowanej grupie – powinna być weryfikowana przez mityczną „niewidzialną rękę rynku”. Krótko mówiąc: to, co nie jest w stanie samo się utrzymać, zasługuje na bankructwo, a nie na jakiekolwiek dotacje. W ten sposób „wolnemu rynkowi” powinna podlegać zarówno produkcja telewizorów i butów, jak i działalność teatrów, muzeów, szpitali i… hospicjów.

Demokratom z Wiejskiej polecam słowa Barbary Kopczyńskiej, prezes Stowarzyszenia Opieki Hospicyjnej i Paliatywnej „Hospicjum” w Chorzowie. W rozmowie kilka miesięcy temu mówiła mi m.in.: - Mieliśmy kiedyś na Śląsku najmniejsze stawki, jeśli chodzi o opiekę paliatywną. Ponad dwukrotnie mniejsze niż w Mazowieckiem. Pewien polityk na pytanie, dlaczego, odpowiedział: bo tutaj mamy kardiochirurgię i dla umarłych szkoda pieniędzy. Wtedy dr Jadwiga Pyszkowska wstała i powiedziała: nasi chorzy żyją, my nie prowadzimy zakładów pogrzebowych. To jest takie myślenie – mówiła dalej Kopczyńska – że w umierających nie warto inwestować. A przecież nawet jeśli tego chorego już spiszemy na straty, zostaje jeszcze rodzina. Przeżycie żałoby po tym etapie opieki nad umierającym może być o wiele łagodniejsze. Jeśli jest zła śmierć, zła kontrola objawów, poczucie winy, żalu do służby zdrowia, to przeżycie żałoby jest o wiele trudniejsze. Ten, który zostaje, ma choroby somatyczne o dwie trzecie częściej niż ci, którzy nie przeżyli żałoby. To jest zatem profilaktyka zdrowotna dla pozostających bliskich.

Czy przydatność takiej działalności naprawdę powinien weryfikować (wykropkować) „rynek”?

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Jacek Dziedzina

Zastępca redaktora naczelnego

W „Gościu" od 2006 r. Studia z socjologii ukończył w Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował m.in. w Instytucie Kultury Polskiej przy Ambasadzie RP w Londynie. Laureat nagrody Grand Press 2011 w kategorii Publicystyka. Autor reportaży zagranicznych, m.in. z Wietnamu, Libanu, Syrii, Izraela, Kosowa, USA, Cypru, Turcji, Irlandii, Mołdawii, Białorusi i innych. Publikował w „Do Rzeczy", „Rzeczpospolitej" („Plus Minus") i portalu Onet.pl. Autor książek, m.in. „Mocowałem się z Bogiem” (wywiad rzeka z ks. Henrykiem Bolczykiem) i „Psycholog w konfesjonale” (wywiad rzeka z ks. Markiem Dziewieckim). Prowadzi również własną działalność wydawniczą. Interesuje się historią najnowszą, stosunkami międzynarodowymi, teologią, literaturą faktu, filmem i muzyką liturgiczną. Obszary specjalizacji: analizy dotyczące Bliskiego Wschodu, Bałkanów, Unii Europejskiej i Stanów Zjednoczonych, a także wywiady i publicystyka poświęcone życiu Kościoła na świecie i nowej ewangelizacji.

Kontakt:
jacek.dziedzina@gosc.pl
Więcej artykułów Jacka Dziedziny