Bez godnych zaufania mediów, ekspertów i badaczy wyborca staje się pionkiem w politycznej grze doświadczonych manipulatorów
Proces lustracji ma w Polsce szczególny charakter. Wydawałoby się, że wiedza o tym, kim jest, a więc i kim był, człowiek pełniący dzisiaj ważne funkcje w strukturach administracji publicznej, w mediach, na uczelniach, w wymiarze sprawiedliwości potrzebna jest przede wszystkim tym, którzy za funkcjonowanie instytucji zaufania publicznego są odpowiedzialni. Dramatyczny deficyt zaufania w naszym społeczeństwie ma wiele przyczyn: nierozliczone przestępstwa, niewyjaśnione afery, korupcyjne układy i bezkarność elit nie tylko politycznych. Tę atmosferę podejrzliwości współtworzą także kłamstwa, przemilczenia i fałszywe oskarżenia o przeszłość.
Dziennikarz ci powie
Wyborcy, oddając głos na konkretnego polityka, powinni znać nie tylko jego dzisiejsze poglądy i obietnice, lecz wiedzieć, czy zasługuje na ich zaufanie. Nie chodzi o to, by był człowiekiem doskonałym, lecz by swoją wiarygodność budował na uczciwym przedstawieniu dokonań, ale też błędów i niepowodzeń.
W zdobywaniu wiedzy o ludziach na świeczniku jesteśmy skazani na innych. To dla nas pracują dziennikarze, historycy, socjologowie i politolodzy. Bez godnych zaufania mediów, ekspertów i badaczy wyborca staje się pionkiem w politycznej grze wytrawnych i doświadczonych manipulatorów.
Tymczasem lustracja w Polsce przez lata blokowana była właśnie przez tych, którzy powinni byli o nią walczyć. Dziennikarze i przedstawiciele partii politycznych, wywodzący się z solidarnościowego podziemia, włożyli wiele wysiłku w to, by proces lustracji kompromitować, opóźniać, blokować i ograniczać. Działo się tak, pomimo że we wszystkich sondażach w latach 90. większość Polaków konsekwentnie opowiadała się za lustracją. W końcu znaleźli się politycy, którzy po wyborach dotrzymali słowa. Przywódcy AWS obiecywali lustrację i rzeczywiście przeprowadzili przez sejm konieczne ustawy. Powołanie Rzecznika Interesu Publicznego, Sądu Lustracyjnego oraz stworzenie IPN wraz z wyborem prezesa okazały się skomplikowane i wymagały pokonania wielu przeszkód.
Nadal jednak wiedza Polaków o własnych elitach nie jest pełna. Publikacje IPN czytują nieliczni, a dziennikarze nie wydają się zainteresowani przeszłością. Tym zresztą tłumaczył rozpowszechnianie swojej „listy” B. Wildstein: „Gdyby dziennikarze przekazywali czytelnikom dokonania badaczy IPN, gdyby sami podjęli temat – moja inicjatywa nie byłaby konieczna”.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Barbara Fedyszak-Radziejowska, doktor socjologii, pracownik Instytutu Rozwoju Wsi i Rolnictwa PAN