Białe Orły nad Tamizą

Zostać czy wracać? Dylemat większości imigrantów. Bliski również Polakom w Zjednoczonym Królestwie.

Wyjechali z różnych powodów, choć w podobnym celu. Dla jednych – przygoda; czasowe rozwiązanie – dla drugich, życiowa konieczność – dla innych. Znane każdemu napięcia między wahaniem a pewnością, tęsknotą a spełnieniem, nadzieją a rozczarowaniem – nabierają tu szczególnego charakteru.

W cieniu Wielkiego Bena
Pamiętam Ewę jeszcze z czasów studenckich. Ale niewiele więcej niż imię, kierunek studiów i kilka spotkań ze wspólnymi znajomymi. W Londynie widzę ją po raz pierwszy, odkąd wyjechałem z Lublina. Nie jestem zaskoczony, że świat ponownie okazuje się tak mały – w tym mieście trudno zdziwić się czymkolwiek. Spotykamy się na koncercie Lubelskiej Federacji Bardów.

Impreza w Polskim Ośrodku Społeczno-Kulturalnym przyciąga zarówno pracujących w metropolii Polaków, jak i świat dyplomacji: jest ostatni prezydent na uchodźstwie, jest polski konsul. Nie brak też przedstawicieli mediów. – Pracuję jako dziennikarka w radiu polonijnym – Ewa tryska energią i humorem. – Dzisiaj przygotowuję materiał z koncertu. Pamiętasz ich jeszcze z Lublina?

Ewa wyjechała po studiach do Wielkiej Brytanii. – Cieszę się, że trafiłam do radia. W końcu byłam na podyplomowym studium dziennikarskim, więc mam okazję się realizować. W przerwie koncertu widzę, jak przeprowadza rozmowę z konsulem Trafasem, przeciska się do lubelskich muzyków. I chyba ma kłopot, żeby złapać Annę Seniuk, recytującą wiersze K. Wojtyły. – Jestem w swoim żywiole, to dobra praca: ciągle gdzieś w terenie, z nowymi ludźmi. Wręcza mi swoją wizytówkę redakcyjną.

Kolejny bilet na ewentualne spotkanie. Jakiś czas później rozmawiamy przez telefon. – Nie pracuję już w radiu. Wytworzyła się niezdrowa atmosfera, mówiąc delikatnie. Wielu dobrych dziennikarzy odeszło. Ale nie poddaję się: szkolę mój angielski i mam zamiar znaleźć coś w tym kierunku. Big Ben, czuwający kilka stacji metra dalej strażnik czasu, bije pomyślnie wszystkim cierpliwym. I wiedzącym, czego szukają.

Będziemy tu żyć po polsku
– Nowe polskie biuro! Szeroki zakres usług! Zapraszamy! Proszę, niech pan też zabierze – energiczny chłopak wręcza mi ulotkę. Niedzielne popołudnie przed kościołem St. Mary’s w Ipswich. Miasto, znane miłośnikom „Klubu Pickwicka” Charlesa Dickensa, upodobali sobie również szukający szczęścia rodacy Sienkiewicza. Na południową Mszę w języku polskim przychodzi zawsze kilkadziesiąt osób. Później jest szansa, żeby spotkać się przy kawie. Podsumowanie tygodnia, omawianie interesów, towarzyskie pogawędki. Niektórzy przyjechali tu w latach 80., w atmosferze niepewności co do losów kraju po stanie wojennym. Są też przedstawiciele „nowej fali” emigracyjnej, zapoczątkowanej dwa lata temu. – Byłem nauczycielem informatyki – opowiada Mariusz, od półtora roku mieszkaniec Ipswich. – Szkoły w regionie stanęły przed groźbą zamknięcia. Trochę ubiegając ten proces, postanowiłem wyjechać, nie czekać aż zostanę bez pieniędzy.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.
« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Jacek Dziedzina