ale wlasnie DA sie okiełznac. mam 4 dzieci i wiem z doswiadczenia, bo szalaly dlugo w kosciele. malymi kroczkami trzeba dzialac i nie pozwalac na harce. nauczą sie. w ostatecznosci wychodzi sie na chwile, daje reprymende słowną i wraca. dobry pomysl to rowniez nagradzanie za msze "grzeczne".
Jedna rodzina opowiadała kiedyś, że radziła sobie tak: godzinę przed Mszą spacer, szleństwo na placu zabaw, bieganie itp. Dzieci na Mszę szły "padnięte" i już nie miały ochoty biegać po kościele;) No i czasem poza Mszą przyjść do pustego kościoła, wytłumaczyć, co jest co, co się dzieje na ołtarzu, Kto jest w tabernakulum, żeby dla dzieci rzeczywistość Kościoła nie była nudna. I samemu przede wszystkim prawdziwie się modlić, by dzieci wiedziały, że modlitwa to ważna chwila!
Kiedy dzieci były malutkie, to praktycznie do Kościoła na niedzielną mszę św. chodziliśmy z męzem na zmiany. Kiedy on był w Kościele, ja zajmowałam sie dziećmi w domu. I na odwrót. Kiedy miały juz kilka lat, to z reguły siedząc z nami w ławce oglądały obrazki w modlitewniku. Kiedy były już nieco starsze wiedziały już gdzie idą i jak należy sie zachowywać w tym miejscu. Nie było problemu.
Opisane przez Panią redaktor sytuacje zdarzają się często. I rzeczywiście zarówno reakcja rodziców, jak i niekiedy kapłana nie jest właściwa. I nie raz mojemu mężowi zdarzyło się upomnieć rodzica, a nawet podejść i zwrócić uwagę. Bo czym innym jest płacz malucha, a czym innym jest, zrobienie sobie przez 6 latka z głównej nawy deptaku w Ciechocinku.
Podzielam też Pani zdanie, że z tymi sytyuacjami wielu księży nie potrafi sobie poradzić. Byłam świadkiem, kiedy kapłan przerwał kazanie do wiernych, a kontynuował w rozmowie z tym 5 latkiem, bo mu przeszkadzał. Byliśmy bardzo pozytywnie zaskoczeni.
Mam 4 dzieci chłopaków!. Wiem z doświadczenia że pierwsze lata są trudne dla nich, później już się zachowują normalnie w kościele. zachowywali się i tak i tak. Jak za bardzo brałem na ręce i wynosiłem. Najlepsze rozwiązanie to Msza Św. z udziałem dzieci i jasno poinformowana parafia że w tych godzinach przychodzą dzieci.
Miałem też komentarze od "świetych": "Jak im nie wstyd przychodzą do kościoła i jeszcze tu grzeszą"
Z góry przepraszam wszystkich którym moje dzieci przeszkodziły spotkać się z Jezusem.
Twoje dzieci nie przychodziły spotkać się z Jezusem, tylko przychodziły tak jak się przychodzi na placyk zabaw, albo do wesołego miasteczka. Jeśli się chce, żeby dzieci spotykały się z Jezusem, to trzeba ich tego uczyć, a nie pozwalać na biegi, zabawy, jedzenie, krzyki....
