Słowa Najważniejsze

Niedziela 7 września 2025

Czytania »

Andrzej Macura W I czytaniu

|

07.09.2025 00:00 GN 36/2025 Otwarte

Ocaleni przez Mądrość

Nie widać tego w czytaniu, ale jest ono fragmentem modlitwy o mądrość. Tyle że w tej jej części autor nie tyle już o mądrość prosi, co wielbi za nią Boga. Wyjaśnia Mu (!), że człowiek bardzo tej „mądrości z wysoka” potrzebuje. Uznając ludzką małość i słabość, oddaje Mu więc cześć. „Mozolnie odkrywamy rzeczy tej ziemi, z trudem znajdujemy, co mamy pod ręką” – stwierdza. Czy to aktualne? W dobie wielu naukowych odkryć może się wydawać, że już nie, że człowiek wie o świecie bardzo dużo. Sęk w tym, że wiele nowych naukowych odkryć pokazuje nam, iż bez nich nasza wiedza daleka była od faktycznego zrozumienia świata i rządzących nim praw. Skoro tak, to kto zaręczy, że wiemy już tyle, by można było powiedzieć, że to obiektywnie dużo? Może to ciągle kropla w morzu możliwej do zdobycia wiedzy?

Autor Księgi Mądrości nie na tym problemie jednak się koncentruje. Trudności, z jakimi zmagamy się, poznając „to, co mamy pod ręką”, czyli otaczający świat, są dla niego dowodem słabości naszego poznania. Dlatego nie jesteśmy w stanie – tłumaczy – dobrze rozeznać spraw Bożych. „Śmiertelne ciało przygniata duszę i ziemski namiot obciąża rozum pełen myśli”, dlatego nasze poznanie nie jest w stanie wznieść się wyżej i ogarnąć zamysłów Boga. I gdyby On sam nam ich nie objawił – w Starym Testamencie przez natchnionych Duchem proroków, a w Nowym przez działającego w Duchu Świętym Jezusa Chrystusa – nie wiedzielibyśmy, jaki sens ma nasze życie na tej ziemi; skąd przychodzimy i dokąd zmierzamy. Śmiertelni jesteśmy i bez Boga nie potrafilibyśmy rozeznać, co jest za zasłoną śmierci.

Bardzo ważna to nauka i dziś, w czasach chlubiących się ogromem wiedzy o otaczającym nas świecie. Cała ta ludzka wiedza nie jest jednak warta funta kłaków, jeśli życie miałoby się w chwili śmierci bezpowrotnie kończyć. Dopiero perspektywa wiecznego przeznaczenia pozwala zrozumieć sens naszych codziennych zmagań: naszej pracy, wysiłków, znoszenia cierpień, krzywd, niesprawiedliwości. I kochania mimo wszystko.

Czytania »

Ks. Tomasz Jaklewicz W II czytaniu

|

07.09.2025 00:00 GN 36/2025 Otwarte

Mój brat niewolnik

1. Dzisiejsze czytanie to fragment najkrótszego Listu św. Pawła. Apostoł pisał go w więzieniu, prawdopodobnie w Efezie. Paweł wstawia się u niejakiego Filemona za jego niewolnikiem Onezymem. Obaj byli uczniami Pawła, nawróconymi przez niego. Mamy więc ciekawą sytuację: chrześcijaninem jest pan i chrześcijaninem jest jego niewolnik. Dostajemy migawkę z życia pierwotnego Kościoła, przykład problemu, z którym musiał się uporać. Ewangelia docierała do ludzi różnych stanów, bogatych i biednych, panów i niewolników. Niewolnictwo w Imperium Rzymskim było czymś powszechnym i oczywistym. Wiara chrześcijańska rzucała nowe światło na ten problem. List Pawła nie jest wykładem na ten temat, ale próbą zaradzenia konkretnej sytuacji. Nowość chrześcijańskiego życia zaczyna zmieniać relacje społeczne. Nie dokonuje się to drogą rewolucji społecznej, ale przez pobudzenie sumień.

