Hydrozagadka

Dotknęła nas największa susza w historii polskiej meteorologii. Od kilkuset lat nie pamiętano, by upały trwały tak długo. Czy w naszych kranach zabraknie wody?

Jacek Dziedzina, Marcin Jakimowicz

|

04.08.2006 01:21 GN 32/2006

dodane 04.08.2006 01:21

Gdy w sierpniu 1992 roku w lasach raciborskich wybuchł gigantyczny pożar, nie padało przez dwa tygodnie. Teraz sucho jest już trzy razy dłużej! – alarmuje Andrzej Zalewski, wieloletni radiowy komentator pogody. – Co chwilę wybuchają pożary. Wczoraj zapalił się transformator w Kochanowicach, koło Rawy Mazowieckiej. Powód? Przegrzane do czerwoności urządzenia. Bo przecież my od miesiąca pracujemy w warunkach klimatu tropikalnego.

Ciepło, ciepło, gorąco
Wysokonakładowy dziennik straszył kilka miesięcy temu ogromnym tytułem „Nie będzie lata”. Tymczasem zapowiedź deszczowego, chłodnego czerwca i lipca nie sprawdziła się ani trochę. Tak upalnych miesięcy nie było od kilkuset lat. Choć rekord ciepła z 29 lipca 1921 roku w Prószkowie koło Opola nie został pobity (termometry pokazały wówczas 40,2 stopnia Celsjusza), upał przybrał rozmiary katastrofy. Średnia dobowa temperatura lipca w Warszawie wynosiła 23,2 stopnia, czyli o 5 stopni więcej niż norma. Tak gorąco nie było w stolicy od początku zanotowanych pomiarów meteorologicznych w 1779 roku.

Co ciekawe, takie temperatury rozciągały się od Szkocji po Afrykę Południową. Jesteśmy w stanie jakiegoś klimatycznego przełomu – obawia się Andrzej Zalewski. – W rozgrzanym słońcem Londynie zaczęło brakować wody. Wydano tam bezwzględny zakaz podlewania ogrodów. Topnieją nawet alpejskie lodowce. Temperatura zero stopni Celsjusza panuje tam dopiero od wysokości 4200 metrów. Łaba pod Dreznem zamieniła się w wielkie oczka wodne. Rzeka straciła nurt. Ryby gromadzą się w tych bajorkach, ale ponieważ temperatura wody przekracza 30 stopni, zdychają. Rzeczki wysychają w większości polskich miejscowości. W starachowickich studniach poziom wody opadł aż 15 metrów – opowiada Zalewski.

Ziemniaki jak orzeszki
Klikając na stronę internetową Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej (www.imgw.pl), zobaczymy mapę Polski (poniżej). Na czerwono zaznaczono tereny, na których „przewiduje się wystąpienie groźnych zjawisk hydrologiczno-meteorologicznych powodujących duże szkody materialne, zagrożenie życia albo zjawiska o rozmiarach katastrofy”. Kolor czerwony w ostatnich dniach lipca oblewał aż 11 województw, czyli dwie trzecie Polski.

– Nawet gdyby lało przez dzień, dwa, nie zmieni to niczego. To będzie zraszanie, popryskanie suchej jak popiół ziemi. By ocalić polskie ziemniaki i buraki, musiałoby padać co najmniej przez sześć dni. Inaczej będą malutkie jak orzeszki – uważa Andrzej Zalewski.

Departament Rynków Rolnych na bieżąco monitoruje sytuację w uprawach polowych. 6 lipca minister rolnictwa zwrócił się do wojewodów o nadsyłanie raz w tygodniu informacji o stanie upraw oraz podjętych działaniach w celu oszacowania strat. Według przekazanych szacunków, największe straty dotyczą łąk i pastwisk (30–100 proc.), zbóż jarych do 45 proc. i ozimych do 35 proc.
 

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.
1 / 1
oceń artykuł Pobieranie..

Jacek Dziedzina, Marcin Jakimowicz