dojrzewaliśmy do tematu wraz z dziećmi...oczywiście pierworodna niestety przyznaję sie scena druga ale miała 2 latka,sympatyczny sąsiad nas upomniał że on tez tak miał i żebyśmy córkę trochę bardziej stanowczo upominali.Nadeszły bliźniaki i czas przedziwny ,msze spacerowe wokół kościoła nerwica i stresik ...zaczeliśmy jeździć na msze tzw dziecięce do Dominikanów i trochę lepiej :)najgorzej że ja bardziej stresowałam się od ludzi dookoła bo ja taka jestem nadgorliwa...przy Michałku odpuściłam stres "głową muru nie przebiję" jest jak jest...ks proboszcz zagadał po kolędzie dlaczego nas w kościele nie widuje i jak sie dowiedział gdzie mu rodziny z dziećmi uciekają to w bocznej kaplicy zainstalował pudełka z zabawkami :))) i chwalił głaskał dzieciaki podchodzace pod ołtarz i pięknie zadziałało.umiar we wszystkim musi być i zdrowy rozsądek :)
Masza dla dzieci? Absurd. Kazanie - owszem, ale Msza św. to święta celebracja, a nie cyrk i plac zabaw dla dzieci. Msza z zabawkami, z udziałem zwierząt, z tańcem, przy ognisku, z projekcjami video i inne bzdury, które wkradają się do kościołów, a ostatnio pseudoekumenizm. Pogaństwo w czystej formie.
Żeby dzieci mogły chodzić na msze do kościoła, to najpierw trzeba wychować matki, aby były zdolne do prawidłowego wychowania dzieci! Obecnie matki wychowuje telewizja wyznania materialistycznego i świerszczyki dla dziewcząt i kobiet, a takie wychowanie przygotowuje do antywychowania dzieci. Poza tym. do dobrego wychowania człowieka w ogóle, potrzebne jest środowisko ukształtowane na zasadach sprawiedliwości, czyli Dekalogu, a tego obecnie zupełnie nie ma.
Chodziłam z dziećmi do kościoła od małego. Starsza była zawsze grzeczna, młodsza - żywe srebro, trzeba było upominać. Ale to młodsza, gdy miała 2,5 roku wróciła z kościoła i zaczęła śpiewać "Bóg jest miłością..." Zatkało mnie. Małe dziecko wszystkiego nie zrozumie. Zrozumie to co trzeba!
Kiedy byłam nastolatką i później, zanim wyszłam za mąż i urodziłam pierwsze dziecko, mali uczestnicy Mszy Św. niezmiernie mnie irytowali. Wszystko zmieniło się jak zostaliśmy rodzicami, a nasze starsze dzieci dorosły do wieku 3 i 1,5 roku. To zupełnie zmieniło moje podejście do sprawy, bo tak naprawdę tylko rodzic zrozumie rodzica. Nie zawsze da sie pójść do kościoła na zmianę, nie w każdej parafii jest Msza dla rodziców z małymi dziećmi, a jest też wiele rodzin z dziećmi w różnym wieku.
Postanowiliśmy wyjść naszym dzieciom na przeciw i pierwszą modlitwą, którą ich nauczyliśmy było “Ojcze nasz” - były niesamowicie dumne, że znają modlitwę, którą odmawia się w kościele. Potem doszły tradycyjne pieśni, które śpiewaliśmy w czasie wieczornej wspólnej modlitwy, adekwatnie do okresu liturgicznego – dzieci są z natury bardzo muzyklane i nie trzeba od razu uczyć ich religijnych “podskakiwanek”. Poza tym łatwiej im było wytrwać do końca, jak wiedziały co się dzieje na Mszy po kolei.
Osobiście jestem przeciwniczką organizowania tzw. Mszy Św. dla dzieci (głównie uczniów szkoł podstawowych), w czasie której niejednokrotnie dochodzi do nadużyć liturgicznych i zatraca się poczucie sacrum. Takie Msze są często dłuższe od “zwykłej” parafialnej Mszy, bo oto jakieś losowania, wstępowanie do scholi, albo coś innego. Dzieci powinny się czuć w kościele zauważone, ale nie mogą być w centrum uwagi. Mam takie wrażenie, że to może być przyczyną kłopotów starszych dzieci i młodzieży z odnalezieniem się w Kościele, bo oto mieli “sympatycznego” księdza, który zapraszał ich na środek kościoła, pozwalał śpiewać piosenki z pokazywaniem, zamiast wyznania wiary recytowali “Wierzę w Ciebie Boże Żywy”, a teraz, kiedy czują się zbyt dorośli na taką Mszę, idą na “dorosłą” i nagle nie znają modlitw, pieśni, wszysto wydaje im się sztywne, smutne i tylko dla babć.