2. „Proszę cię za moim dzieckiem, za tym, którego zrodziłem w kajdanach, za Onezymem”. Onezym był duchowym synem Pawła, bardzo mu bliskim. Apostoł prosi, aby ten nowy uczeń Jezusa został przyjęty do wspólnoty wiary w domu Filemona. Jedocześnie delikatnie sugeruje, aby pan wyzwolił swojego niewolnika. Taka decyzja nie jest ukazana jako moralny nakaz. Ma ona raczej wypływać z sumienia Filemona, które dzięki wierze zyskało nową wrażliwość moralną. „Aby dobry twój czyn był nie jakby z musu, ale z dobrej woli”. To zdanie zawiera w sobie prawdę uniwersalną. Dobro rodzi się z wolności. Im większe dobro mamy na celu, tym większe zaangażowanie wolnej woli. Dziś niestety słowo „wolność” uległo bolesnemu zniekształceniu. Wolność rozumie się jako prawo do robienia wszystkiego, co chcemy. W takim ujęciu może ona służyć egoizmowi, chciwości, pożądaniu. I w konsekwencji prowadzić do zniewolenia. Tylko miłość wyzwala. Celem wolności jest ostatecznie miłość.

3. Nie wiemy, dlaczego Onezym oddalił się od swojego pana. Czy był zbiegłym niewolnikiem? A może Filemon posłał go, aby posługiwał Pawłowi? W każdym razie Paweł odsyła Onezyma, który w międzyczasie stał się chrześcijaninem, i prosi, aby jego były pan „odebrał go na zawsze, już nie jako niewolnika, lecz więcej niż niewolnika, jako brata umiłowanego”. Paweł pisze: „przyjmij go jak mnie”. Odsłania się w tym zdaniu piękne oblicze apostoła, który przekazując Ewangelię innym, wiąże się z nimi i głęboko utożsamia. W seminarium powtarzano nam wielokrotnie, że nie mamy przekazywać siebie, ale Chrystusa, oraz że nie mamy wiązać parafian z sobą, ale z Chrystusem. Lecz nie można dawać innym Jezusa, nie dając siebie. Nie da się wiązać ludzi z Bogiem, bez związania ich w jakimś stopniu z sobą. Tak, to jest niebezpieczne, bo własne emocje mogą być tak silne, że przesłonią miłość Boga. Ale nie da się dawać bliskości z dystansu. Trzeba ryzykować. Głoszenie Ewangelii jest dawaniem nie tylko prawdy, lecz i miłości. Nie da się dawać miłości, nie kochając. Onezym poczuł się bratem Pawła. Wobec swego pana nie czuł się już niewolnikiem. Szedł jak brat do brata.

Czytania »

Ks. Robert Skrzypczak Ewangelia z komentarzem

|

07.09.2025 00:00 GN 36/2025 Otwarte

Uzasadniona nienawiść

To oczywiste, że Jezus nie zachęca do nienawidzenia naszych krewnych, lecz do tego, aby stanowczo im się sprzeciwiać, gdy stawiają przeszkody na drodze do nieba. Albo gdy egoistyczny i chory rodzaj relacji, jaki nas z nimi wiąże, stoi na przeszkodzie naszego podążania za prawdziwą Miłością. Wtedy należy uciec się do nienawiści – mówi nasz Pan. Jak to lepiej zrozumieć?

Paradoksalnie najbardziej podatne na zranienia są te więzi, na których nam najbardziej zależy. I nieraz najtrudniejszą do zniesienia staje się sfera miłości. A uciec nie ma gdzie, bo ucieklibyśmy od największej powinności życia. Dlatego potrzebujemy tutaj, może jak nigdzie indziej, pójść śladami Chrystusa, który sam od środka poznał ludzką rodzinę i nie stronił od więzi uczuciowych z innymi osobami. Jednakże uniknął w nich goryczy grzechu i teraz On, Zmartwychwstały, jest gotów przenikać je mocą uzdrawiania.

