Sejm przeczy sam sobie

Sejm przedstawił swą opinię w sprawie skargi konstytucyjnej samorządu lekarskiego na obecny kształt lekarskiej klauzuli sumienia. Opinia jest obszerną analizą, trudno odnieść się do wszystkich jej szczegółów. Zresztą, liczyć się będzie to, co w sprawie orzeknie Trybunał Konstytucyjny, a nie to, co piszą sejmowi prawnicy czy publicyści.

Na jedną jednak kwestię chciałbym zwrócić uwagę. Chodzi to, że jeśli lekarz powoła się na sprzeciw sumienia, to ma - według ustawy - obowiązek „wskazać realne możliwości uzyskania tego świadczenia u innego lekarza lub w podmiocie leczniczym”. Czyli obowiązek mówienia czegoś w rodzaju: „ja nie zabiję pani nienarodzonego dziecka, ale zrobi to dr Kowalski w sąsiednim gabinecie”.

Naczelna Rada Lekarska to zaskarżyła. Tymczasem sejmowi prawnicy uważają, że taki obowiązek informacyjny „nie obciąża sumienia lekarza, ani go nie łamie”. Argumentują, że czyste podanie informacji zrzuca całą odpowiedzialność z lekarza na pacjenta.  Podkreślają, że użyte w przepisie słowo „możliwość” oznacza słownikowo „to, co może się zdarzyć albo może istnieć”. Przepis ten „nie zakłada więc, że przesłanką skorzystania z klauzuli sumienia jest zagwarantowanie uzyskania czy nawet ‘możliwości realnego uzyskania’, ale informacja o realnej możliwości uzyskania świadczenia.”

Jednak parę akapitów dalej autorzy opinii przeczą samym sobie, bo przyznają, że „z perspektywy praw pacjenta, uzyskanie informacji od lekarza stanowi zabezpieczenie możliwości uzyskania świadczenia zdrowotnego”. Można odnieść wrażenie, że używają określenia „zabezpieczenie”, żeby nie powtórzyć użytego wcześniej synonimicznego w tym kontekście określenia: „zagwarantowanie”.

Co więcej, sejmowi prawnicy uważają, że gdyby lekarze nie byli zmuszani prawem do odsyłania do innej placówki czy do kolegi, który nie ma w danej kwestii obiekcji moralnych, to byłoby to złamanie prawa pacjenta do informacji. Tylko, że - jeśli ufać autorom sejmowej opinii i cytowanym przez nich komentatorom - prawo pacjenta do informacji obejmuje katalog danych, który w ustawie podany jest wyczerpująco. Są nim różne elementy (stan zdrowia, rozpoznanie, proponowane czy możliwe metody diagnostyki i terapii, ich skutki i rokowania), ale nie ma mowy o odsyłaniu do innej placówki czy osoby. Czym innym jest bowiem powiedzieć np.: „no i jest jeszcze antykoncepcja”, a czym innym jest powiedzieć: „no i jest jeszcze antykoncepcja, której ja nie przepisuję, ale robi to dr Kowalski w sąsiednim gabinecie”.

Warto przywołać jeszcze jeden kuriozalny passus z sejmowej opinii. Brzmi on następująco: „Sejm pragnie jednocześnie zauważyć, że na tle analizowanego problemu wyłania się dodatkowa perspektywa odpowiedzialności moralnej lekarzy. W sytuacji odmowy przez lekarza świadczenia niezgodnego z jego sumieniem i braku wskazania realnej możliwości uzyskania tego świadczenia u innego profesjonalisty, pacjent, który jest zdeterminowany, by otrzymać świadczenie, będzie szukał innych ku temu sposobów, abstrahując od ich legalności, niekoniecznie bezpiecznych dla jego życia lub zdrowia”. Otóż odmowa lekarza nie blokuje pacjentowi możliwości poszukiwania kogoś, kto wykona niemoralne, ale legalne świadczenie. Niestety, znajdą się tacy, którzy to zrobią. Łamanie sumień lekarzy jest więc nie tylko złe, ale i niepotrzebne.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Jarosław Dudała

Jarosław Dudała

Redaktor serwisu internetowego gosc.pl

Dziennikarz, z wykształcenia prawnik, były korespondent Katolickiej Agencji Informacyjnej w Katowicach. Współpracował m.in. z Radiem Watykańskim i Telewizją Polską. Od roku 2006 r. pracuje w „Gościu Niedzielnym”. Jego obszar specjalizacji to problemy z pogranicza prawa i bioetyki. Autor reportaży o doświadczeniach religijnych.

Kontakt:
jaroslaw.dudala@gosc.pl
Więcej artykułów Jarosława Dudały