Wybory w Niemczech mogą zakończyć się zwycięstwem SPD Martina Schulza. A to może doprowadzić do konfrontacji Berlina z Waszyngtonem.
Trudno sobie wyobrazić większe przeciwieństwo niż Donald Trump i Martin Schulz. To, co dla Trumpa jest wartością, czyli kluczowa rola interesu narodowego w polityce, dla Schulza jest przejawem groźnego nacjonalizmu. I vice versa. To, co dla Schulza jest otwartością i tolerancją, dla Trumpa jest przejawem naiwnej i groźnej ideologii multikulturalizmu. Schulz przez większość politycznego życia związany był z instytucjami unijnymi. Natomiast z perspektywy Trumpa UE jest obrazem technokratycznych elit oderwanych od zwykłych ludzi. I jeśli SPD wygra wybory w Niemczech, możemy mieć do czynienia ze zderzeniem tych dwóch postaw, prezentowanych przez dwie silne osobowości.
Dobre relacje amerykańsko-europejskie zwiodły nieco komentatorów. Tak naprawdę Unia Europejska, a przede wszystkim Niemcy, jest dla Stanów Zjednoczonych rywalem gospodarczym. Donald Trump ma dużo racji, mówiąc, że amerykańsko-niemiecki bilans jest niekorzystny dla jego kraju, a UE stanowi wehikuł dla niemieckiej gospodarki. A protekcjonistyczna polityka zapowiadana przez nowego prezydenta USA może uderzyć w kilka krajów europejskich, przede wszystkim właśnie w Niemcy, które opierają swoją gospodarkę na eksporcie (USA są największym odbiorcą ich produkcji).
Jeśli w Niemczech kanclerzem zostanie Martin Schulz, kierunki działania Unii Europejskiej mogą zostać tak zredefiniowane, że dojdzie do konfrontacji z Ameryką Trumpa. Ideowa jedność świata Zachodu zostanie zachwiana. Ale czy kiedykolwiek była ona trwała? Niemcy, aspirujące do roli światowej potęgi i lidera Europy, siłą rzeczy muszą zderzyć się z interesami Stanów Zjednoczonych. A prawicowa polityka Donalda Trumpa jest idealnym pretekstem do zaznaczenia różnic pomiędzy Europą a Ameryką na tle stosunku do islamu czy globalizacji. A w perspektywie - do wyemancypowania się Unii Europejskiej spod wpływów Waszyngtonu.
Rozłam w świecie Zachodu wydaje się naszą największą zmorą. Ale czy rzeczywiście Ameryce i Europie (tej Zachodniej) jest po drodze? Może rzeczywiście Ameryka jest z Marsa, a Europa z Wenus? Ideowe różnice w połączeniu z rywalizacją gospodarczą mogą doprowadzić do rozwodu. Polska, a wraz z nią Europa Środkowo-Wschodnia znalazłyby się w sytuacji dziecka po rozwodzie rodziców. Kogo mamy wybrać, mamę czy tatę? Jeśli zostalibyśmy postawieni przed takim wyborem, musimy pamiętać, że nie obawiamy się konfrontacji z islamem, za to niepokój budzi w nas możliwość eksportu do naszych krajów europejskich kryzysów, migracyjnego i gospodarczego.