Kłopot polega na tym, że odcięci od życiodajnej gleby, jaką jest Bóg, szukamy siebie samych w naszych związkach z innymi osobami. Mój mąż ma mnie kochać tak, jak ja chcę. Moja żona ma mnie rozumieć i spełniać natychmiast wszystkie moje potrzeby. Moje dzieci mają realizować wszystkie moje marzenia, by zaspokoić w ten sposób moją, często niezrealizowaną, ambicję i potrzebę wdzięczności. I dlatego jeden szuka drugiego jak plastra miodu, aby wyssać z niego, co się da. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie fakt, że ten drugi ma dokładnie tę samą potrzebę. I frustracja gotowa. Jan Paweł II mówił do małżonków: „Uważajcie, bo nawet w najbardziej udanych związkach przyjdzie czas na rozczarowania”. Bo człowiek nie zdoła sobą usatysfakcjonować w pełni drugiego. Nie potrafi go zbawić. Dwoje egoistów, mimo najlepszych intencji, nie zapewni sobie raju. Dlatego potrzeba Chrystusa z Jego mocą zwycięstwa nad grzechem. Zwyciężony grzech to uleczona krwawiąca w nas rana, odbudowana życiodajna więź z Bogiem, który na powrót nas kocha, daje swego Ducha i sprawia, że mamy punkt oparcia, by naprawdę zacząć drugiego kochać, dać się mu, stracić dlań życie. Bo tylko kochany może kochać. Drugiemu da oparcie ten tylko, kto sam je wcześniej odnajdzie dla siebie. Potrzeba, aby Chrystus wszedł na nowo w nasze relacje małżeńskie, rodzicielskie, synowskie, zięciowsko-teściowe i wszelkie inne, uzdrawiając je i opierając na mocnej, gruntownej, osobistej relacji z Sobą. A to zakłada uprzednie odniesienie się z nienawiścią do tego, co zepsute i skarłowaciałe, czego w żaden sposób nie należy dalej podtrzymywać.

Nienawiść prowadząca do rozłamu między dwiema osobami i czyniąca je nieprzejednanymi jest najbardziej sugestywnym obrazem naszego oddzielenia od grzechu, egoizmu, zachłanności na cudzy afekt i od tego wszystkiego, co nas pociąga ku ludzkiej nędzy, a nie ku miłości Jezusa. Konieczne jest wyrzeczenie się samego siebie i przekonanie, że nie da się przyjąć sposobu życia Odkupiciela bez przyjęcia własnego krzyża i pójścia za Nim drogą ofiary i kalwarii. Jest to niezastąpiony fundament dla tego, kto naprawdę chce być doskonały i osiągnąć raj.

Czytania »

