Polskie niebo zaatakował rój dronów prowadzonych rosyjską ręką. Choć nie wszystko przebiegło wzorowo, po incydencie tym pojawiły się powody do ostrożnego optymizmu. Ostatecznie to Rosjanie mają więcej powodów do niepokoju: NATO zapowiedziało wzmocnienie wschodniej flanki, a stary lis Łukaszenka próbuje na własną rękę negocjować z Zachodem.
Nie zdążyliśmy jeszcze na chłodno przeanalizować skutków pierwszej zagranicznej misji prezydenta Nawrockiego, a już wydarzenia popchnęły nas dalej. Bo oto w przeddzień zamknięcia polsko-białoruskiej granicy przed ćwiczeniami Zapad do Polski wleciało przynajmniej 19 rosyjskich dronów bojowych. Prezydenckie tournée stanowi istotny kontekst tej sprawy. Na początku września Kancelaria Prezydenta prowadziła intensywny dialog z państwami regionu, by wobec Donalda Trumpa reprezentować interesy całej tzw. Europy Środkowo-Wschodniej (a nawet Finlandii). Była to pierwsza tak wyraźna próba wystąpienia Polski jako lidera regionu. Po powrocie prezydent rozpoczął objazd państw zaangażowanych wcześniej w konsultacje. Otrzymał także zaproszenie do Niemiec od prezydenta Franka-Waltera Steinmeiera – i to mimo wysokiego prawdopodobieństwa, że Nawrocki rzuci niemieckiej opinii publicznej w twarz oskarżenia o napaść z 1939 roku oraz żądania reparacji. Równolegle Polska przygotowywała się do zamknięcia granicy z Białorusią, co miało nastąpić 10 września – na czas manewrów Zapad 2025. Miało w nich wziąć udział od 13 tys. (według Białorusinów) do 35 tys. (jak podają niektóre rosyjskie źródła) żołnierzy, ale ryzyko prowokacji – nieodłączny element tych ćwiczeń – wymusiło zabezpieczenie granicy.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
już od 14,90 zł
Jerzy Kopański