Bardzo ważna jest postawa księdza. Jeżeli wszyscy parafianie wiedzą, że uczestnictwo całych rodzin w niedzielnej Mszy Św. jest dla niego ważne, to nie będzie podziału na “gorszących” i “zgorszonych”. My rodzice, naprawdę czasem na głowie stajemy, żeby być w kościele i jest nam bardzo przykro, kiedy spotykamy się z osądzającym szemraniem i spojrzeniami rzucającymi gromy. Jeśli ksiądz nie przygotuje sobie kazania i zachowanie jakiegoś dziecka wytrąci go z toku myślowego, to zupełnie inaczej zabrzmią słowa: “przepraszam Pańswa, ale Państwa pociecha rozprasza mnie i pewnie innych też, czy dadzą Państwo radę coś z tym zrobić?”, niż: “proszę zabrać to dziecko z kościoła!”. Zachęcam też księży, żeby podeszli do takiej rodziny po Mszy i porozmawiali, raczej nie spotkają się ze stwierdzeniem: “przychodzimy specjalnie na tę godzinę, żeby księdza denerwować, bo księdza nie lubimy.”
Czy zatem w ogóle nie organizować w kościele niczego dla dzieci? Dobrym pomysłem jest wykorzystanie specjalnych modlitw eucharystycznych z udziałem dzieci, a na koniec indywidualne błogosławieństwo dzieci. Nie musi być kazania dialogowanego, bardzo niewielu kapłanów jest w stanie nad takim słowem zapanować, a rodzice też co jakiś czas potrzebują usłyszeć słowo komentarza dla siebie.
Kościół nie jest przystosowany dla dzieci - msze pseudo dla dzieci jeszcze mocniej je odstraszają. Mam córkę w wieku 5lat i wiem że choć jest bardzo grzecznym dzieckiem nie wysiedzi w kościele pełnej godziny (chyba że śpi - najczęściej zasypia przy kazaniu na siedząco i tak już do końca mszy). Ja swoją 2-letnią córkę wystawiałam poza kościół a sama stałam wewnątrz - mała bawiła się na trawie. Później sama zaczęła wchodzić do kościoła i bardzo to lubi ale... patrz punkt pierwszy Druga sprawa poza tym jak ksiądz odprawia mszę - wnętrze kościoła. Zaczęłam chodzić do kilku kościołów ponieważ nie mogę się w nich skupić przez złe oświetlenie. Księża wydają dużo pieniędzy na zbędne dodatki a nie potrafią się zająć oświetleniem. Jak już się zajmą to znowu nie słuchają ludzi który się znają ale kupują od pana bo ładnie mówi - efekt naświetlacze metalhalogenowe na ołtarz ... Jestem wierząca ale kościół na pewno nie jest dla mnie przyjaznym miejscem
Ale miało być o dzieciach - ksiądz który upomniał moje dziecko w pierwszej ławce choć nie odezwało się ani nie zrobiło niczego złego powinien chyba iść do zakonu zamkniętego - masakra. Może powinni mieć jakiś przygotowanie pedagogiczne przed święceniami
Nie widzę powodu, żeby nie chodzić z dzieckiem do kościoła. Jest chrześcijaninem i ma prawo tam być a my jako rodzina mamy prawo razem spotykać się z Bogiem. Chodzimy z naszą córką do kościoła odkąd skończyła tydzień. I dzisiaj - ma cztery lata - zachowuje się już PRAWIE dobrze. Przerobiliśmy wychodzenie z kościoła kiedy płakała, zmianę miejsca kiedy było zbyt wiele dystraktorów, wybieranie bocznych kaplic z dala od ludzi i mniej uczęszczanych godzin mszy, krótko mówiąc, staraliśmy się, żeby nasze dziecko nie było dla nikogo narzędziem tortur. W marę "nabywania kompetencji" uczyliśmy i dalej uczymy uczestniczenia w liturgii - zaczęło się od dawania na tacę i podawania łąpki na znak pokoju :) I teraz, jak powiadam, córka jest w stanie PRAWIE poprawnie zachować się przez godzinę w kościele. Jak pomyślę, ile całą trójką wpakowaliśmy w to roboty, czasem wydaje mi się, że prościej byłoby chodzić osobno, a córkę zaprowadzić do kościoła np. jako kumatą pięciolatkę. Ale nie. Ona też potrzebuje coniedzielnego spotkania z Bogiem.
Zgadzam się z Panią. Ale ludzie już odzielili ziarno od plew. Dzieci oddzielnie dorośli oddzielnie. Ayraszne jest to jak dziecko nie wiele ruszy się po kosciele i ksiedzu to nieodpowiada albo ludziom. Już nie ma w tym świecie miejsca dla dzieci.
Msze dla dzieci są dobrym rozwiązaniem. Mam dwóch chłopców, osobiście jestem, za tym, żeby zabierać dzieci do kościoła i uczyć je zachowania i modlitwy. Pomimo, że ich zachowanie nie zawsze jest odpowiednie to z biegiem czasu się to zmieni. Jeśli nie będą chodzić nigdy się nie nauczą. Zakaz zabierania dzieci do Kościoła przypomina humorystyczny zakaz: "nie wejdziesz do wody do puki nie nauczysz się pływać". Dzieci pomimo nieodpowiedniego zachowania wiedzą co się w kościele dzieje i mają swoją specyficzną duchowość. Oczywiście należy je dyskretnie przywoływać do porządku, czasem wyprowadzić, ale też dobrze byłoby, aby dorośli odkryli duchowość dziecka...
Ze względów bezpieczeństwa, kiedy korzystasz z możliwości napisania komentarza lub dodania intencji,
w logach systemowych zapisuje się Twoje IP. Mają do niego dostęp wyłącznie uprawnieni administratorzy systemu.
Administratorem Twoich danych jest Instytut Gość Media, z siedzibą w Katowicach 40-042, ul. Wita Stwosza 11.
Szanujemy Twoje dane i chronimy je. Szczegółowe informacje na ten temat oraz i prawa, jakie Ci przysługują, opisaliśmy w
Polityce prywatności.
Opisane przez Panią redaktor sytuacje zdarzają się często. I rzeczywiście zarówno reakcja rodziców, jak i niekiedy kapłana nie jest właściwa. I nie raz mojemu mężowi zdarzyło się upomnieć rodzica, a nawet podejść i zwrócić uwagę. Bo czym innym jest płacz malucha, a czym innym jest, zrobienie sobie przez 6 latka z głównej nawy deptaku w Ciechocinku.
Podzielam też Pani zdanie, że z tymi sytyuacjami wielu księży nie potrafi sobie poradzić. Byłam świadkiem, kiedy kapłan przerwał kazanie do wiernych, a kontynuował w rozmowie z tym 5 latkiem, bo mu przeszkadzał. Byliśmy bardzo pozytywnie zaskoczeni.
Miałem też komentarze od "świetych": "Jak im nie wstyd przychodzą do kościoła i jeszcze tu grzeszą"
Z góry przepraszam wszystkich którym moje dzieci przeszkodziły spotkać się z Jezusem.
puknij sie kobieto,
a dominikanom juz dawno pokrecilo sie co jest sacrum a co profanum, stosuja to drugie
Absurd.
Kazanie - owszem, ale Msza św. to święta celebracja, a nie cyrk i plac zabaw dla dzieci.
Msza z zabawkami, z udziałem zwierząt, z tańcem, przy ognisku, z projekcjami video i inne bzdury, które wkradają się do kościołów, a ostatnio pseudoekumenizm.
Pogaństwo w czystej formie.
Pan Bóg to Król wszystkiego,
Co spotykamy w świecie.
