Nowy numer 17/2024 Archiwum

Eugeniusz Gosiewski o Żołnierzach Wyklętych: Nie można z nich zrobić ani bandytów, ani świętych

O tym, że ukrywania się przez Żołnierzy Wyklętych w lasach z bronią w ręku nie było wyborem, a przymusem mówi Eugeniusz Gosiewski ze Stowarzyszenia Odra-Niemen.

Karol Białkowski: Czy musiało się to wszystko skończyć w lesie?

Eugeniusz Gosiewski:
Oczywiście, że nie musiało, bo historia zawsze może mieć różne finały. Żołnierze II Konspiracji skończyli w lesie, bo polityka komunistycznych władz zakładała całkowite zniszczenie tego ruchu wolnościowego. Należy pamiętać, że wszystkie kolejne decyzje amnestyjne ogłaszane przez władze PRL były zwykłym oszustwem, które miało wywabić żołnierzy z lasu. Dziś wiemy, że oni później i tak mieli trafić w ręce Służby Bezpieczeństwa. Mogło się to wszystko skończyć inaczej, ale tylko w przypadku, gdyby komuniści założyli inny scenariusz.

Rozumiem, że prawdziwe zamiary władz PRL szybko wyszły na jaw?

Ci, którzy się ujawnili natychmiast po przejęciu władzy przez komunistów, trafili do więzień. Wieść się rozeszła błyskawicznie. Oczywiście nie jest też tak, że wszyscy zdecydowali się na udział w partyzantce. Mój ojciec też był żołnierzem Armii Krajowej i przez wiele lat po wojnie uciekał przed ewentualnym aresztowaniem po całej Polsce. Co jakiś czas zmieniał miejsca pobytu, by nie można było go znaleźć. Miał świadomość co go może czekać, bo wcześniej zatrzymano jego brata i kuzyna. Mojemu tacie się udało, ale było też wielu, którzy zostali złapani. Patrząc na powojenne realia z całą pewnością można powiedzieć, że zwłaszcza młodzi żołnierze chcieli ułożyć sobie życie w powojennej rzeczywistości – iść do szkoły, założyć rodzinę, żyć w pokoju. Niestety większości nie było to dane. Okazywało się, że komunistyczna władza nie zapomina i nie wybacza. Jedyną szansą na uniknięcie długoletniego więzienia, a być może także wyroku śmierci była dalsza partyzantka. To była w większości przypadków decyzja wymuszona. Pod tym względem to bardzo tragiczny moment w naszej historii. Trochę inaczej było z niektórymi dowódcami. Przykładem może być płk Władysław Liniarski, ostatni dowódca Białostockiego Okręgu AK, który podjął świadomą decyzję, by oddziały mu podległe nie składały broni. Nie ufał komunistom i uważał, że trzeba być gotowym do walki zbrojnej.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy