Kilkadziesiąt osób zostało rannych podczas przeprowadzonej przez milicję w sobotę nad ranem likwidacji protestów zwolenników integracji europejskiej na Majdanie (placu) Niepodległości w Kijowie. Wśród pobitych są Polacy.
W sobotę nad ranem oddziały specjalne milicji Berkut rozproszyły przy użyciu pałek i gazu łzawiącego uczestników antyrządowej demonstracji w centrum Kijowa. Milicja zaatakowała demonstrantów o godz. 4.30 (3.30 czasu polskiego).
Pobici to ludzie, którzy pozostali na tzw. Euromajdanie, po piątkowych protestach z udziałem ok. 10 tys. ludzi, którzy domagali się ustąpienia prezydenta Wiktora Janukowycza i postawienia go w stan oskarżenia po tym jak odmówił podpisania umowy stowarzyszeniowej z Unią Europejską.
Piosenkarka Rusłana, która od kilku dni zagrzewała ze sceny uczestników tej demonstracji powiedziała PAP, że większość pobitych to młodzi ludzie.
"Na Majdanie pobito studentów. Było ich tam około pięciuset. Nie było muzyki. Dzieciaki spały. Przyjechała milicja, zaczęła ich bić. Nogami, do krwi, kopali w plecy. Rozwozimy ich teraz po szpitalach" - powiedziała.
W wyniku ataku ucierpieli znajdujący się wówczas na Majdanie Polacy. Jeden z nich to dziennikarz Tomasz Piechal z portalu Eastbook. Drugi, Jacek Zabrocki, jest dyrektorem jednego z polskich koncernów na Ukrainie.
""Kiedy zaczęła się pacyfikacja, siedziałem na Majdanie. Miałem na sobie szalik z napisem Polska. Kiedy to zobaczyli +Berkutowcy+ usłyszałem okrzyk: +Internacjonał!+ i dostałem pałą po głowie. Padłem na ulicę. Ludzie odstawili mnie do ambulansu" - relacjonował Zabrocki w rozmowie z PAP.
"Bito nas bardzo agresywnie, nie zwracając uwagi, że były tam osoby starsze i studenci, a właściwie dzieci. Bito pałkami, z całych sił. Mnie kilka razy uderzono w głowę a kiedy upadłem, byłem na leżąco kopany" - powiedział PAP Piechal.
"Duża część rannych nie została odwieziona do szpitala, lecz do komisariatu. Ludzie mają połamane ręce, rozbite głowy. Jedna osoba na moich oczach dostała zawału serca" - przekazał Piechal.
Polacy zwrócili się o pomoc do konsulatu Polski w Kijowie, gdzie obecnie przebywają.
Protesty na Ukrainie wybuchły 21 listopada, kiedy rząd ogłosił, że wstrzymuje przygotowania do podpisania umowy stowarzyszeniowej z UE. Porozumienie miało być zawarte w piątek, na szczycie Partnerstwa Wschodniego w Wilnie. Zgromadzeni na Majdanie demonstranci mieli nadzieję, że oświadczenie rządu to blef, z pomocą którego władze chcą uzyskać od UE większą pomoc finansową.
Gdy tego samego dnia w godzinach popołudniowych media przekazały, że obecny w Wilnie prezydent Wiktor Janukowycz jednak nie podpisał umowy, w centrum Kijowa pojawiły się liczne oddziały milicji, w tym funkcjonariusze specjalnej formacji Berkut. Doszło do przepychanek. Politycy opozycji ogłosili wówczas, że protesty będą kontynuowane, oraz że będą dążyć do usunięcia Janukowycza ze stanowiska szefa państwa.