Obama stara się załagodzić napięcie w stosunkach z Izraelem

Prezydent USA Barack Obama starał się uspokoić w niedzielę Izrael, zaniepokojony jego niedawnym wystąpieniem na temat konfliktu izraelsko-palestyńskiego, w którym zdawał się brać stronę Palestyńczyków. Bronił jednak swojej wizji jego rozwiązania.

W przemówieniu w Amerykańsko-Izraelskim Komitecie Spraw Publicznych (AIPAC), głównej organizacji lobbingu na rzecz interesów izraelskich w USA, Obama zapewnił, że więzi między USA a Izraelem są "nierozerwalne" i Ameryka jest niezmiennie "mocno oddana" sprawie bezpieczeństwa Izraela.

Powiedział też, że nieściśle zinterpretowano to, co powiedział w czwartek w głośnym wystąpieniu w Departamencie Stanu. Oświadczył tam, że podstawą do rozmów pokojowych między Izraelem a Palestyńczykami powinna być wizja niepodległego państwa palestyńskiego o granicach z Izraelem sprzed wojny sześciodniowej w 1967 r.

W AIPAC prezydent powiedział, że granica między obu państwami powinna być ostatecznie ustalona w toku negocjacji. W ich wyniku obie strony uzgodniłyby "wymianę terytoriów".

W rezultacie wojny w 1967 r. Izrael okupuje do dziś Zachodni Brzeg Jordanu. Według dotychczasowych propozycji, miałoby się tam znaleźć niepodległe państwo palestyńskie. W ciągu 44 lat Izraelczycy zbudowali tam jednak wiele osiedli żydowskich, powołując się na przynależność tych ziem do Izraela w czasach biblijnych.

Wypowiedź Obamy o granicach sprzed 1967 r. wywołała szeroką krytykę ze strony republikańskiej opozycji i proizraelskich ekspertów. Zwracają oni uwagę, że amerykański prezydent po raz pierwszy publicznie poparł powrót Izraela do granicy sprzed 1967 r. Jego poprzednik George W. Bush uznawał te granice za "nierealne". Obama poza tym uczynił to w przeddzień wizyty w USA izraelskiego premiera Benjamina Netanjahu.

Na spotkaniu z Obamą w piątek Netanjahu publicznie odrzucił propozycję prezydenta w sprawie granic. Powiedział, że są one "nie do obrony", gdyż na znacznym odcinku Izrael zostałby w ten sposób zwężony do pasma szerokości ok. 30 km. Dodał też, że trzeba uwzględnić "realia" - co odnosiło się do osiedli żydowskich za Zachodnim Brzegu.

Popierając granicę sprzed 1967 r., Obama wyszedł naprzeciw postulatom Palestyńczyków. Zdaniem ekspertów ds. Bliskiego Wschodu, uczynił to, aby zapobiec jednostronnej proklamacji przez nich państwa palestyńskiego i poparciu jej przez Zgromadzenie Ogólne NZ.

Krytycy prezydenta twierdzą jednak, że zrobił on błąd dyplomatyczny, gdyż jego inicjatywa ośmieli teraz Palestyńczyków do dalszej eskalacji żądań. Proizraelscy eksperci mają też do niego pretensje, że w przemówieniu w czwartek nie wyraził stanowczego poparcia dla sprzeciwu rządu izraelskiego wobec powrotu uchodźców palestyńskich do Izraela.

Sam Netanjahu jednak starał się w sobotę załagodzić spór z Obamą. Powiedział, że został on "rozdęty ponad miarę" przez media, chociaż przyznał, że między rządami obu krajów istnieją "pewne różnice poglądów".

Izraelski premier wygłosi we wtorek przemówienie przed połączonymi izbami Kongresu USA.

 

 

« 1 »