Nowy numer 17/2024 Archiwum

Mama za kratami

Wojciech Jaruzelski wypowiedział wojnę szczególnie dzieciom działaczy „Solidarności”. Komuniści rozdzielili je od internowanych rodziców, grali lękiem o najbliższych, wymuszając na nich współpracę.

W środku nocy zbudził nas stukot w drzwi i okna. Do mieszkania weszło kilku panów i kazało mamie iść z nimi – wspomina Magdalena Rygał. W 1981 r. miała 10 lat. Jej mama, Anna Rakocz, wtedy Reterska, była główną księgową zarządu regionu częstochowskiej „Solidarności”. Na listę osób przeznaczonych do internowania trafiła prawdopodobnie dlatego, że w listopadzie 1980 r. brała udział w strajku, który doprowadził do rezygnacji ze stanowiska ówczesne władze wojewódzkie i miejskie Częstochowy. 12 grudnia 1981 r. pilnowała siedziby „S” na zmianę z koleżanką; przyjechała do domu, by umyć się i odpocząć. – Gdy mnie zgarniali, miałam wałki na mokrej głowie. W obozie internowanych byłam jedyną szczęśliwą, która miała wałki – śmieje się Anna Rakocz. Jednak wtedy nie było jej do śmiechu. Samotnie wychowywała dwie córki – 10-letnią Magdalenę i 5-letnią Dorotę. Mieszkała z rodzicami. Chwila zatrzymania była przerażająca. – Jeśli nie pójdzie pani z nami po dobroci, zabierzemy panią siłą – mówili esbecy. Mała Magda krzyczała, by zostawić jej mamę w spokoju, Dorotka z nerwów zwymiotowała. Anna Rakocz zdecydowała się nie bronić, wyszła z esbekami, by nie narażać córek i rodziców na dodatkowy stres. Mama rzuciła jej jeszcze przez okno kożuch, by było jej choć trochę cieplej: był kilkunastostopniowy mróz, a ona miała na sobie tylko koszulę nocną. – O spaniu tej nocy nie było już mowy – mówi Magdalena Rygał. Później też nie było lepiej: milicja i służba bezpieczeństwa nie informowały, gdzie przetrzymują jej mamę, dopiero w Wigilię rodzina uzyskała pewność, że razem z innymi internowanymi znajduje się w więzieniu dla kobiet w Lublińcu. Wtedy też babci dziewczynek udało się przekazać jej paczkę świąteczną. Był w niej opłatek, biały chleb i kawałek szynki, które uwięzione podzieliły i rozniosły wszystkim internowanym. Ale w paczce było coś jeszcze: listy od córek, pisane ręką Madzi, z rysunkami Dorotki. – Pisałyśmy mamie: nie daj się, jesteśmy z tobą, wszystko u nas w porządku, choć chorowałam wtedy na zapalenie płuc – wspomina Magdalena Rygał. Dorota Reterska pamięta, jak rysowały mamie laurki, wyklejały je z suszonych kwiatów. – Mama nam w więzieniu zrobiła sweterki z napisem „Victoria” – opowiada. – Wcześniej ustaliłyśmy, że strażnicy nie zobaczą naszych łez. Ale wtedy koleżanki pozwoliły mi, żebym sobie popłakała – opowiada Anna Rakocz.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy