Nowy Numer 16/2024 Archiwum

Ewangelia z komentarzem na każdy dzień

« » Sierpień 2019
N P W Ś C P S
28 29 30 31 1 2 3
4 5 6 7 8 9 10
11 12 13 14 15 16 17
18 19 20 21 22 23 24
25 26 27 28 29 30 31
1 2 3 4 5 6 7

Niedziela 18 sierpnia 2019

Czytania »

ks. Tomasz Jaklewicz

|

GN 33/2019

Ogień i rozłam

1.W Kościele akcentujemy dziś, że Bóg jest pełen łagodności, czułości, współczucia, delikatności, miłosierdzia. To prawda, ale nie cała. Stary Testament wspomina, że Bóg spuścił ogień na Sodomę i Gomorę z powodu grzechów ich mieszkańców. Prorok Eliasz w imię Najwyższego surowo potraktował fałszywych proroków. Biblia pełna jest zapowiedzi karzącego ognia. Owszem, Bóg jest łagodny, ale i gwałtowny. Jest miłosierny, ale i oceniający. Jest dobry, ale i wymagający. Bóg jest ogniem, który rozjaśnia ciemności błędów, grzechów, zboczeń. Przychodzi, aby oczyścić świat ze zła. Właśnie dlatego, że nas kocha, ocenia nasze postępowanie i demaskuje błędy. Jego słowa bywają ogniem dla sumień. Tym bardziej pali nas ten ogień, im bardziej jesteśmy uwikłani w niewierność, pychę, w grzech po prostu. Nie wolno przeciwstawiać „surowego” Boga Starego Testamentu „łagodnemu” Bogu Nowego Testamentu. Obraz Jezusa jako łagodnego rabbiego, który toleruje wszystkich i wszystko w imię łatwego pokoju, jest fałszywy. Jezus ogłasza królowanie, czyli panowanie Boga. Przychodzi jako zbawiciel, ale zapowiada także sąd. Ogień to biblijny obraz sądu Bożego. Jaki obraz Jezusa noszę w sobie? Czy nie wycinam z Ewangelii tego, co trudne, wymagające, oceniające?

2.Ogień jest symbolem wieloznacznym. To nie tylko obraz kary za grzech. Ogień to także obraz miłości. Bóg chce nie tylko pokonania zła. Jezus chce, by świat zapłonął miłością. Wielu mistyków, próbując opisać spotkanie z Bogiem, mówi o ogniu. Święty Jan od Krzyża pisze: „Bóg nasz jest ogniem pochłaniającym”, który „wyniszcza i przemienia w siebie wszystko, czego dotknie. Dla dusz, które w głębi swego wnętrza ulegają działaniu tego ognia miłości, śmierć mistyczna, o jakiej wspo­mina św. Paweł, staje się bardzo prosta i słodka. Dusze takie myślą mniej o pracy nad wyniszczeniem i wyrzeczeniem się siebie, jakiej mają dokonać, lecz raczej usiłują pogrążyć się w ogni­sku miłości, w nich gorejącym, a mianowicie w Duchu Świętym”. Można obrazowo powiedzieć, że ten sam Boży ogień dla jednych jest niebem, dla innych czyśćcem, dla innych piekłem.

3.Szokujące jest stwierdzenie Jezusa o tym, że nie przyniósł pokoju, lecz rozłam. W kontekście obecnych sporów, być może lepiej rozumiemy te słowa. To nie jest tylko spór polityczny. Polityka to tylko jeden z aspektów całej sprawy. W świecie i w Polsce toczy się wojna o dusze. Są dwie opcje: albo uwierzymy Jezusowi i prawdzie, którą przynosi, albo opowiemy się za bezbożną wizją człowieka i świata z wszystkimi tego konsekwencjami. Wielu nawołuje do pojednania, bo jak mówią „pokój jest najważniejszy”. Problem w tym, że tych dwóch opozycyjnych wizji nie da się pogodzić. Rozłam bywa konsekwencją wierności prawdzie. Wzywanie do pokoju za cenę prawdy jest budowaniem na piasku. Jezus nie szukał fałszywego pokoju z Sanhedrynem, nie negocjował pojednania z Piłatem czy Herodem. Dlatego został zabity. 

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

Czytania »

ks. Robert Skrzypczak

|

GN 33/2019

Klejnot w błocie

Mój dawny przyjaciel z seminarium misyjnego, posłany do Niemiec, musiał się szybko ewakuować z parafii, do której trafił, po wygłoszeniu kazania o grzechu i nawróceniu. Ludzie nie chcieli takiego „proroka nieszczęścia”. Grzechów już nie ma, nawrócenie ma być co najwyżej „ekologiczne” bądź „pastoralne”. Ale wstrząsać człowiekiem wizją grzechu i potępienia? Podtykać mu pod nos Chrystusowy krucyfiks? To gwałt na ludzkiej wrażliwości, kwestionowanie wolności wyboru i opinii.

