Po raz kolejny przekonuję się o tym, że człowiek jako bliźni nie ma żadnego znaczenia. Rywalizacja wzbudza jedynie agresję i chęć dominacji. Nie wiem jaką oglądalność będzie miał ten program (zapewne dużą), ale ja czuję się zażenowany jego poziomem.
Bardzo lubię oglądać programy kulinarne. Niestety we wtorek zobaczyłem pierwszy odcinek programu Hell’s Kitchen – piekielna kuchnia. Myślałem, że będzie to po prostu polskie wydanie Piekielnej Kuchni Gordona Ramsaya – programu pokazywanego od dawna w Polsce. Niestety, to co zobaczyłem uderzyło mnie w twarz (tak się poczułem) z niespotykaną siłą. Mam wrażenie, że polska wersja zwielokrotniła liczbę negatywnych bodźców przeznaczonych dla widzów. Szef kuchni w pierwszym dniu programu próbuje dań kilkunastu uczestników i tylko jednego nie wypluwa. Mimo tego uczestnicy (którzy, jak się przecież okazało, nie potrafią gotować) następnego dnia przygotowują dania przeznaczone dla gości restauracji. Używają wulgaryzmów, a do tego warczą na siebie. To oczywiście nie wszystko – zwracają się do szefa kuchni: Tak, Szef (łącznie z szefem sali, który nie bierze udziału w rywalizacji). Może ktoś kazał im tak mówić? Po amerykańsku...
Ale do rzeczy: w telewizji coraz częściej ogląda się programy oparte na dziwnym mechanizmie. Kilkanaście osób chce za wszelką cenę wygrać program. Najlepiej zrobić to poprzez ośmieszenie pozostałych uczestników, przez pokazanie ich słabych stron, przez nieuzasadnione przejęcie funkcji lidera. Nie zauważyłem, by ktoś z nich przejmował się tym, co powinno być najważniejsze w zawodzie kucharza. Chodzi oczywiście o tworzenie dań przeznaczonych dla ludzi – o gotowanie z sercem po to, by ktoś był nie tylko najedzony, ale też zadowolony. W tym programie nie liczy się człowiek tylko chore ambicje uczestników. Wypowiedzi w stylu: Jak tylko zostanę w programie, to im wszystkim pokażę, zobaczą kto jest najlepszy! świadczą o tym, że inni ludzie (łącznie z klientami restauracji) są tylko niepotrzebnym, choć niezbędnym dodatkiem do ewentualnego sukcesu. Jeszcze ciekawostka: Podczas wywiadu jedna z uczestniczek mówi, że mogła spędzić czas z bogiem, mając na myśli szefa kuchni...
Po raz kolejny przekonuję się o tym, że człowiek jako bliźni nie ma żadnego znaczenia. Rywalizacja wzbudza jedynie agresję i chęć dominacji. Nie wiem jaką oglądalność będzie miał ten program (zapewne dużą), ale ja czuję się zażenowany jego poziomem. Dodam, że nie jestem zwolennikiem żadnej konkretnej telewizji. Uważam, że w prawie każdej można znaleźć coś wartościowego. Niestety takie programy (w zamyśle kulinarne, a w rzeczywistości „bigbrotherowe”) wzbudzają we mnie negatywne emocje. Poza tym pokazują ludzi, dla których powiedzenie zgoda buduje, niezgoda rujnuje jest tylko zbitką niezrozumiałych wyrazów.
Na stronie internetowej programu można przeczytać: To nie jest program dla słabeuszy. Kulinarny kunszt, wyścig z czasem, gigantyczny stres i presja. Emocje na granicy histerii, walka z sobą w dążeniu do przygotowania perfekcyjnego dania. Wiem, że w telewizji muszą się znaleźć programy ukazujące rywalizację. Ale sposób ukazania tej rywalizacji – po trupach do celu – jest poza granicami mojej wrażliwości. Tak właśnie o tym myślę i mam wrażenie, że w tych przemyśleniach nie jestem osamotniony.
Piotr Pyzik