Słowa Najważniejsze

Niedziela 9 maja 2021

Czytania »

ks. Tomasz Jaklewicz

|

09.05.2021 00:00 GN 18/2021 Otwarte

Chciej tego, co Ja

1. „Jak Mnie umiłował Ojciec, tak i Ja was umiłowałem”. Ta miłość wypływa z „wnętrza” Boga, który sam w sobie jest wulkanem kipiącym miłością. Jestem kochany, czyli potrzebny, chciany przez Boga. Moje życie nie jest igraszką ślepych sił przyrody. Moje życie nie jest daremne. Bóg mnie w jakimś sensie potrzebuje. Mam być Jego przyjacielem.

2. Kto jest kochany, ten czuje się szczęśliwy. „To wam powiedziałem, aby radość moja w was była i aby radość wasza była pełna”. To ciekawe, że Jezus mówi o tym, że to Jego radość ma być w nas. Chodzi więc o coś więcej niż nasze osobiste subiektywne poczucie szczęścia, o które nieraz zabiegamy łapczywie i niecierpliwie. Chodzi o dar radości, który pochodzi od Boga. Jakże często myślimy o Bogu jako o zgryźliwym staruszku, który pilnuje porządku i jest wiecznie niezadowolony, bo ludzie łamią przykazania. Już na pierwszych kartach Księgi Rodzaju dowiadujemy się, że Bóg widzi, że to, co stworzył, jest dobre. W człowieku Bóg kocha swoje najpiękniejsze dzieło i cieszy się nim. Mówiąc, że nas kocha, udziela nam daru radości istnienia. Tyle dobra w nas i wokół nas! Zło nie powinno tego przesłonić. Będąc przyjacielem Boga, uczę się patrzeć na wszystko tak jak On. Wtedy Jego radość staje się moją pełną radością.

3. Miłość czeka na wzajemność. Przyjąć miłość Bożą oznacza próbować ją odwzajemnić. Przy czym nie chodzi tu o jednorazowe olśnienie, chwilowy zachwyt. Prawdziwa przyjaźń opiera się na wiernym trwaniu przy tym, kogo kocham. „Trwajcie w miłości mojej!” To wezwanie do wierności, do cierpliwego uczenia się Boga. Nie zniechęcajmy się upadkami, niewiernościami. Jego miłość jest większa od naszej. Kiedy jesteśmy słabi, On nie przestaje nas kochać. Nasze TAK dla Boga jest zawsze oparte na Jezusowym TAK dla Ojca i dla nas.

4. „Wy jesteście przyjaciółmi moimi, jeżeli czynicie to, co wam przykazuję”. Benedykt XVI tłumaczy: „Tu nie chodzi o jakiś egoistyczny warunek, w którym Pan zamierzał nam niejako powiedzieć, że jeśli będziecie tańczyć, jak ja wam zagram, to będziecie moimi przyjaciółmi. To jest coś zupełnie innego. W tym kryje się największa istota wszelkiej przyjaźni, którą starożytni Rzymianie zdefiniowali słowami: idem velle, idem nolle. Tego samego chcieć i tego samego nie chcieć”. Przyjaźń z Jezusem oznacza zjednoczenie Jego woli z moją wolą. Ileż to razy przekonujemy się, że sami nie wiemy, czego chcemy. A jak już czegoś chcemy, to gdy to zdobędziemy, okazuje się, że to jednak nie jest to, czego naprawdę chcemy. Jezus mówi: „Zostaw mi swoją wolę, swoje zmartwienia, pragnienia, a Ja się zatroszczę o ciebie. Chciej tego, co Ja, a znajdziesz to, czego sam chcesz”.

Czytania »

ks. Zbigniew Niemirski

|

09.05.2021 00:00 GN 18/2021 Otwarte

Ja też jestem człowiekiem

Zanim do jego domu przyszedł Piotr, „ujrzał wyraźnie w widzeniu anioła Pańskiego, który wszedł do niego i powiedział: »Korneliuszu!«. On zaś wpatrując się w niego z lękiem zapytał: »Co, Panie?«. Odpowiedział mu: »Modlitwy twoje i jałmużny stały się ofiarą, która przypomniała ciebie Bogu. A teraz poślij ludzi do Jafy i sprowadź niejakiego Szymona, zwanego Piotrem«”. I oto tenże Piotr wchodzi do jego domu. Z ludzkiej perspektywy trudno się dziwić reakcji setnika Korneliusza, rzymskiego żołnierza, dowódcy kohorty zwanej Italską. Doświadczył spotkania z tym, co nadzwyczajne, po prostu boskie.

Korneliusz był nie tylko poganinem, ale też „bojącym się Boga”. Theofobumenoi – tak ich nazywano. Byli zafascynowani religią Izraela. Nie mogli stać się pełnoprawnymi członkami tej religii, bo była ona zarezerwowana jedynie dla synów Izraela. Archeologiczne znaleziska z I w. pokazują, że tacy sympatycy tej religii żyli nawet na dworze cesarskim. Byli wśród nich prozelici, którzy zachowywali więcej przepisów niż theofobumenoi. Wszyscy oni podzielali wiarę, że nie ma olimpijskich bogów, a jest jeden Bóg, który objawił swe prawa ludziom. Jednym z nich był Korneliusz. To dlatego w jego domu było łatwiej Piotrowi mówić o zmartwychwstałym Chrystusie, którego zapowiadał Stary Testament.

W dziele ewangelizacji pogan w dobie pierwszego pokolenia uczniów Chrystusa zarówno prozelici, jak i bojący się Boga byli tymi, którzy jako pierwsi lgnęli do nowej religii. Oni, podobnie jak Korneliusz, musieli wyzbyć się dawnych pogańskich przyzwyczajeń i zrozumieć, że ewangelizatorzy nie są bożkami, ale sługami nowej nauki, rodzącego się Kościoła, gdzie Bóg działa z wielką mocą. Piotr naucza ich, że to, czego na krzyżu dokonał Pan Jezus, obejmuje swymi skutkami nie tylko Izraelitów czy prozelitów, czy bojących się Boga, ale każdego człowieka. •

Czytania »

ks. Robert Skrzypczak

|

09.05.2021 00:00 GN 18/2021 Otwarte

Wieczność przebiega przez miłość

Stąd tyle cierpienia związanego z faktem, że albo jesteśmy kochani źle, albo sami nie rozumiemy, jak należy kochać. A jak należy? Święty Jan podpowiada: „Miłujmy się wzajemnie, ponieważ miłość jest z Boga... Kto nie miłuje, nie zna Boga, bo Bóg jest miłością”. Papież Benedykt XVI mówił, że „ponieważ Bóg pierwszy nas umiłował, miłość nie jest już przykazaniem, ale odpowiedzią na dar miłości, z jaką Bóg do nas przychodzi”. Miłości nie da się nakazać. Z tego pierwszeństwa miłowania ze strony Boga może narodzić się miłość również w nas. Jej punktem wyjścia jest nie tyle sympatia czy atrakcyjność drugiej osoby, ile intymne spotkanie z Nim. Uczę się patrzeć na inną osobę nie tylko moimi oczami i przez moje uczucia, ale również z perspektywy Jezusa Chrystusa. Takie spojrzenie miłości może mi pomóc dostrzec w innych o wiele więcej. Biblia podsuwa nam w tym względzie obraz drabiny Jakuba, sięgającej od ziemi do nieba, po której wstępują i zstępują aniołowie. W tym właśnie przejawia się niezbędne współdziałanie między miłością Boga i miłością bliźniego.

Miłość to nie tylko uczucie, ale proces angażujący wszystkie potencjalne możliwości człowieka. Nigdy się on nie kończy, wręcz zmienia się z biegiem życia, dojrzewa. Tak jak nie da się kochać tylko duszą, słowem, deklaracją, tak absurdalne jest kochanie jedynie ciałem, odruchem. Kocha człowiek, cała osoba. Miłość obejmuje całość egzystencji w każdym wymiarze. Jan Paweł II lubił powtarzać, że miłość jest ostateczną realizacją osoby. Nie spełni się ona inaczej jak tylko przez bezinteresowny dar z siebie samego. Jest to szansa na to, by doświadczyć bliskości Boga w relacji z drugą osobą, którą się kocha uczuciem i czynem.

Jean-Paul Sartre kiedyś powiedział: „Drugi to piekło” i zainfekował tym umysły wielu. Dzielić życie z drugą osobą to – jak uzasadniał – „tortura mózgu, larwa cierpienia”. Dlatego człowiek skazuje się na samotność, bo inni to zło najgorsze ze wszystkich. Chrześcijaństwo sprzeciwia się takiej wizji człowieka. Piekło można sobie stworzyć jedynie samemu. Bóg ma dla nas niebo. Głoszenie nowiny: „Bóg jest miłością” kieruje się logiką ziarna wrzucanego w glebę. Musi zakiełkować, a potem przez krzyż prowadzi do zmartwychwstania. Miłość to nie przygoda, nie może trwać tylko chwilę. Wieczność człowieka przebiega przez miłość. Dlatego jest ona nieustannym wyzwaniem. Nawet jeśli przebiega zakrętami, łaska może ją wyprostować. Bywa specyficznym ciężarem znużonego ciała, złotych obrączek albo fioletowej stuły z konfesjonału. Doniesiesz je do końca, jeśli będziesz pamiętał, że poza tymi wszystkimi miłościami, które wypełniają nam życie, istnieje owa ostateczna Miłość, względem której te pozostałe okażą się przedostatnimi. •