Niełatwo być Jeremiaszem. Dzisiejsi Jeremiaszowie lądują w dole z błotem, podobnie jak ich pierwowzór z czasów oblężenia Jerozolimy przez Babilończyków 700 lat przed Chrystusem. Nie wolno im w amerykańskich klinikach aborcyjnych przestrzegać kobiet przed zabiciem dziecka, nie wolno im propagować życia we francuskiej przestrzeni internetowej, nie wolno im też mówić, że małżeństwo to przepis na trwałą miłość między mężczyzną i kobietą, bo to „obraża” i „wyklucza”. I pewnie nie zostaną zaproszeni na konferencję, jeśli spróbują przekonywać, że Żyd i gej, podobnie jak każdy mieszkaniec naszej planety, potrzebują zbawienia w Chrystusie. Do dołu z nim, w błoto, niech zamilknie. Nie lubią proroków ani korporacje, ani liberalne gospodarki rynkowe. Zamierzają bowiem oni rzucić ludzi na kolana przed Bogiem i nakłaniają do ufnej modlitwy. A świat nie lubi „słabeuszy”, ale ludzi twardo stojących na własnych nogach i potrafiących liczyć na siebie. Nie obezwładniajcie ludzi, nie wkładajcie im do rąk różańca. Liczy się tylko wiara w siebie, psychiczna odporność i polityczna poprawność, a co nadto jest, z zakrystii pochodzi.

Na szczęście Bóg wzbudza Ebedmeleków, czyli„królewskie sługi”, którzy doceniają misję proroków i wstawiają się za nimi. Jak wiele znaczy wsparcie szlachetnych dusz! Płynie ono z klasztorów kontemplacyjnych, z cierpienia składanego Bogu w ofierze w salach szpitalnych i domach opieki oraz z ust dzieci, które najlepiej umieją wyrazić szloch człowieka pozbawionego wiekuistej miłości. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

Czytania »

ks. Zbigniew Niemirski

|

GN 33/2019

Jeszcze nie opieraliście się aż do krwi

Spowodowało ono w nich utratę ducha. Dlatego pismo było zachętą do powrotu do pierwotnej gorliwości. Motywem tego powrotu miało być przypomnienie, że krzyżowa ofiara Chrystusa była doskonałym zastąpieniem ofiar Starego Testamentu, które oni zarzucili, uznawszy w Panu Jezusie obiecanego Mesjasza. Wrogość pogańskiego otoczenia sprawiła jednak, że niektórzy z nawróconych stali się celem agresji. Fraza „jeszcze nie opieraliście się aż do przelewu krwi” pozwala mniemać, że nie było to ponoszenie takich prześladowań, jakich w Rzymie zaznali mordowani i paleni jako żywe pochodnie w cesarskim cyrku uczniowie Chrystusa w czasach cesarza Nerona. Niemniej jednak była to czynna wrogość, która złamała ducha adresatów listu.

Gotowość na męczeństwo jest heroizmem. Nauka Kościoła, bazując na wielowiekowych informacjach o prześladowaniach uczniów Chrystusa, nie domaga się jednak postawy heroizmu od swych wyznawców. Z drugiej strony właśnie takie zachowanie bierze się za podstawę w procesach wynoszenia na ołtarze błogosławionych, świętych, a przede wszystkim męczenników. Heroizm objawiający się w czasie prześladowania to istotny czynnik dowodzący prawdy, za którą uczeń Chrystusa gotowy jest oddać życie. Z tego powodu może stać się godnym wyniesienia na ołtarze. Oczywiście ważny jest także cud, którego nie wymaga się w procesie beatyfikacyjnym, gdy chodzi o męczenników.

W tym kontekście wspomnę o sytuacji, gdy pojawiają się osoby tworzące nowe Kościoły czy wyznania. Noszą durszlaki na głowach, parodiują obrzędy – co ciekawe – jedynie katolickie. Nie mają własnych szat liturgicznych. Wybierają katolickie, choć nie brak innych. Religioznawcy podkreślają, że z autentycznymi religiami czy wyznaniami mamy do czynienia wówczas, gdy ich twórcy czy wyznawcy są gotowi za swe przekonania położyć życie. Nikomu nie życzymy prześladowań takich, które przez wieki znosił Kościół. Zdaje się jednak, że nie brak osób, które życzą prześladowań katolikom. Kościół Chrystusa wielokrotnie „opierał się aż do przelewu krwi”, a przez długie lata trwał w katakumbach. I nie działo się to jedynie w starożytności. Nadal żyją świadkowie „opierania się aż do krwi”. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

Czytania »

Monika Rolla

|

GN 33/2019

Świeckim okiem

Człowiek to istota przedziwna. Tylko on może (i to dobrowolnie!) zanurzyć się w grzechu tak, że nim się spostrzeże, tkwi w nim po uszy. Z czasem szatan nie musi już specjalnie ingerować, bo człowiek nie potrafi oprzeć się pokusom. Bóg wielokrotnie wyciągał mnie z tarapatów i obmywał z grzechów. Jednak ja, zamiast okazać wdzięczność i trzymać się z dala od złego, zapominam o konsekwencjach i dopiero co umytą stopą zaczynam brodzić w różnego rodzaju nieczystościach. Ledwo On powiedział: „Idź i nie grzesz więcej”, a ja już z naiwnością dziecka skaczę po kałużach, nie słuchając próśb Ojca. Niekiedy kałuże przeradzają się w grzęzawiska. Wtedy co rusz w nie wpadam, czasem kogoś pociągnę za sobą. Pan Bóg przygarnia ojcowskim gestem, mówiąc: moje dziecko, wybaczam ci, ale więcej tak nie rób. Który ziemski tata byłby zdolny do takiej dobroduszności? Bóg Ojciec nie boi się ubrudzić: wydostaje nas z bagna grzechu i z czułością obmywa ciało z tego szlamu. Bo w przeciwieństwie do ludzi Bóg nigdy człowiekiem się nie brzydził, nie brzydzi i nigdy nie będzie się brzydził. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

Zapisane na później

Pobieranie listy