Nowy numer 15/2024 Archiwum

Prawo pismaków

W Polsce ciągle obowiązuje prawo prasowe z 1984 roku. Jest kilka pomysłów na zmianę starej ustawy. Niektóre z nich budzą jednak wątpliwości.

Czy to normalne, żeby dwie dekady od upadku komunizmu ciągle poruszać się w ramach prawa, powstałego w tak odmiennej epoce? Wprawdzie ustawa z 1984 r. była nowelizowana po odzyskaniu wolności, jednak duch tego prawa nie przystaje zupełnie do nowych warunków, błyskawicznego rozwoju rynku mediów oraz problemów etycznych związanych z zawodem dziennikarza w wolnym społeczeństwie. Powstały trzy projekty zmian. Własny opracowała Izba Wydawców Prasy (IWP), co innego proponuje Prawo i Sprawiedliwość, swoje pomysły zgłasza też Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich (SDP). To ostatnie środowisko jako jedyne przedstawiło całkowicie nową ustawę, podczas gdy dwie pierwsze inicjatywy są kolejnymi zmianami starej. To nie tylko problem ludzi z branży. Czytelnikom, telewidzom, radiosłuchaczom i internautom nie jest obojętne, kto i na jakich zasadach przekazuje im zdobyte informacje.

Pisać, gadać (nie) każdy może
Kto ma prawo być dziennikarzem? Odpowiedzi na to pytanie budzą najwięcej kontrowersji. Izba Wydawców Prasy proponuje zachować wolny dostęp do zawodu. Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich natomiast mówi o tzw. dziennikarzach licencjonowanych oraz – po czterech latach praktyki dziennikarskiej – o dziennikarzach zawodowych. Podobnie stanowisko redaktora naczelnego – według projektu SDP – może pełnić wyłącznie dziennikarz zawodowy. – To jest tworzenie korporacjonizmu – uważa Cezary Gmyz z „Rzeczpospolitej”. – Jestem za swobodnym dostępem do zawodu. W USA każdy, kto przyjdzie z ulicy i potrafi przelać na papier lub sprzedać na antenie to, co wie, może być dziennikarzem.

Owszem, są szkoły dziennikarskie, ale one same nie wystarczą do wykonywania tego zawodu – uważa publicysta „Rzeczpospolitej”. Podobnego zdania jest Thomas Urban, korespondent niemieckiej prasy w Polsce. – Tworzenie „dziennikarza zawodowego” to jakieś nieporozumienie. Dziennikarz to po prostu ktoś, kto dla kogoś publikuje, przygotowuje materiał. Nie może być sankcjonowany przez państwo czy przez jakieś stowarzyszenie – uważa niemiecki dziennikarz. Tymczasem Krystyna Mokrosińska, prezes Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, twierdzi, że doszło do nieporozumienia i nadinterpretacji ich projektu. Według niej Jaś Kowalski, nawet z wykształceniem podstawowym, może przyjść „z ulicy” do redakcji i być przez nią zatrudniony – jeśli ta zechce – ale nie od razu musi nazywać się dziennikarzem. – To może być osoba, która zbiera materiał, uczy się zawodu.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Jacek Dziedzina

Zastępca redaktora naczelnego

W „Gościu" od 2006 r. Studia z socjologii ukończył w Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował m.in. w Instytucie Kultury Polskiej przy Ambasadzie RP w Londynie. Laureat nagrody Grand Press 2011 w kategorii Publicystyka. Autor reportaży zagranicznych, m.in. z Wietnamu, Libanu, Syrii, Izraela, Kosowa, USA, Cypru, Turcji, Irlandii, Mołdawii, Białorusi i innych. Publikował w „Do Rzeczy", „Rzeczpospolitej" („Plus Minus") i portalu Onet.pl. Autor książek, m.in. „Mocowałem się z Bogiem” (wywiad rzeka z ks. Henrykiem Bolczykiem) i „Psycholog w konfesjonale” (wywiad rzeka z ks. Markiem Dziewieckim). Prowadzi również własną działalność wydawniczą. Interesuje się historią najnowszą, stosunkami międzynarodowymi, teologią, literaturą faktu, filmem i muzyką liturgiczną. Obszary specjalizacji: analizy dotyczące Bliskiego Wschodu, Bałkanów, Unii Europejskiej i Stanów Zjednoczonych, a także wywiady i publicystyka poświęcone życiu Kościoła na świecie i nowej ewangelizacji.

Kontakt:
jacek.dziedzina@gosc.pl
Więcej artykułów Jacka Dziedziny