Nasamprzód, właśnie tego,
Należy uczyć dziecię.
Obecnie matki wychowuje telewizja wyznania materialistycznego i świerszczyki dla dziewcząt i kobiet, a takie wychowanie przygotowuje do antywychowania dzieci.
Poza tym. do dobrego wychowania człowieka w ogóle, potrzebne jest środowisko ukształtowane na zasadach sprawiedliwości, czyli Dekalogu, a tego obecnie zupełnie nie ma.
Jeśli mszę przesyca atmosfera "niechcem, ale muszem", to będzie trzeba sporo bab z wozu zrzucić, zanim koniom będzie lżej i bryczka ruszy do przodu.
A dzieci, nawet te rozbrykane, to najmniejszy problem.
Wszystko zmieniło się jak zostaliśmy rodzicami, a nasze starsze dzieci dorosły do wieku 3 i 1,5 roku. To zupełnie zmieniło moje podejście do sprawy, bo tak naprawdę tylko rodzic zrozumie rodzica. Nie zawsze da sie pójść do kościoła na zmianę, nie w każdej parafii jest Msza dla rodziców z małymi dziećmi, a jest też wiele rodzin z dziećmi w różnym wieku.
Postanowiliśmy wyjść naszym dzieciom na przeciw i pierwszą modlitwą, którą ich nauczyliśmy było “Ojcze nasz” - były niesamowicie dumne, że znają modlitwę, którą odmawia się w kościele. Potem doszły tradycyjne pieśni, które śpiewaliśmy w czasie wieczornej wspólnej modlitwy, adekwatnie do okresu liturgicznego – dzieci są z natury bardzo muzyklane i nie trzeba od razu uczyć ich religijnych “podskakiwanek”. Poza tym łatwiej im było wytrwać do końca, jak wiedziały co się dzieje na Mszy po kolei.
Osobiście jestem przeciwniczką organizowania tzw. Mszy Św. dla dzieci (głównie uczniów szkoł podstawowych), w czasie której niejednokrotnie dochodzi do nadużyć liturgicznych i zatraca się poczucie sacrum. Takie Msze są często dłuższe od “zwykłej” parafialnej Mszy, bo oto jakieś losowania, wstępowanie do scholi, albo coś innego. Dzieci powinny się czuć w kościele zauważone, ale nie mogą być w centrum uwagi. Mam takie wrażenie, że to może być przyczyną kłopotów starszych dzieci i młodzieży z odnalezieniem się w Kościele, bo oto mieli “sympatycznego” księdza, który zapraszał ich na środek kościoła, pozwalał śpiewać piosenki z pokazywaniem, zamiast wyznania wiary recytowali “Wierzę w Ciebie Boże Żywy”, a teraz, kiedy czują się zbyt dorośli na taką Mszę, idą na “dorosłą” i nagle nie znają modlitw, pieśni, wszysto wydaje im się sztywne, smutne i tylko dla babć.
Bardzo ważna jest postawa księdza. Jeżeli wszyscy parafianie wiedzą, że uczestnictwo całych rodzin w niedzielnej Mszy Św. jest dla niego ważne, to nie będzie podziału na “gorszących” i “zgorszonych”. My rodzice, naprawdę czasem na głowie stajemy, żeby być w kościele i jest nam bardzo przykro, kiedy spotykamy się z osądzającym szemraniem i spojrzeniami rzucającymi gromy.
Jeśli ksiądz nie przygotuje sobie kazania i zachowanie jakiegoś dziecka wytrąci go z toku myślowego, to zupełnie inaczej zabrzmią słowa: “przepraszam Pańswa, ale Państwa pociecha rozprasza mnie i pewnie innych też, czy dadzą Państwo radę coś z tym zrobić?”, niż: “proszę zabrać to dziecko z kościoła!”. Zachęcam też księży, żeby podeszli do takiej rodziny po Mszy i porozmawiali, raczej nie spotkają się ze stwierdzeniem: “przychodzimy specjalnie na tę godzinę, żeby księdza denerwować, bo księdza nie lubimy.”
Czy zatem w ogóle nie organizować w kościele niczego dla dzieci? Dobrym pomysłem jest wykorzystanie specjalnych modlitw eucharystycznych z udziałem dzieci, a na koniec indywidualne błogosławieństwo dzieci. Nie musi być kazania dialogowanego, bardzo niewielu kapłanów jest w stanie nad takim słowem zapanować, a rodzice też co jakiś czas potrzebują usłyszeć słowo komentarza dla siebie.
Mam córkę w wieku 5lat i wiem że choć jest bardzo grzecznym dzieckiem nie wysiedzi w kościele pełnej godziny (chyba że śpi - najczęściej zasypia przy kazaniu na siedząco i tak już do końca mszy). Ja swoją 2-letnią córkę wystawiałam poza kościół a sama stałam wewnątrz - mała bawiła się na trawie. Później sama zaczęła wchodzić do kościoła i bardzo to lubi ale... patrz punkt pierwszy
Druga sprawa poza tym jak ksiądz odprawia mszę - wnętrze kościoła. Zaczęłam chodzić do kilku kościołów ponieważ nie mogę się w nich skupić przez złe oświetlenie. Księża wydają dużo pieniędzy na zbędne dodatki a nie potrafią się zająć oświetleniem. Jak już się zajmą to znowu nie słuchają ludzi który się znają ale kupują od pana bo ładnie mówi - efekt naświetlacze metalhalogenowe na ołtarz ...
Jestem wierząca ale kościół na pewno nie jest dla mnie przyjaznym miejscem
Ale miało być o dzieciach - ksiądz który upomniał moje dziecko w pierwszej ławce choć nie odezwało się ani nie zrobiło niczego złego powinien chyba iść do zakonu zamkniętego - masakra. Może powinni mieć jakiś przygotowanie pedagogiczne przed święceniami
Chodzimy z naszą córką do kościoła odkąd skończyła tydzień. I dzisiaj - ma cztery lata - zachowuje się już PRAWIE dobrze. Przerobiliśmy wychodzenie z kościoła kiedy płakała, zmianę miejsca kiedy było zbyt wiele dystraktorów, wybieranie bocznych kaplic z dala od ludzi i mniej uczęszczanych godzin mszy, krótko mówiąc, staraliśmy się, żeby nasze dziecko nie było dla nikogo narzędziem tortur. W marę "nabywania kompetencji" uczyliśmy i dalej uczymy uczestniczenia w liturgii - zaczęło się od dawania na tacę i podawania łąpki na znak pokoju :)
I teraz, jak powiadam, córka jest w stanie PRAWIE poprawnie zachować się przez godzinę w kościele. Jak pomyślę, ile całą trójką wpakowaliśmy w to roboty, czasem wydaje mi się, że prościej byłoby chodzić osobno, a córkę zaprowadzić do kościoła np. jako kumatą pięciolatkę. Ale nie. Ona też potrzebuje coniedzielnego spotkania z Bogiem.
Dzieci pomimo nieodpowiedniego zachowania wiedzą co się w kościele dzieje i mają swoją specyficzną duchowość. Oczywiście należy je dyskretnie przywoływać do porządku, czasem wyprowadzić, ale też dobrze byłoby, aby dorośli odkryli duchowość dziecka...
Ze względów bezpieczeństwa, kiedy korzystasz z możliwości napisania komentarza lub dodania intencji, w logach systemowych zapisuje się Twoje IP. Mają do niego dostęp wyłącznie uprawnieni administratorzy systemu. Administratorem Twoich danych jest Instytut Gość Media, z siedzibą w Katowicach 40-042, ul. Wita Stwosza 11. Szanujemy Twoje dane i chronimy je. Szczegółowe informacje na ten temat oraz i prawa, jakie Ci przysługują, opisaliśmy w Polityce prywatności.