Radio eM Święty na dziś

Św. Melchior Grodziecki

Kogo dzisiaj wspomina Kościół? Na pierwszy rzut oka postać zwyczajną, która niczym specjalnym nie wyróżnia się z tłumu innych. To urodzony w Cieszynie, w roku 1584 młody szlachcic lub może, jak widzą to najnowsze badania historyków, mieszczanin. Tak czy inaczej z aspiracjami, bo młodzieniec wyjechał do Wiednia i tam pobierał nauki w kolegium jezuickim. Przyjęto go nawet do Sodalicji Mariańskiej, które to wyróżnienie spotykało wówczas tylko najlepszych uczniów. W roku 1603 wstąpił do nowicjatu ojców jezuitów w Brnie. Po odbyciu gruntownej formacji, łącznie z praktyką w kolegium oraz studiami filozoficznymi i teologicznymi w Pradze, przyjął święcenia kapłańskie w roku 1614. Przez kilka lat zajmował się pracą duszpasterską i pełnił funkcję rektora bursy dla ubogich. I tak posługa naszego dzisiejszego patrona mogłaby trwać bez większych zaburzeń, ale też i dokonań do późnej starości, gdyby... No właśnie, gdyby czasy, w których przyszło mu żyć, nie były wyjątkowo niespokojne. Oto po reformacji i kontrreformacji przyszedł bowiem w Europie czas na próbę sił, w której linię podziałów wyznaczała wiara.  Władcy protestanccy coraz mocniej burzyli się przeciwko potędze katolickich Habsburgów, reprezentowanych przez trony Austrii i Hiszpanii. Kiedy zaś w roku 1618 napięcie w stosunkach między tronami sięgnęło zenitu, wybuchła krwawa religijna wojna trzydziestoletnia, a nasz dzisiejszy święty przebywający wtedy na terenie Czech stał się z dnia na dzień intruzem, jako katolik i jezuita. Nie wyrzucono go przez okno, niczym namiestników katolickiego cesarza w Pradze, ale i tak musiał ratować się ucieczką na Węgry. Stamtąd razem z innym jezuitą, Stefanem Pongraczem, i księdzem kanonikiem Markiem Križem udał się do Koszyc, gdzie zostały im powierzone obowiązki wojskowych kapelanów. Ale  i ta służba nie trwała długo, bo miasto zostało szybko zajęte przez oddziały księcia Siedmiogrodu Jerzego Rakoczego, sprzymierzonego ze stronnictwem antyhabsburskim. Co więc stało się wtedy z naszym Bogu ducha winnym kapłanem i zakonnikiem? Otóż kiedy wojska Rakoczego zajęły Koszyce, padła za strony tamtejszego protestanckiego pastora sugestia wymordowania wszystkich katolików w mieście. Ostatecznie stanęło na tym, by w ich imieniu stracić tylko kapłanów, którzy zostali ujęci – a byli to Pongracz, Križ i właśnie nasz dzisiejszy patron. Ponieważ wojenne emocje nie sprzyjały okazywaniu litości nawet braciom w Chrystusie, dlatego ich śmierć była długa i bolesna, a ciała trafiły po wszystkim do miejskiej kloaki. Gdy jednak nastał świt 8 września 1619 roku, oprawcy ani pastor nie zostali przyjęci z otwartymi dłońmi przez koszyckich mieszczan. Okazało się bowiem, że dokonana nocą zbrodnia połączyła w słusznym gniewie tak katolików, jak i protestantów. Dzięki tej współpracy ponad wojennymi podziałami, ciała wszystkich trzech kapłanów zostały godnie pochowane w posiadłości koło Koszyc. Liczne łaski i cuda, które zaczęły się jednak dokonywać za wstawiennictwem owych męczenników, sprawiły że nasz zwyczajny duszpasterz, który wytrwał przy Chrystusie aż do śmierci, wspominany jest dzisiaj jako święty. O kogo chodzi?  O św. Melchiora Grodzieckiego i jego towarzyszy.

Czytania »

Przemijanie i ufność

Nie ma smutnych psalmów - twierdzę. Ten - czyli 90 (89) - jest pełen realistycznej zadumy. To tylko dzieciom się zdaje, że wszystko będzie zawsze. Po prostu zawsze.

Z ich perspektywy końca nie widać - mają więc prawo sądzić, że końca nie ma. Realizm dorosłego człowieka jest inny. Niezależnie od religijnej wiary lub jej braku.

Dorosły wie, że ludzie odchodzą. Realizm psalmisty jest jeszcze inny. Liczenie dni życia może być początkiem mądrości! Wszakże nie o ludzką, tym mniej o wyuczoną mądrość chodzi.

Prawdziwej mądrości u Boga szukać trzeba. Mądrości, która patrzy dalej i widzi więcej. Taka mądrość owocuje spokojną ufnością. Przynosi radość. O takiej mądrości mówi Biblia.

O Mądrości której imię dużą literą pisać trzeba. A gdy mądry Mądrością Bożą człowiek patrzy na przemijanie swoje i świata, zaczyna rozumieć, że każdy okruch dobra jest potrzebny, że wysiłek i praca codzienności trwać będą przed Bogiem zawsze. Dlatego, nie zważając na przemijanie, o wsparcie swego trudu Boga prosi.

Smutek? Przeciwnie - radość ufności.

Ks. Tomasz Horak

Ze względów bezpieczeństwa, kiedy korzystasz z możliwości napisania komentarza lub dodania intencji, w logach systemowych zapisuje się Twoje IP. Mają do niego dostęp wyłącznie uprawnieni administratorzy systemu. Administratorem Twoich danych jest Instytut Gość Media, z siedzibą w Katowicach 40-042, ul. Wita Stwosza 11. Szanujemy Twoje dane i chronimy je. Szczegółowe informacje na ten temat oraz i prawa, jakie Ci przysługują, opisaliśmy w Polityce prywatności.