Wszelki wypadek

Są ludzie, których nie stać na dziecko, ale stać na polisę.

Tydzień temu moja żona odebrała telefon z banku. Miły głos zaproponował jej nabycie polisy ubezpieczeniowej dla kierowców. - Nie jestem zmotoryzowana - odparło moje szczęście w przekonaniu, że właśnie kończy kłopotliwą rozmowę. Głos jednak nie ustępował: - A to nic nie szkodzi. Wychodzi pani przecież z domu. Chodniki oblodzone, poślizgnie się pani i wpadnie pod samochód. Albo runie pani coś ciężkiego na głowę.

Proszę spojrzeć, ile śniegu zalega teraz na dachach. Stopniowo taki śnieg twardnieje, zamienia się w masę lodową i staje się niebezpieczny jak lawina w górach. Człowiek ginie na miejscu i zostawia bliskich bez środków do życia. Ma pani rodzinę? – Owszem – odparło moje przeznaczenie. – Doskonale! – ucieszył się głos w słuchawce. – Chyba nie chciałaby pani umierać z myślą, że mąż nie będzie miał za co wykarmić dzieci? – Ale skoro zginęłabym na miejscu, to nie miałabym czasu na myślenie – trzeźwo zauważyła moja miłość. – Dziś pani żartuje, ale przyszłość może okazać się tragiczna. Dlatego oferujemy pani ubezpieczenie na wypadek śmierci. W zależności od wysokości składki po pani zgonie wypłacimy mężowi 100, 300 albo 500 tys. złotych.

Nie muszę dodawać, że nasi klienci najczęściej wybierają trzecią opcję. - Dziękuję, nie jestem zainteresowana - ucięło moje słońce. - Ale dlaczego? - zdziwił się głos. - Mąż na pewno nie będzie miał nic przeciwko temu. Nie tylko opłaci pogrzeb, ale też zaplanuje domowe wydatki na kilka lat! Żona przyjęła ten incydent na klatę. Żałowała tylko, że nie miała dość tupetu, by przerwać słowotok bankowej konsultantki i wyrazić własną opinię na temat ubezpieczeń. Niepokój pojawił się za to w moim sercu. Skąd w banku wiedzą, że właśnie mojej żonie grozi śmiertelne niebezpieczeństwo? Dlaczego jej wieszczą tragiczną śmierć, a mnie proponują za friko pół miliona? Oczyma wyobraźni ujrzałem moją ukochaną pochyloną nad umową ubezpieczeniową. I gotów byłem wyrwać jej długopis z dłoni, zażądać zmiany danych i we własnym imieniu podpisać ubezpieczeniowy cyrograf. Tak, żebym to ja zginął, a ona zgarnęła kasę.

Są ludzie, których nie stać na dziecko, ale stać na polisę. Ubezpieczają się na wypadek śmierci, kolizji drogowej, choroby, kradzieży, zawalenia się domu, utraty pracy. Płacą ciężkie pieniądze za święty spokój, który w gruncie rzeczy jest iluzją. Bo zazwyczaj Bóg ma wobec nich inne plany. Choćby ubezpieczyli się od dziesięciu nieszczęść, prędzej czy później staną w obliczu jedenastego, którego nie przewidzieli. Wyobraźnia Stwórcy jest jednak bardziej kreatywna niż wyobraźnia człowieka i nic nie można na to poradzić.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.
« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wojciech Wencel, poeta, publicysta, redaktor pisma "44"