Wypominki RP 2025

W historii narodu każdy czas jest niezwykły.

Jak co roku pora przypomnieć tych, którzy od czasu poprzednich wypominek odeszli już do wieczności. Wszystkich, których ślad na ziemi naznaczył nasze życie, niezależnie od tego, czy łączyło nas zaangażowanie i solidarność, czy – zamknięte już – spory.

Anna Záborská w Parlamencie Europejskim była nestorką akcji na rzecz cywilizacji życia. Była też dysydentką ze słowackiej chrześcijańskiej demokracji, nieakceptującą upodobniania się ruchu, który tworzyła, do zachodnich postchadecji. Jej ojciec, Anton Neuwirth, był pierwszym – po odzyskaniu niepodległości – ambasadorem Słowacji na Watykanie. Anna była pięknym, dzielnym człowiekiem. Nagroda imienia jej ojca, którą mi wręczała, jest jednym z najcenniejszych wyróżnień w całej mojej działalności publicznej.

Andrzej Przybysz był działaczem Solidarności w Ursusie, a potem jednym z założycieli Zjednoczenia Chrześcijańsko-Narodowego. Był pomysłodawcą nazwy koalicji Wyborcza Akcja Katolicka, z którą startowaliśmy do Sejmu w 1991 roku. Sukces naszej listy otworzył drogę ochronie życia, zmianom w mediach, uhonorowaniu żołnierzy Narodowych Sił Zbrojnych. Gdy na pogrzebie Andrzeja nad jego grobem piosenkę Jacka Kaczmarskiego zaśpiewał jego ukochany wnuk, świeżo promowany oficer Wojska Polskiego, poczułem, że mamy o co, o kogo – zaczepić swoje ogniwo w łańcuchu pokoleń.

Piotr Pacholski był wybitnym działaczem młodego podziemia w czasach Solidarności, a w wolnej Polsce (choć z wykształcenia był historykiem) stał się ekspertem od technologii medialnych. Jego pracy bardzo wiele zawdzięczają prawicowe i katolickie media. Był wzorem skromnej służby. Został pochowany tam, gdzie pragnął – niedaleko od Mauzoleum żołnierzy powojennego podziemia na powązkowskiej Łączce.

Leszek Moczulski był wielką postacią opozycji antykomunistycznej. W podziemnej „Drodze” napisał wiosną 1978 roku, że w ciągu nadchodzących trzydziestu miesięcy dojdzie do największego wystąpienia społecznego przeciw komunistycznej władzy, przekraczającego zasięgiem i skutkami zmiany po październiku 1956. W książce „Rewolucja bez rewolucji” pisał zaś, jak ten spodziewany protest społeczny przekształcić w narodowy ruch na rzecz niepodległości. Wszystko się potem sprawdziło.

Z Andrzejem Potockim, rzecznikiem Unii Wolności, łączyła nas działalność w opozycji niepodległościowej (on w Konfederacji Polski Niepodległej, ja w Ruchu Młodej Polski), potem politycznie różniło nas już prawie wszystko. Łączyła – miłość do futbolu. Andrzej po zakończeniu działalności parlamentarnej był m.in. prezesem Piasta Gliwice. Jeden z moich przyjaciół (który sam kibicem nie jest) mawia, że prawdziwie organiczne społeczeństwo przetrwało jeszcze na stadionach i w pubach. A z Andrzejem zawsze mogliśmy rozmawiać o piłce.

Zofia Majewska, moja ciocia, całe życie przeżyła na lewobrzeżnym Podlasiu, przyjeżdżając często do dzieci do Warszawy, skąd przeszło sto lat temu wyjechał jej dziadek, a mój pradziadek, Michał Jurek. Należała do pokolenia, które urodzone jeszcze w niepodległej Polsce przekazało nam miłość do wiary i niezrównany przykład oddania rodzinie. Dzięki nim Polska pozostała sobą. Ciocia, jak całe jej pokolenie, była człowiekiem ciężkiej pracy. Kiedyś, wróciwszy z kościoła, szczęśliwa powtarzała słowa proboszcza: „praca też jest modlitwą”. Bóg pobłogosławił jej trójką dzieci, siódemką wnuków, wieloma prawnukami. Zmarła jako ostatnia z rodzeństwa, przeżyła siostrę i dwóch braci, w tym mojego tatę.

Warto zawsze, dziękując Bogu, uświadamiać sobie, jak niezwykłe jest zwykłe życie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Marek Jurek